Akoustyx to amerykańska manufaktura specjalizująca się w produkcji monitorów dousznych przeznaczonych zarówno dla osób związanych z tworzeniem muzyki, jak i dla wymagających konsumentów. Wyróżnikiem firmy z Kalifornii jest wielkie przywiązanie do ergonomii słuchawek, co mieliśmy okazję sprawdzić przy okazji naszych recenzji modeli R-110 oraz R-120.

Tym razem dotarły do nas dwa modele: podstawowy, wyceniony na 55 dolarów model R-100 oparty, tak jak cała seria R producenta, na przetworniku armaturowym, oraz nietypowy S-6, kosztujący 175 dolarów. Dlaczego nietypowy? Gdyż Akoustyx postanowił w niewielką obudowę włożyć przetwornik planarny, mający dać możliwie równe i pozbawione zniekształceń brzmienie. Czy obie te pary słuchawek dokanałowych, będące na skrajach oferty producenta, są w stanie zapewnić odpowiednio wysoki poziom brzmienia na mocno konkurencyjnym rynku? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Wyposażenie


Oba modele przychodzą zapakowane w niewielkie kartoniki. Dość zaskakująco, choć przy R-100 zachowano kolorystykę znaną z całej serii R, to jednak zmieniono samo opakowanie, natomiast przy S-6 mamy takie samo pudełeczko jak w serii R, ale z inną kolorystyką. Jak widać postanowiono jakoś wyróżnić zarówno najtańszy model, jak i jedyny z przetwornikiem planarnym.

REKLAMA
hifiman

W środku, jak zawsze przy słuchawkach Akoustyxa, mamy całkiem bogate wyposażenie i w dużej części wspólne:

  • trzy pary piankowych nasadek w rozmiarach S, M oraz L,
  • trzy pary pojedynczych silikonowych tipsów w rozmiarach S, M oraz L,
  • jedną parę podwójnych nakładek silikonowych w rozmiarze M,
  • trzy pary silikonowych nakładek z haczykiem, stabilizujące słuchawki w uchu (plus jedna para bez haczyków w modelu R-100),
  • wymienny kabel ze złączem MMCX,
  • etui ochronne.



Mimo że lista akcesoriów jest bardzo podobna, to ze względu na odmienną konstrukcję słuchawek nie są one wymienne pomiędzy oboma modelami. Wyjątek stanowi kabel – taki sam w R-100 oraz S-6, a jednocześnie inny niż w R-110 oraz R-120, które są wyposażone w przewody z pilotem i mikrofonem do telefonów komórkowych, co trochę się kłóciło ze studyjnym (według producenta) przeznaczeniem słuchawek.

Oczywiście możemy również przełożyć etui, choć w przeciwieństwie do wszystkich innych modeli Akoustyx, w R-100 zastosowano tańszą konstrukcję ze sztywnego tworzywa, zamiast miękkiej piankowej z kieszonką na tipsy. Nie jest to jednak nic złego, bo futerał łatwo mieści się w kieszeni i dobrze chroni słuchawki przed uszkodzeniem, więc spełnia swoją funkcję.

Wykonanie i ergonomia


Konstrukcja Akoustyx R-100 jest kopią modelu R-110. Zastosowano tu takie same kopułki wykonane z półprzezroczystego tworzywa w herbacianym kolorze oraz pojedynczy przetwornik armaturowy firmy Knowles. Mamy ten sam kształt, ten sam kolor, takie same złącza MMCX oraz takie same nakładki. Wizualnie oba modele są więc nie do odróżniania, natomiast same przetworniki posiadają nieco inne parametry i zostały zestrojone inaczej.

Tak jak w wyższych modelach, tak i w R-100 wygląd jest dość spartański, nie przyciąga wzroku i jest nieco plastikowy. Nie można natomiast mieć zastrzeżeń do samego wykończenia. Wszystkie łączenia zostały bardzo dobrze spasowane, bez śladów klejenia czy wyczuwalnych szczelin. Pewne obawy może budzić bardzo cienka tulejka, ale jeśli nie będziemy upychali w kieszeniach czy plecakach słuchawek bez etui, to nic się im nie stanie.




