Polaris to najnowsze słuchawki w ofercie Campfire Audio, wyceniane na 2399 zł. Jak spisują się hybrydy z dwoma przetwornikami (armaturowy+dynamiczny) z dedykowanymi komorami?
Polaris to drugie słuchawki hybrydowe w ofercie Campfire Audio, ale pierwsze z dedykowaną komorą także dla przetwornika dynamicznego. Kanciaste obudowy z anodowanego aluminium CNC są już dobrze znane, ale posiadają nowe, wydzielone pokrywki z powłoką Cerakote. Nowość plasuje się w niższej półce cenowej portfolio Amerykanów – to aktualnie drugi najtańszy w kolejności model (po Orionach), a producent obiecuje emocjonujące brzmienie i wyjątkowo klarowną górę.
Wyposażenie
Niespodzianek nie ma – wyposażenie jest jak zwykle bogate. Niewielkie pudełko o charakterystycznym wzornictwie zawiera:
- futerał;
- kabel MMCX – jack 3,5 mm;
- dwie opaski z rzepu;
- komplet tipsów pojedynczych (S, M, L);
- komplet pianek termoaktywnych (S, M, L);
- komplet tipsów SpinFit (XS, S, M, L);
- przyrząd do czyszczenia;
- przypinkę do ubrania;
- instrukcję obsługi;
- kartę gwarancyjną.
Tym razem futerał pokryty jest sztuczną skórą, a w środku wyłożony imitacją kożucha typu shearling – włosy są rzadsze, dłuższe i pozawijane. Kabel jest miedziany (typu Litz), zabezpieczony czarnymi izolacjami i charakterystycznie skręcony. Wtyki MMCX, tak jak w droższych modelach słuchawek, pokryto berylem. Tipsy pojedyncze nie zachwycają – są cienkie, takie jak w wielu tańszych słuchawkach. Pianki wyglądają niczym Comply z serii T, różnią się od pianek Campfire Audio dołączanych do modelu Andromeda. Do wyboru jest też pełen komplet tipsów SpinFit (z ruchomymi trzpieniami).
Konstrukcja
Na pierwszy rzut oka Polaris wyglądają na droższe od modelu Andromeda, a w praktyce kosztują prawie o połowę mniej. Niższą cenę może zdradzić jedynie kabel – pozbawiony przezroczystej izolacji, nie posrebrzany, ale nadal prezentujący się bardzo dobrze.
Polaris są trzyczęściowe – czarne tulejki połyskują, niebieskie anodowane obudowy z aluminium efektownie się mienią, a pokrywki z pokryciem Cerakote przyciągają wzrok ziarnistą fakturą. To wykończenie stosowane w przemyśle kosmicznym lub zbrojeniowym, znane z wyjątkowej trwałości. Ogólny efekt jest moim zdaniem znakomity – zestawienie kolorów jest wyjątkowe, a nic złego nie można powiedzieć także o wykonaniu – Polaris to po prostu topowa półka.
Obudowy są mocno kanciaste, a wszystkie krawędzie zostały pościnane. Na niebieskich elementach, wykonanych metodą skrawania, można dostrzec także podłużne żłobienia w górnej części oraz wypukłości od strony wewnętrznej, gdzie wytłoczono oznaczenia kanałów. Tulejki są kątowe i posiadają podwójne wyloty (oddzielne dla obu przetworników). W środku słuchawek są dwie komory. Pierwsza to znana już komora TAEC (Tuned Acoustic Expansion Chamber), która wspiera przetwornik armaturowy. Druga, czyli Polarity Tuned Chamber, to nowość wspomagająca przetwornik dynamiczny. Obie komory zostały wykonane z wydruku 3D.
Pozłocone gniazda słuchawkowe zamontowano w górnej części obudów. Na wtyki MMCX naniesiono literowe oznaczenia oraz kolorowe kropki – czerwoną i niebieską. Pleciony kabel został wyposażony w giętkie prowadnice – to typowe, sztywne temokurczki z drucikami. Niewielki rozdzielacz jest również metalowy i posiada suwak do skrócenia odcinków dousznych. Kabel został zakończony sporym wtykiem kątowym, dodatkowo pozłoconym.
Ergonomia i użytkowanie
W praktyce kanciaste Polarisy sprawdzają się gorzej niż zaoblone, „łezkowe” słuchawki produkowane przez Noble Audio, Heir Audio czy Westone. Wymagają wstępnego wyczucia, przyzwyczajenia się oraz odpowiedniego zakładania – lepiej umieszczać je w uszach bardziej pionowo, aby nie uciskały dolnej części małżowin. Po kilku chwilach nie ma z tym jednak większego problemu.
Pierwszy kontakt może budzić dyskomfort – to w końcu dosyć ciężkie, metalowe, a tym samym chłodne słuchawki. Warto ogrzać je w dłoniach przed aplikacją, szczególnie w chłodniejszych porach roku. Duże tulejki zostały odpowiednio wyprofilowane – w przypadku średniej wielkości małżowin usznych słuchawki prawie nie odstają. Wyloty mają też odpowiednie ranty, przez co tipsy trzymają się idealnie. Od ich doboru będzie zależał też poziom izolacji – najlepsza była z piankami, a najgorsza z tipsami pojedynczymi. Nietypowe Spin Fit są elastyczne i dopasowują się do kanałów słuchowych, ale mają wąskie płaszcze, przez co ważna jest głębokość izolacji. Polarisy z tego typu tipsami musiałem zakładać bardziej płytko niż w przypadku pianek oraz zwykłych nakładek. Izolacja ze Spin Fit również nie dorównywała Comply – hałaśliwe otoczenie dawało się we znaki.
Kabel spisał się wzorowo – bardzo lubię tego typu „skrętki”, gdyż są elastyczne, lekkie i dobrze układają się na ciele. Prowadnicom można nadać pożądany kształt, a jest to właściwie jednorazowa operacja, bowiem odcinki zapamiętują kształt. Efekt mikrofonowy nie występował – podczas testów szuranie lub stukanie nie sprawiało problemów. Kątowy wtyk jest dosyć duży, ale ma wypustkę, dzięki której złącze będzie kompatybilne z urządzeniami ubranymi w dodatkowe etui.