Spirit Torino to ledwie ośmioletnia, włoska firma, która coraz częściej znajduje uznanie w oczach konsumentów nakierowanych na wysoką jakość audio. Co więcej, główny projektant i inżynier Andrea Ricci wprowadza w świat słuchawkowy nie tylko nową markę, ale i nowe rozwiązania techniczne, zamykając je w ciekawej estetyce retro.
Po tym, jak na ostatnich warszawskich targach Audio Video Show miałem przyjemność posłuchać flagowych modeli tego producenta, czyli Valkyria Titanium oraz Pulsar Aluminium, teraz na dłuższy odsłuch trafiły do mnie między innymi Spirit Torino Titano. Mimo ceny 8299 złotych to model niemal podstawowy poniżej którego w dużych słuchawkach od Spirit Torino mamy tylko Mistrale i Super Leggerę. Ale co taka „podstawa” oferuje?
Przede wszystkim włoską fantazję, bo Andrea Ricci zamiast stroić Titano pod ładnie wyglądający wykres, najlepiej według najpopularniejszej krzywej Harmana, zaprosił do współpracy muzyków klasycznych i jazzowych, by słuchawki brzmiały tak, jak oni uznają za naturalne strojenie. Następnie słuchawki były kalibrowane pod krzywe izofoniczne Fletchera-Munsona, by każda część pasma była jednakowo głośna dla odbiorcy, co ma zapewnić liniowość dźwięku. W dobie maszyn i komputerowej analizy cenię taki przejaw odwagi, a może i odrobiny szaleństwa, jako mało ortodoksyjny wybór, trochę przywodzący na myśl choćby pracę lutników, gdzie ucho łączy się z nauką. Współpraca zakończyła się stworzeniem półotwartych słuchawek opartych na autorskich przetwornikach Spirit Torino, napędzanych przez silne magnesy oraz z ciekawymi padami opracowanymi wraz z firmą Dekoni. Finalnie Titano mają brzmieć jak słuchawki otwarte, przy jednoczesnym ograniczeniu o połowę dźwięków wydobywających się na zewnątrz.
Wykonanie
Zanim przejdę do brzmienia, to wypada pochylić się nad wykonaniem Spirit Torino Titano, a jest nad czym. Aluminiowe kopułki z mocnym przetłoczeniem na środku i wyraźnym wzorem szczotkowania zdecydowanie mogą się podobać. Na ich zewnętrznej części umieszczono siatkę chroniącą przetworniki oraz dodatkową „kratownicę” z tworzywa sztucznego, będącą jednocześnie logiem Spirit Torino. Wokół siatki umieszczono ładnie wkomponowany biały napis z oznaczeniem producenta oraz modelu słuchawek. Jest estetycznie i prosto, ale nie spartańsko.
Od kopułek odchodzą aluminiowe widełki, które łączą się z metalowym pałąkiem za pomocą prętów/prowadnic umożliwiających dowolny obrót kopułek w pionowej osi oraz regulację ich wysokości. To rozwiązanie zbliżone do tego, jakie stosuje Grado, więc zapewne dla zdecydowanej większości potencjalnych nabywców nie będzie to nowość i nie będzie problemów z obsługą. W kopułkach zamontowane są gniazda stereo mini-jack 3.5mm, a więc oprócz kabla jaki dostaniemy w zestawie (producent daje do wyboru różne długości i wtyki), możemy podpiąć jakikolwiek inny kabel na standardowych wtykach słuchawkowych.
Pałąk to połączenie dość grubej aluminiowej blachy, dwóch warstw skóry oraz tworzywa sztucznego. Takie zestawienie charakteryzuje się elegancką prostotą z małym smaczkiem dla estetów – skórzana opaska z manufaktury Vera Pelle ma wygrawerowane logo Spirit Torino oraz podpis, jaki zostawia Andrea Ricci. Nie przypominam sobie, bym gdzieś spotkał takie rozwiązanie i faktycznie taka drobnostka może wywołać uśmiech na twarzy, pokazując przywiązanie do detali.