Bardzo jednoznacznie można za to ocenić ergonomię tego modelu. Tak jak R-110 oraz R-120, należy on do jednych z najwygodniejszych słuchawek dokanałowych, z jakich kiedykolwiek korzystałem. R-100 są świetnie wyprofilowane, bardzo lekkie i na tyle małe, że całe chowają się w małżowinie i można w nich wygodnie leżeć również na boku, a wąska tulejka pozwala na dopasowanie tipsów praktycznie do każdego ucha, bez przykrego wrażenia rozpychania kanałów. Gdy dodamy do tego silikonowe nakładki stabilizujące (a także uszczelniające kanał, co pozytywnie wpływa na brzmienie), naprawdę ciężko znaleźć w tej konstrukcji jakiś minus. Gdybym jednak musiał cokolwiek wskazać, to nie tyle wadę, co kwestię preferencji: niektórzy wolą złącza 2-pin od MMCX i nie wszystkim odpowiada budowa wymuszająca noszenie kabla za uchem. Jeśli te aspekty nie przekreślają dla nas słuchawek, to trudno o wygodniejsze dokanałówki niż seria R Akoustyxa.

Model S-6 znacząco różni się pod tym względem od R-100. Przede wszystkim, ma on budowę bardziej klasyczną, pozwalającą nosić kabel puszczony bezpośrednio w dół i mocno przypominającą np. serię E od Final Audio czy nieco starsze Etymotic. O ile R-100 posiada obudowę z R-110, tak w S-6 została ona przeniesiona niemal bezpośrednio z modelu R-220. Komora przetwornika oraz tulejka są wykonane z lekkiego stopu aluminium z tytanową powłoką, natomiast tylna część, zawierająca gniazdo MMCX, została zrobiona z tego samego tworzywa, co kopułki serii R. W przeciwieństwie do modeli R-210 oraz R-220, pomiędzy elementami kopułek dodano kolorowe paski ułatwiające szybką identyfikację strony – lewa posiada pasek niebieski, a prawa czerwony. To proste i eleganckie rozwiązanie, choć przy gorszym świetle będą one zupełnie nie do odróżnienia. Całość, typowo dla słuchawek Akoustyx, została bardzo dobrze wykonana.




Komfort użytkowania S-6 już jest mniej jednoznaczny niż w R-100. Wiele zależy od tego czy się zdecydujemy na założenie nakładek stabilizujących. Bez nich, jest to typowa konstrukcja, wymagająca głębszej aplikacji w uchu, aby utrzymać pewnie obudowy w uchu i zachować odpowiedni poziom uszczelnienia kanału słuchowego. O ile część osób preferuje właśnie taki sposób noszenia, to niekoniecznie przypadnie on do gustu większości, zwłaszcza że krótsze tulejki w S-6 niejako wymagają rozepchania kanałów w uchu. Niemniej po założeniu nakładek sytuacja zmienia się diametralnie. Nie dość, że utrzymują one słuchawki w miejscu mimo płytszej aplikacji, to również nieco wzmacniają izolację akustyczną od otoczenia, więc tym bardziej nie trzeba aplikować Akoustyxów aż tak głęboko. Dzięki temu uzyskujemy poziom komfortu niemal równie wysoki, co w R-100 i tylko względy zdrowotne powinny nas powstrzymywać od wielogodzinnych odsłuchów, szczególnie że zależnie od naszych preferencji, możemy nosić kabel za uchem lub puszczony w dół.

Trochę gorzej wypadają oba modele w kwestii izolacji od otoczenia. O ile S-6 faktycznie przy głębszym włożeniu potrafią dość dobrze odciąć od zewnętrznych hałasów (producent wskazuje na -34dB wygłuszenia), tak w obu przypadkach należałoby zmienić oryginalne gumki na jakieś grubsze, o ile wyciszenie jest dla nas priorytetem. Należy jednak pamiętać, że przy takiej zmianie możemy być zmuszeni poświęcić częściowo komfort.

