Savant to jedne z najnowszych słuchawek Noble Audio, dostępne za 599 dolarów z przesyłką. Czy faktycznie grają aż tak równo?
Słuchawki dostępne są w dwóch seriach – Classic oraz Wizard. Pierwsza to nowy design obudów z wydruku 3D, druga to słuchawki wykonane ręcznie przez Wizarda, bardziej klasyczne dla Noble, w znanym kształcie łezki – tutaj trzeba jednak dopłacić 200 dolarów. Savanty zebrały mnóstwo pozytywnych opinii, a to podobno konstrukcja “tylko” dwuprzetwornikowa. Ja przetestowałem je także z przewodami Forza AudioWorks Hybrid Series IEM oraz Linum Music.
Wyposażenie
- twarde etui Pelican 1010
- dwie opaski silikonowe z logo Noble
- trzy pary tipsów silikonowych S, M, L (czarne z niebieskim trzpieniem, dzielonym wylotem)
- trzy pary tipsów silikonowych S, M, L (półprzezroczyste z czerwonym trzpieniem i otwartym wylotem)
- trzy pary tipsów dwukołnierzowych
- trzy pary pianek termoaktywnych
- czyścik
- karabińczyk do etui
- zaciskany woreczek z logo producenta
- metalowa karta ID
- dwie naklejki z logo producenta
Jak przystało na Noble, na wyposażenie nie można narzekać. Wszystko zapakowane jest w czarne pudełko wysokiej jakości z ciekawym wzorem. Poszczególne komplety nakładek umieszczono w oddzielnych woreczkach, a same słuchawki w woreczku antystatycznym. Pelican 1010 to znane „pancerne” pudełko; jest wodoszczelne, wyłożone gumą od wewnątrz oraz pianką na pokrywie. Można przypiąć do niego karabińczyk (solidny, metalowy). Dobrze wyglądają też opaski do spięcia odtwarzacza ze wzmacniaczem, które są grube i mają precyzyjnie wytłoczone białe logotypy. Do tipsów nie mam zastrzeżeń – są grube i zrobione z wysokiej jakości materiału.
Konstrukcja
Kształt słuchawek to już niejako wizytówka Wizarda. To konstrukcja Over The Ear, przewody wpinane się u góry, a kształt jest częściowo ergonomiczny.
Słuchawki są zgrabne, niewielkie. Nie zostały zaprojektowane tak, by wypełniały całe małżowiny, imitowały słuchawki spersonalizaowane (CIEM-y). To konstrukcja wykonana z akrylu – większa część jest czarna, gładka i zaokrąglona. Cała konstrukcja jest zresztą podobna do testowanych u nas wcześniej Noble Audio 4. Sam faceplate natomiast jest już bardziej ekstrawagancki – testowa sztuka to floresowe wzory w kolorze miętowym, a do wyboru jest dużo więcej opcji, wszystkie o unikalnych wzorach. W serii Classic zamiast upiększanego panelu jest pokrywka z tworzywa o ciekawym kształcie, licznych wgłębieniach oraz żłobieniach na krawędziach.
Kopułki płynnie przechodzą w szerokie tulejki. Te wykonane są z tego samego elementu i mają dwa otwory wylotowe (dual-bore design). Przewody wpięte zostały na szczycie – wtyczka jest dwupinowa, dobrze znana, typowa dla CIEM-ów. Kanały zostały odróżnione czerwoną i niebieską kropką, odcinki przy uszach są giętkie i zapamiętują kształt – mają dodatkową, gładką koszulkę termokurczliwą. Sam przewód to także znana plecionka, czarna i elastyczna. Nie zdecydowano się na lepszy splitter – to ponownie przezroczysta koszulka termokurczliwa, zaciśnięta na przewodach (suwak został wykonany z tego samego materiału). Przewód zakończono prostym wtykiem 3,5 mm.
Mimo że widziałem tego typu konstrukcje już kilka razy, to słuchawki nadal robią wrażenie. Co prawda bardziej przemawiało do mnie drewno z Heir 4.ai S, ale i Savanty w opisywanej wersji, wyglądające niczym miętówka, to bez wątpienia ciekawy i uniwersalny design. Właściwie na pierwszy rzut oka nie widać kto wyprodukował słuchawki, bowiem w tej wersji nie ma logo producenta – na krawędzi prawej słuchawki da się dojrzeć tylko niewielki, wygrawerowany podpis Wizarda.
Ergonomia i użytkowanie
Słuchawki są lekkie, ale jednak trochę cięższe niż plastikowe Noble 4, natomiast lżejsze niż produkty Heir z drewnianymi wstawkami. To tylko częściowo ergonomiczna konstrukcja – słuchawki mają pewne zaoblenia, które pomagają wpasować się w małżowiny. Komfort jest na poziomie Heir oraz lepszy niż w przypadku Noble 4 – słuchawki to gruby, bardzo przyjemny i gładki materiał, nic nie uciska ani nie irytuje skóry. Słuchawki są grubsze niż Heir 4.ai S, ale węższe niż Noble 4 – prawie nie wystają z uszu.
Przewód dobrze trzyma się uszu, da się go też odpowiednio dogiąć, ale może jednak wymagać przyzwyczajenia i znalezienia optymalnego kształtu. Zdarza się, że czasami uciskanie – lepiej nie zginać mocno prowadnic, lecz spróbować zaokrąglić je na kształt ucha. Słuchawki trzymają się pewnie i nie wypadają.
Bardzo lubię przewody tego typu, mimo że w Savantach kabel delikatnie “mikrofonuje”, to niechciane dźwięki są i tak wyraźnie tłumione przez odcinki pamięciowe. Kabel łatwo zwinąć i wzorowo układa się na ciele. „Termokurczki” zamiast splittera i suwaka wyglądają przeciętnie, ale spisują się bardzo dobrze. Rozdzielacz nie odstaje, o nic nie zahacza, a suwak po ściągnięciu przewodów na pożądaną długość trzyma swoją pozycję.
Tłumienie jest dobre. To nie poziom Etymotików, słuchawki nie odcinają w pełni od świata, ale wyraźnie wyciszają otoczenie do tego stopnia, że hałas na zewnątrz nie przeszkadza.