A skoro już mowa o niespotykanych rozwiązaniach, to warto spojrzeć na pady. Na pierwszy rzut oka to normalne pady dobrej jakości. Na zewnątrz skóra Vera Pelle, jak w przypadku części pałąka, a od strony ucha przyjemna alkantara. Ale… co tu robi pięć otworów na wylot padów? Otóż jest to system VPS (Ventilation Pad System), czyli specjalnie zaprojektowana wentylacja wewnętrznej komory padów, która z jednej strony ma wpływać na kreowanie bardziej realistycznej sceny, a z drugiej po prostu poprawia komfort, nie zatrzymując w środku ciepła. O ile faktycznie to działa i nie ma problemów z długimi odsłuchami, warto mieć na uwadze dość wyraźny ucisk, jaki pałąk przenosi na pady. Te, choć miękkie i dobrze wyprofilowane, w połączeniu z okularami mogą po dłuższym czasie sprawiać dyskomfort.
Kabel z zestawu to wykonany przez Portento Audio ośmiożyłowy przewód z miedzi beztlenowej OFC. W moim przypadku ma on długość 2,2 metra ze zbalansowaną końcówką 4.4 mm. Został on zaizolowany przyjemnym w dotyku czarnym oplotem o niskim stopniu mikrofonowania, więc w trakcie odsłuchów nie przeszkadza nam dźwięk szurania przewodu o ubrania. Mimo solidnej średnicy, przewód nie jest zbyt sztywny, ładnie się układa, a przy tym nie plącze – pod względem użytkowym ciężko mieć jakieś negatywne uwagi, wystarczy dobrze dobrać długość.
Ostatnim elementem „pozadźwiękowym” jest waga “Tytanów”. O ile w cztero- i pięciocyfrowym budżecie słuchawki ważące nawet ponad pół kilograma są dość często spotykane, to bardziej rozsądne 440 gramów, jakie waży ten model Spirit Torino, może z czasem dać się we znaki. Na szczęście miękka i szeroka skórzana opaska oraz komfortowe pady dobrze rozkładają siłę nacisku, przez co wagę bardziej czujemy na szyi niż na głowie, a to z reguły zapewnia wygodny odsłuch przez dłuższy czas. Oczywiście jest to kwestia bardzo indywidualna, ale u mnie pierwsze oznaki zmęczenia zaczynały się pojawiać po około 3-4 godzinach odsłuchu.
Można zwrócić uwagę również na wspomniane wcześniej ograniczenie dźwięków wydobywających się na zewnątrz słuchawek, aż o połowę względem konstrukcji otwartych. O ile faktycznie nie zakłócamy otoczenia w dużym stopniu, to jednak Spirit Torino Titano to wciąż słuchawki półotwarte, a więc możemy zapomnieć, że wieczorem będziemy głośno słuchać muzyki i domownicy nic nie usłyszą, a nam nie będzie nam przeszkadzał np. dźwięk pobliskiego telewizora. Tutaj mamy lekkie tłumienie w obie strony, na zewnątrz nawet zaskakująco dobre, ale dalej Titano powinno się używać w otoczeniu dość spokojnym.
Brzmienie
A co my usłyszymy wkładając Spirit Torino Titano na głowę? Mi na początku na uszy rzucił się bas. Nie żeby był nadzwyczaj wyeksponowany, bo taki nie jest, mimo że czuć lekkie podciągnięcie dolnych rejestrów w regionie 50-100 Hz, co nadaje muzyce więcej życia. Tutaj jednak sama forma przekazu jest inna, niż w większości słuchawek, jakie odsłuchiwałem w ostatnich latach. Świetna szybkość odpowiedzi przekładająca się na punktowość uderzenia, złożoność i wielowarstwowość niskich tonów, w połączeniu z prawidłową masą dźwięków i dużą gładkością wyższych partii początkowo sprawiały, że pojawiało się u mnie wrażenie odsłuchiwania słuchawek z przynajmniej dwoma przetwornikami na stronę, gdzie jeden odpowiada tylko i wyłącznie za bas. Oczywiście po przywyknięciu do tej formy prezentacji brzmienia wrażenie to zanika, ale wystarczy odstawić Titano na jeden-dwa dni i znów się pojawia w pierwszych chwilach. W teorii jest to niesamowicie uniwersalnie zestrojony dół, w praktyce, bez użycia korektora lub podpięcia do źródła, które podciągnie najniższe rejestry, niekoniecznie.