Specyfikacja


Akoustyx R-100

  • przetworniki: zbalansowana armatura Knowles
  • pasmo przenoszenia: 15 Hz-22 kHz
  • impedancja: 22 Ω
  • czułość: 115 dB
  • kabel: monokrystaliczna miedź OFC, MMCX > 3,5 mm (ok. 120 cm)

Akoustyx S-6

  • przetworniki: planarny z dwoma magnesami neodymowymi N50
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-44 kHz
  • impedancja: 18 Ω
  • czułość: 108 dB
  • kabel: monokrystaliczna miedź OFC, MMCX > 3,5 mm (ok. 120 cm)

Brzmienie


Odsłuchy postanowiłem zacząć od podstawowego modelu Akoustyx R-100. Od razu można zauważyć, że nie są to słuchawki przeznaczone dla osób szukających masywnego basu. O ile z reguły ten generowany przez przetworniki armaturowe nie uchodzi za zbyt bogaty, tak często stara się ona nadrabiać szybkością uderzenia, stawiając możliwości techniczne ponad naturalność wybrzmiewania. W przypadku R-100… nie mamy tak naprawdę ani jednego, ani drugiego. Niskie częstotliwości są lekko wycofane, delikatne, nieco zaoblone. Producent zestroił je tak, by wygaszały się wolniej, a więc nie dostaniemy tego szybkiego i precyzyjnego basu znanego z wielu innych armatur, a przez słyszalny spadek poniżej 60 Hz sprawiający, że poniżej 35 Hz już prawie nic się nie dzieje, ciężko mówić o jakimś większym wypełnieniu dźwięków. Cierpią na tym praktycznie wszystkie gatunki muzyczne, gdyż w rapie nie będzie mocnego beatu, w metalu ucieknie nam siła perkusji, a w klasyce wygładzona zostanie wiolonczela. I choć wydaje się to przekreślać słuchawki same w sobie, to jednak nie do końca tak jest, gdyż tak zestrojony dół pasma ma pewne uzasadnienie w odbiorze R-100 jako całości, co wyjaśnię w dalszej części.

Na razie przejdźmy do tonów średnich, które mają całkiem ciekawą charakterystykę. Jest na nich lekkie ocieplenie, dające poczucie naturalności, dobrze łączące się z łagodnym, ale jednocześnie całkiem bogatym brzmieniem instrumentów i nieco przyciemnionym z uwagi na dołek przed sopranami. Nie jest to ociężałe i duszne granie, jakie często można spotkać przy takim strojeniu, tymczasem w R-100 znajdziemy duże zróżnicowanie poszczególnych tonów, lekkie odsunięcie linii instrumentów od słuchacza i intymne, ale nie klaustrofobicznie bliskie wokale. Całość jest prowadzona tak, by zapewnić jak najbardziej naturalne brzmienie, jednocześnie tak mało ofensywne, jak to tylko możliwe. To dość niespotykana kombinacja, by dawać tak duży spokój i przejrzystość w tym samym czasie. Nie jest więc zaskoczeniem, że nie znajdziemy tu nadmiaru sybilantów, czy gitar rzuconych w twarz słuchacza, a gorszej jakości nagrania nie będą nas odrzucać. I choć wydawać by się mogło, że ucierpią na tym wokale, to jest wręcz przeciwnie, gdyż ich pasmo jest najbardziej wyeksponowane w strojeniu R-100, zapewniając przejrzystość i naturalność śpiewu. Jest od tego jednak pewien wyjątek, dotyczący wysoko prowadzonych głosów, które niby zyskują na czytelności, ale zdecydowanie tracą wiele blasku, który zazwyczaj je charakteryzuje.

Tony wysokie, jak należało tego oczekiwać, są łagodne i lekko cofnięte względem średnicy. Nie są jednak schowane i poza początkową fazą, gdzie starają się chować sybilanty, są prowadzone zaskakująco naturalnie, z dobrze zaprezentowanymi instrumentami o przyjemnej barwie i wyraźną fakturą dźwięków. Niestety, mimo niewątpliwych plusów, góra w Akoustyx R-100 sprawia wrażenie nadmiernie ściśniętej, gdyż za szybko zaczyna się spadek w najwyższych rejestrach, przez co trochę brakuje im swobody np. przy większych składach skrzypcowych.

Szczegółowość jest na dobrym poziomie jak na ten przedział cenowy, a gdy porównamy go z charakterystyką brzmienia, to niejednokrotnie zaskakuje na plus, szczególnie w zakresie tonów średnich, gdzie potrafi dziać się całkiem dużo w zakresie przekazywania mikrodetali. Najgorzej wypadają w tym aspekcie tony niskie, gdyż zbyt szybki spadek ogranicza ilość odbieranych przez słuchacza informacji.

Scena jest przyzwoicie zarysowana, z wyraźnym pierwszym planem, który jest lekko odsunięty od słuchacza i czytelnymi kolejnymi warstwami, oddalającymi się na boki oraz niewielką, ale obecną głębią. Brakuje tu jednak większej ilości powietrza pomiędzy poszczególnymi instrumentami, przez co ciągle mamy wrażenie, że grają one trochę za blisko siebie i cierpi na tym holografia, przez co trudniej precyzyjnie ulokować dane źródło dźwięku w przestrzeni.

R-100 to również słuchawki mało wymagające co do źródła, do którego je podpinamy. Dotyczy to zarówno wymagań odnośnie mocy, gdyż ten model Akoustyxa po prostu nie ma co do niej wielkich wymagań, jak i samej charakterystyki brzmienia. Niezależnie czy sparujemy je z telefonem, dedykowanym odtwarzaczem czy nawet zestawem stacjonarnym, to słuchawki zachowują się podobnie, co w dużej mierze jest wynikiem ich bezpiecznego strojenia, nastawionego przede wszystkim na tony średnie.

Dokładnie z tego samego powodu R-100 nie są nadzwyczaj uniwersalne pod kątem doboru materiału muzycznego, gdyż wiele gatunków, zwłaszcza współczesnych, chętnie kieruje uwagę słuchacza w stronę skrajów pasma przenoszenia, akcentując bas i tony wysokie. Z tego powodu warto rozważyć te dokanałówki, tylko jeśli lubimy muzykę spokojną, opartą na żywych instrumentach, często z dominującą rolą wokali czy po prostu potrzebujemy czegoś wybitnie wygodnego do audiobooków i podcastów, w których Akoustyxy sprawdzają się świetnie. Tu często ograniczenia na basie nabierają pewnego sensu, nie odciągając nas od średnicy i pozwalając na dłuższe odsłuchy bez zmęczenia ucha. Można się również nimi zainteresować jeśli szukamy dokanałówek do muzyki klasycznej, ale wtedy już potrafią być dość wybredne, czy to przez przygaszanie skrzypiec, trójkąta czy fletu, czy przez braki w przekazywaniu nisko schodzącej wiolonczeli lub organów.

Gdy rozpatrujemy konkurencję, ciężko o coś faktycznie zbliżonego, ale można wymienić dwa uznane modele od lat będące na rynku, a mianowicie HiFiMAN RE-400 oraz Final E3000. To również nieduże (szczególnie model Finala) i dość bezpiecznie zestrojone konstrukcje, przy czym wciąż bardziej dosadne na basie i oferujące gęstsze brzmienie, ale jednocześnie mniej swobodne na średnicy i nie tak szczegółowe jak budżetowy model Akoustyx. Bliżej R-100 są Etymotic MK5, które posiadają zbliżoną charakterystykę tonów średnich i wysokich, jeszcze więcej detali oraz lepiej rozciągnięte soprany i bardziej rozbudowany bas, ale obecnie są one również dwa razy droższe, a przede wszystkim bardziej kontrowersyjne ergonomicznie, gdyż nie każdemu odpowiada głęboka penetracja ucha.

A co z modelem umiejscowionym stopień wyżej w hierarchii Akoustyxa, czyli R-110? Przede wszystkim, są to słuchawki równiejsze od R-100, z mocniej rozciągniętą górą oraz bardziej zwartym basem. To jeszcze nie do końca studyjne brzmienie, ale wyraźnie różnią się od spokojnego charakteru R-100, mimo wręcz bliźniaczej konstrukcji. Natomiast większość nowych słuchawek w zbliżonej cenie oferuje inne brzmienie, z mocniej zaznaczonym basem, jaśniejsze, bardziej bezpośrednie i agresywne. Nawet gdy nieco nadwyrężymy budżet i skusimy się na Dunu Titan S czy Truthear HEXA, które są znane z tego, że odchodzą od rozrywkowego grania, to dalej będzie to dalekie od skupienia na średnicy, które daje Akoustyx R-100.