Różnica pomiędzy midbasem a subbasem jest na tyle wyczuwalna, że w agresywnej muzyce mocno opartej na basie dół jest… za mało agresywny, jakby brakowało tej kropki nad „i” w najniższych tonach. Choć w żaden sposób nie jest źle czy przeciętnie, szczególnie przy źródle dobrze dobranym do muzyki, to nie jest genialnie. A w niektórych przypadkach już o ową genialność Titano potrafią się otrzeć. Skoro jednak nieagresywna muzyka wyciągnie wszystko z tego modelu, to jaka? Tu na pewno warto wrócić kilka akapitów do góry, by przypomnieć sobie kto pomagał przy strojeniu tych słuchawek. Nagle przestaje dziwić, że koncerty muzyki klasycznej brzmią co najmniej świetnie, z momentami spektakularną reprezentacją nisko schodzących instrumentów, gdzie choćby każde pociągnięcie smyczka na strunach wiolonczeli czy dźwięki waltorni są wyraźne, wibrujące, z naturalną barwą, a jednocześnie w żaden sposób nie próbują dominować nad pozostałą częścią orkiestry. I o ile fanem jazzu zdecydowanie nie jestem, to jednak kontrabas w tle „Blue in Green” Milesa Davisa świetnie dopełnia utwór swoją spokojną potęgą. Na szczęście nie trzeba się ograniczać do tych dwóch gatunków, gdyż na Titano z dużą przyjemnością mogą odnaleźć się również fani muzyki dark wave, deep house, k-pop czy nawet minimal techno. Gdy weźmiemy pod uwagę bardziej radiową muzykę, tu “Tytany” nie mają żadnych problemów, ale z reguły zachęcają, by podkręcić nieco głośność i dodać szczyptę ostrości.
Tony średnie to delikatnie ocieplone, dynamiczne i rozłożyste granie, nastawione przede wszystkim na wokale i żywe instrumenty. O ile bas daje nam wrażenie siły, tak średnica jest bardziej ulotna, mimo że krystalicznie czysta. Gitara akustyczna czy fortepian na Spirit Torino Titano są prezentowane z bardzo dużą naturalnością, gdzie oprócz odpowiedniej barwy dźwięków słyszymy nie tylko trącane struny, ale również delikatne rezonanse w obudowach, co prawie daje wrażenie obcowania z muzyką na żywo. Saksofon z kolei ma dość ciepłe głębokie brzmienie o świetnej dynamice, co jest dla mnie bardzo pożądaną cechą, gdyż często na słuchawkach potrafi on wpadać w nieco metaliczne brzmienie i szybko męczyć swoją obecnością.
Na szczęście “Tytany” nie są jednowymiarowe i choćby fani elektroniki nie muszą szukać innego modelu, gdyż dźwięki z syntezatora również potrafią dać sporo radości swoim pulsowaniem, długością wybrzmiewania i dokładnością, więc fani Kraftwerku, Björk czy Jarre’a rewelacyjnie się tu odnajdą. Zaskakująco dobrze wypada nawet taka muzyka jak punk, power metal czy aggrotech, gdyż mimo że są to agresywne gatunki, to dużo z tej agresji kumuluje się właśnie na tonach średnich i nie ma tu już efektu przeniesionego z basu. Mam za to pewne wątpliwości co do „gęstych” gatunków, takich jak trap czy trillwave. Nie dotyczy to jednak jakości odtwarzanej muzyki, bo w końcu można zrozumieć niektórych wykonawców, ale wysoka przejrzystość i lekkość przekazu mogą po prostu nie pasować do tego typu twórczości.
Wokale to chyba najmocniejszy punkt Titano. Lekko zaznaczone, stojące przed instrumentami, z zauważalną dozą intymności, a jednocześnie nieco odsunięte od słuchacza i swobodne. Co niezwykle istotne, barwa głosów, ich pozycjonowanie oraz głośność są bardzo zbliżone w całej rozpiętości wokali, dzięki czemu nie ma żadnych problemów z odsłuchem duetów, na które bywam dość mocno wyczulony. Łącząc te cechy z czystością brzmienia, bardzo dobrym rozciągnięciem na skrajach ludzkiego śpiewu, ale bez wyciągania zbędnych sybilantów czy nanoszenia nosowości, dostajemy małą bestię do odsłuchu wokali. Poezja śpiewana, jazz, soul, opera – tutaj opisywany model Spirit Torino pokazuje swoją jakość. Jednak bez obaw, poradzi on sobie również w popie, metalu czy hip-hopie, bo prostu zrobi to z większą łatwością.
Tony wysokie są przede wszystkim dobrze rozciągnięte. Jest w nich dużo powietrza i swobody, gdy trzeba są rozświetlone, ale też nie atakują bez powodu. Dźwięki trójkąta czy talerzy perkusji są celne, szybkie, odpowiednio długo wybrzmiewają oraz posiadają naturalną barwę, daleką od wrażenia ich zapiaszczenia. Z reguły stanowią one dopełnienie niższych częstotliwości, ale gdy zachodzi taka potrzeba, np. przy koncertach skrzypcowych, przejmują rolę przewodnią. W każdym z tych przypadków są one przyjemne w odbiorze i stanowią taką wisienkę na torcie strojenia “Tytanów:.
Scena kreowana przez Spirit Torino Titano zdecydowanie bardziej przypomina słuchawki o konstrukcji otwartej, a nie półotwartej. Zapewne dużo z tym wspólnego mają pady z systemem VPS, gdyż nie czuć mocniejszego nacisku ciśnienia, jakie możemy spotkać w tego typu nausznikach, a przestrzeń ma nieco inaczej budowany rozkład planów, gdzie nawet ten pierwszy, najbliższy słuchacza, zdaje się nas otaczać w pewnej odległości, a nie od razu atakować ucho. Co bardzo istotne, wyczuwamy tu nie tylko rozkład na boki, ale również wyraźną głębię, jak i układ dźwięków w pionie. Odsuwając się na kolejne warstwy wyraźnie słychać różnicę odległości pomiędzy nimi, choć nie tracimy przy tym intymności przekazu. Jak na względnie niedużą pojemność muszli i częściową izolację bardzo zadowalająca jest zarówno wielkość przestrzeni, jak i celność w prezentacji źródeł pozornych w niej zawieszonych. Gdy połączymy to ze sposobem przekazywania brzmienia żywych instrumentów oraz wokali, Titano grają trochę w stylu kameralnych koncertów z bardzo dobrym nagłośnieniem – jest żywo, wsiąkamy w muzykę, niemal przechadzamy się pomiędzy wykonawcami.
Szczegółowość jest bardzo wysoka, co zawdzięczmy bardzo szybkiej odpowiedzi przetwornika oraz strojeniu nastawionemu na czysty przekaz. Tu naprawdę tylko najdrobniejszy „plankton” wśród dźwięków może nam uciec, ale by wskoczyć na kolejny poziom detaliczności, trzeba wydać już zdecydowanie więcej pieniędzy. Opisywane słuchawki jak najbardziej nadają się do krytycznych odsłuchów, zwłaszcza że mamy zrównoważone strojenie, które nie będzie zaburzało odbioru.
Na pewno należy natomiast zwrócić uwagę na dobór źródła pod Spirit Torino Titano. Mimo impedancji 32 Ohm, słuchawki lubią być podpięte pod mocniejszy wzmacniacz, co bardziej otwiera im górne rejestry i poprawia szybkość na szczycie dźwięków. Jednak od mocy jest ważniejsza inna cecha, a mianowicie brzmienie jakie daje nam źródło, gdyż “Tytany” są bardzo czułe na zmiany w tym zakresie. Podpięte pod Aune S9c Pro są przestrzenne, gładkie, delikatnie zmiękczone, ale przy tym precyzyjne i szybkie. W parze z xDuoo XD05 Pro z zamontowaną kością DAC ESS dodatkowo przyspieszają, zaczyna zanikać zmiękczenie, dźwięk jest bardziej punktowy, ale zmniejsza się scena. Na kości AKM Titano się dociążają, bas nabiera masy, zaczynają brzmieniowo przypominać Aune, ale z większą dozą agresji i ciągle mniejszą sceną. Z kolei kość ROHM jest bardziej średnicowa, niekoniecznie pasująca do tego modelu ze względu na mniej wyraziste skraje pasma. Natomiast gdy za DAC robi Focusrite Scarlett 6i6 2gen, a wzmacniaczem jest xDuoo TA-20 z lampami Psvane Treasure MK2, dźwięk jest najbardziej rozrywkowy, z bardziej uwydatnionym basem, również w najniższych rejestrach i trochę łagodniejszą wyższą średnicą, co pozytywnie wpływa na uniwersalność Titano, ale przy okazji ukazuje kolejną ich cechę – dużą podatność na szumy elektroniki.
Nie ma też większych przeciwskazań by nie podpinać Tytanów pod dongle – nawet jeśli nie wycisną z nich wszystkich soków, to już podstawowe przetworniki jak Dunu DTC 500, xDuoo Link2 czy Lotoo S1 potrafią z nimi dobrze zagrać, a gdy podepniemy choćby iBasso Elite, to słuchawki dodatkowo się otwierają ze swoim brzmieniem i w kwestii przenośnego grania raczej więcej nie trzeba. Mam jednak przed sobą dwa modele, które nie pasują charakterem do Spirit Torino, nieco je dusząc, a mianowicie iBasso DC06 Pro oraz Khadas Tone 2 Pro. Na obu wyraźnie spada dynamika przez pewne wycofanie góry i tam gdzie na innych słuchawkach będzie to niuans, tutaj jest to mocno wyciągane.