Jak natomiast wypadają Akoustyx S-6? Tu już mamy do czynienia z brzmieniem niemal referencyjnym. Bas schodzi bardzo nisko, jest sprężysty, szybki, a jednocześnie potrafi dłużej wybrzmiewać gdy jest taka potrzeba. Dzięki temu jego przekaz jest wielowymiarowy, z łatwością przekazujący różne linie instrumentów operujących w tym zakresie, a zastosowanie planarnego przetwornika pozwoliło ograniczyć zniekształcenia generowane przez słuchawki. Dół jest też lekko podbity, od midbasu aż po najniższe tony, jednak nie w stopniu, który zadowoliłby bassheada. Daje to trochę bardziej rozrywkowej natury w brzmieniu S-6, ale nie da się ukryć, że są to słuchawki skierowane bardziej pod krytyczne odsłuchy niż wpisujące się w radiowe granie, szczególnie że chętnie wyciągają na wierzch niedostatki realizacji. Przez to z jednej strony ten model Akoustyx dobrze się sprawdza w bardzo wielu gatunkach muzycznych, a z drugiej musimy celować w jak najlepsze jakościowo nagrania, by cieszyć się ich brzmieniem. Jednak czasami trzeba się nieco kontrolować, bo podniesiony bas w mniejszym stopniu niż w zdecydowanej większości konsumenckich słuchawek sprawia, że trochę zbyt chętnie zwiększa się głośność.

Tony średnie są lekko docieplone w swoich niższych częściach ze względu na podciągnięty bas, oraz dobrze rozświetlone, ale jeszcze nie ofensywne w okolicach tonów wysokich, za co odpowiada wyraźnie zaznaczony przedział od 2 kHz do 4 kHz. Dzięki temu średnica jest pełna, momentami wręcz organiczna, a jednocześnie pełna energii, przejrzysta i zwarta. Najbardziej korzystają na tym nagrania oparte na żywych instrumentach, oferując brzmienie dokładne i namacalne, gdzie bez problemu wyłapiemy kolejne wibrujące struny gitary lub fortepianu czy zmiany na klawiszach saksofonu. Należy jednak pamiętać o wspomnianym podbiciu wyższej średnicy, które delikatnie wyostrza dźwięki, co wpływa na ich barwę. O ile z reguły nie ma to znaczenia na całościowy odbiór utworu, tak szczególnie przy męskich wokalach można zauważyć ich niewielkie podniesienie do góry, co nie przy każdym głosie jest tym, czego można oczekiwać. Zupełnie inaczej jest w przypadku wokali kobiecych, gdzie doświetlenie wyżej wchodzących głosów, o ile są to głosy czyste, sprawia że są one jeszcze bardziej ekscytujące. Jeśli jednak wraz z wysoko pociągniętym wokalem pójdzie fałsz czy sybilanty, to S-6 bez zawahania nas o nich powiadomią. Zdecydowanie nie jest to model, który będzie wygładzał słabe nagrania. I o ile faktycznie wspomniane zmiany brzmienia na wyższej średnicy są drobne, tak w słuchawkach aspirujących do miana referencyjnego studyjnego brzmienia, jest to warte odnotowania.

Tony wysokie w Akoustyx S-6 to taka wisienka na torcie. Nigdy nie próbują wychodzić przed szereg, ale gdy się pojawiają, to są zwarte, dobrze napowietrzone i sięgają wysoko. Są one prowadzone stabilnie i mają bardzo naturalną barwę. Nie uświadczymy tu żadnego szklistego pogłosu czy zapiaszczenia, dzięki czemu są one niezwykle uniwersalne i bardzo dobrze oddają zarówno koncerty skrzypcowe, jak i szybkie talerze w metalu. Nie są też męczące przy dłuższych odsłuchach, co przy tak dużej czystości dźwięku i mocniejszej wyższej średnicy jest bardzo rzadko spotykane, szczególnie w tym pułapie cenowym.

Szczegółowość jest bardzo wysoka, aż do poziomu mikrodetali jest ogrom informacji przekazywanych przez S-6, a przy tym nie są one rzucone w twarz słuchacza oraz nie męczą. Zamiast suchej analizy jest tu duża gładkość w podawaniu detali. Oczywiście poza niewątpliwym plusem przy krytycznych odsłuchach ma to również swoje konsekwencje, o których już wcześniej wspomniałem, tj. należy szukać dobrych nagrań, gdyż opisywane słuchawki nie mają tendencji do wygładzania błędów realizacji. Jeśli ta będzie zrobiona słabo, to my to usłyszymy, co może popsuć niejedną ulubioną piosenkę.

Scena jest zaskakująco dobrze rozbudowana jak na tak małe słuchawki o głębokiej aplikacji. W takich przypadkach często brakuje jakiejkolwiek głębi, tu natomiast jest ona jak najbardziej zarysowana, co w połączeniu z dość szerokim prowadzeniem dźwięków oraz bardzo dokładną holografią pozwala na precyzyjne przekazywanie źródeł pozornych nie tylko na pierwszym, ale również na kolejnych planach. Dzięki temu S-6 dobrze spisują się nie tylko przy odsłuchach muzyki, ale również w grach komputerowych czy przy medytacji.

Natomiast posiadają one jeden dość zasadniczy problem, a mianowicie duże uzależnienie od źródła. Przede wszystkim, S-6 lubią dostać sporą ilość prądu jak na słuchawki dokanałowe. Bez tego może wyraźnie brakować wypełnienia dźwięków, całość zrobi się dość chuda i ostatecznie nudna, mimo ciekawego strojenia. Tu często z pomocą przychodzi wyjście zbalansowane w odtwarzaczach czy bardziej zaawansowanych dongle’ach i adapterach Bluetooth. Niestety w zestawie z S-6 nie ma stosownego kabla, by móc je od razu wykorzystać. Oczywiście dzięki gniazdom MMCX nie ma żadnego problemu z dobraniem takiego przewodu, ale to już kolejny wydatek.

Kolejną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest sama charakterystyka brzmienia źródła. Tu dobrze jest podłączyć coś, co posiada nie tylko dobrze opanowane soprany oraz dodające nieco ciepła muzyce, ale jednocześnie całościowo oferującego dość wysoki poziom pod względem dynamiki, co pozwoli Akoustyxom rozwinąć skrzydła. O ile będzie dobrze nawet z takiego Qudelixa-5K, Dunu DTC-500 czy Lotoo Paw S1, tak dopiero przechodząc na xDuoo XD05 Plus, Chord Mojo 2 czy stacjonarne Aune X1s GT miałem poczucie, że jestem w stanie wycisnąć z S-6 wszystko co mają do zaoferowania. Jeśli jednak damy im to czego potrzebują, to słuchawki odwdzięczą się bardzo angażującym i zaskakująco uniwersalnym brzmieniem, które potrafi wciągnąć praktycznie w każdym gatunku muzycznym. Dodatkowo duża podatność na equalizację dźwięku, pozwalająca na ingerowanie w brzmienie S-6 bez generowana zniekształceń, jeszcze ułatwia dobór repertuaru i osobiście nie znalazłem nic, co by na nich zabrzmiało źle.

Konkurencją na pewno są Letshuoer S12: podobnie wycenione, również oparte o planarny przetwornik, a przede wszystkim o nieco zbliżonym strojeniu. Nieco, gdyż S12 są zestrojone bardziej nowocześnie, z mocniej zarysowanymi tonami niskimi oraz bardziej bezpośrednią górą pasma. Do swojego rozrywkowego charakteru dodają również bardziej rozbudowaną scenę niż ta w S-6, choć ze słabszą holografią. Za to S-6 dają nam większą spójność brzmienia, wyższy poziom detalu oraz więcej neutralności. Niemniej jednak nie są to wielkie różnice i raczej należy je rozpatrywać na zasadzie wyboru czy chcemy słuchawki nieco bardziej wesołe w swoim graniu (Letshuoer), czy może lekko w stronę studyjną (Akoustyx).