Jeśli chodzi o konkurencję w tym pułapie cenowym, to jedyne z czym mogę porównać, to Fostex TH909, Audeze LCD-3 oraz Meze Liric. Naturalnym rywalem dla Spirt Torino Titano są Fostexy, ze względu na zastosowanie przetworników oraz półotwartą konstrukcję. Oba modele łączy również zbliżona prezentacja średnicy, z lekko zaznaczonymi wokalami i niezwykle rzeczywistym przedstawianiem żywych instrumentów. TH909 mają jednak mocniej wyeksponowaną górę oraz wolniejszy, ale za to równiejszy bas. Scena w Fostexach jest większa, ale mało zaskakująca – w Titano więcej się dzieje, wrażenie jest mniej „słuchawkowe”. Detaliczność oraz holografia w obu parach stoją na bardzo wysokim poziomie.
Audeze LCD-3 to brzmienie cieplejsze, mniej elektryzujące i nie tak dynamiczne. To właściwie zupełnie inny dźwięk niż “Tytany” – masywny, z mocno nasyconym basem i średnicą, trochę wycofaną górą i mimo otwartej konstrukcji, pod względem budowania przestrzeni jest dość wąsko, a plany bardziej się przenikają. LCD-3 służą raczej do czarowania muzyką, a nie do wyduszania z niej ostatnich soków. Mimo bardzo dobrej dynamiki, Audeze pod względem szybkości odpowiedzi są daleko w tyle za Spirit Torino.
Z kolei Meze Liric to najbardziej rozrywkowe granie w tym zestawieniu, z podkręconymi skrajami pasma oraz wokalami. I choć może to przypominać Titano, to efekt ten występuje w Meze w większym stopniu, ale jednocześnie daje on wrażenie większej spójności pomiędzy basem a resztą pasma. Liric dają nam również bardzo dużą ilość detali, na poziomie zbliżonym do Spirit Torino, ale z nieco gorszą holografią. Ze względu na konstrukcję zamkniętą, oferują one zauważalnie mniejszą scenę, ale za to oczywiście lepiej tłumią otoczenie.
Podsumowanie
Jakie są więc właściwie Spirit Torino Titano? Na pewno ekscytujące i nietypowe, zarówno konstrukcyjnie, jak i czasami dźwiękowo. Bardzo wysoka czystość brzmienia, rewelacyjna dynamika, rozbudowanie oraz rozkład sceny trochę wychodzące poza słuchawkowe schematy i naturalność żywych instrumentów niesamowicie zachęcają do odsłuchów. Gdy dołożymy do tego solidne wykonanie oraz wysokiej jakości materiały, cena jaką musimy zapłacić wydaje się uzasadniona. Należy jednak pamiętać, że są to słuchawki bardzo wrażliwe na źródło i nie z każdym przetwornikiem czy wzmacniaczem zagrają na miarę swoich możliwości, a nawet jeśli zagrają świetnie, to niekoniecznie uniwersalnie. Niby są łatwe do napędzenia, ale dobrze reagują na większą ilość prądu, a także zachęcają do głośniejszego słuchania.
Jeśli więc ktoś jest świadomy swoich audio-potrzeb, szuka czegoś z charakterem, ale nie przesadnie ubarwionego, to na pewno Spirit Torino Titano powinny znaleźć się na liście potencjalnych kandydatów do odsłuchu i zakupu.
Zalety:
+ dynamika na poziomie słuchawek z wyższej półki cenowej,
+ wysoka detaliczność nie zaburzająca muzykalności,
+ brzmienie czyste, a jednocześnie energetyczne,
+ naturalność żywych instrumentów oraz wokali,
+ przekaz basu w sposób przejrzysty, a przy tym pełny i wielowymiarowy,
+ nietypowe rozłożenie sceny jak na słuchawki półotwarte, pozwalające „wejść w muzykę”,
+ jakość wykonania.
Wady:
– lekki spadek na subbasie wygasza część energii w agresywnych gatunkach muzycznych,
– wrażliwe na brzmienie źródła oraz szum elektroniki,
– względnie wysoka waga z czasem zaczyna o sobie dawać znać,
– zauważalny docisk padów sprawia, że dla osób w okularach mogą być niewygodne przy dłuższych odsłuchach.