Ciekawą alternatywą są również MEE Audio Pinnacle P1. Choć oparte na przetworniku dynamicznym, to również dość wymagające co do źródła i chętnie się odwdzięczające za jego jakość oraz większą moc na wyjściu. P1 także zaliczają się do grona słuchawek o mniej konsumenckim strojeniu, ale w porównaniu do S-6 mają bas zaakcentowany w jego środkowej części, a nie w najniższych rejestrach. Jednak największa różnica jest w tonach wysokich, które w Pinnacle są mniej stabilne i bardziej narażają słuchacza na sybilanty. W zamian potrafią się odwdzięczyć bardziej naturalnym i przestrzennym brzmieniem.

Z kolei Akoustyx R-120, czyli model sąsiadujący w hierarchii amerykańskiego producenta, to już brzmienie wyraźnie nastawione na przekaz studyjny, pełny szczegółów, lekko rozjaśniony, a przy tym trochę wyprany z emocji. Przez to są to słuchawki przeznaczone bardziej do pracy z dźwiękiem, podczas gdy S-6 mają dawać więcej radości z odsłuchów, nawet kosztem mniej neutralnego przekazu.

Podsumowanie


Akoustyx ze swoimi modelami R-100 oraz S-6 jednocześnie potwierdza, że wie jak robić dobre słuchawki dokanałowe, a przy tym kieruje je do zupełnie innych klientów, próbując dla siebie znaleźć niszę poza głównym nurtem. I choć obie pary nie są przykładem typowego konsumenckiego strojenia, to uważam je tym bardziej za interesujące, gdyż potrafią dać nam coś, co rzadko znajdziemy u konkurencji. Gdy połączy się to z wzorową ergonomią oraz dobrym wykonaniem, dostajemy słuchawki, po które po prostu warto sięgnąć, jeśli mamy nieco niestandardowe potrzeby.

Skupione na średnicy, detaliczne i niemęczące R-100, które przy tym nie są zbyt ciemne w brzmieniu, to idealna propozycja dla osób szukających słuchawek do odsłuchu ebooków, podcastów czy spokojniejszej muzyki, operującej głównie w zakresie tonów średnich. I choć tak ograniczona funkcjonalność w cenie 55 dolarów wydaje się przesadnie dużym wydatkiem, to ciężko mi znaleźć bezpośredniego konkurenta, który równocześnie zaoferuje tak bezkompromisową wygodę przy odsłuchach.

Z kolei niemal referencyjne S-6 idą w inną stronę – bardzo duża uniwersalność, niezwykle zbalansowane strojenie w połączeniu ze świetną detalicznością i niemal równie wysoka ergonomia co w modelach z serii R, dają niezwykle udane słuchawki jak na kwotę 175 dolarów. Należy jednak przy nich pamiętać, by łączyć je z mocnym i dobrym jakościowo źródłem, aby pokazały pełnię swoich możliwości.

Zalety R-100:
+ rewelacyjna ergonomia;
+ naturalna barwa dźwięku instrumentów;
+ nie męczą przy długich odsłuchach;
+ bogate wyposażenie w tej cenie;
+ wysoka szczegółowość.

Wady R-100:
– praktycznie brak najniższych tonów;
– zbyt szybko wygaszona góra pasma;
– bardzo niska uniwersalność brzmienia;
– plastikowy wygląd.

Zalety S-6:
+ równe brzmienie z lekko podkreślonymi skrajami pasma;
+ bardzo szczegółowe, a zarazem muzykalne;
+ rozbudowana scena z precyzyjną holografią;
+ podatność na equalizację;
+ wysoka uniwersalność;
+ potrafią być bardzo wygodne.

Wady S-6:
– wymagające odnośnie doboru źródła;
– dla osób wrażliwych na soprany, te mogą zbyt wysunięte do przodu;
– brak kabla zbalansowanego w zestawie.

Sprzęt dostarczył:

logo

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj