Sennheiser Momentum True Wireless 3 przynoszą długo wyczekiwane zmiany, zarówno wizualne, jak i funkcjonalne. Konstrukcja została przeprojektowana i unowocześniona, a ANC jest tym razem hybrydowe i adaptacyjne.

Przetestowałem dwa, starsze modele serii Momentum True Wireless i byłem z nich zadowolony, ale oba zadebiutowały w niefortunnych momentach. Pierwszy ujrzał światło dzienne tuż przed popularyzacją ANC w dokanałówkach TWS, więc szybko stał się przestarzały. Producent nadrobił braki w Momentum True Wireless 2, ale zaraz po premierze tego modelu technologia ANC została udoskonalona, a konkurenci oferowali już etui z możliwością ładowania indukcyjnego.

REKLAMA
hifiman

Do trzech razy sztuka, bo najnowsze Momentum True Wireless 3 wydają się być bezkompromisowe. W słuchawkach zaimplementowano hybrydowe i adaptacyjne ANC, czyli mikrofony są zarówno na zewnątrz, jak i od wewnątrz słuchawek, a intensywność tłumienia ma dostosowywać się do hałasu otoczenia. Nowością są także ergonomiczne nakładki, znane głównie ze słuchawek sportowych. Co z tego wynikło i jak Momentum True Wireless 3 mają się do Sony WF-1000XM4?

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • cztery pary tipsów silikonowych (XS, S, M, L);
  • trzy pary nakładek ergonomicznych (S, M, L);
  • etui ładujące;
  • kabel USB > USB-C (długość 40 cm);
  • instrukcję obsługi i dokumentację.

W porównaniu do starszych modeli otrzymujemy ciekawe nakładki ergonomiczne. Producent nazywa je „płetwami”, co jest trafnym określeniem, bo są one krótsze i dyskretniejsze od „skrzydełek” ze słuchawek sportowych. Inne akcesoria są w zasadzie bez zmian, bo jedynie etui doczekało się minimalnych modyfikacji, o czym za chwilę.

Konstrukcja

Wzornictwo zostało zmodyfikowane i to w znacznym stopniu, a zmiany są korzystne. Tym razem obudowy słuchawek są mniejsze, bardziej obłe i gładkie, bo zrezygnowano z metalicznych pokrywek na rzecz mniejszych logo. Inaczej rozstawiono też mikrofony, bo w poprzedniku były one skupione za szeregiem dziurek, a w nowym modelu są ulokowane w różnych punktach. Ponadto słuchawki są dostępne w trzech wersjach kolorystycznych, czyli grafitowej (testowanej), czarnej oraz białej.

Pokrywki obu słuchawek to oczywiście panele dotykowe. W ich obrębie znajdują się wspomniane logo oraz jeden z mikrofonów systemu ANC. Kolejny otwór widać w przedniej części, ale ten odpowiada zapewne za obsługę rozmów. Na krawędziach słuchawek są dość szerokie rowki z blokadami na nakładki ergonomiczne. Z kolei od zewnętrznej strony można dostrzec styki ładujące z magnesami, czujniki zbliżeniowe, oznaczenia kanałów oraz dodatkowe mikrofony od ANC.

Etui wygląda znajomo, bo ma podobny kształt do tego ze starszych modeli i jest ponownie obszyte melanżową tkaniną. Na wieczku znów znajdują się estetyczne logo, zarówno od zewnętrznej, jak i wewnętrznej strony. W środku widać standardowe foremki na słuchawki z odkrytymi magnesami, co jest typowe dla serii. Jednak tym razem USB-C wraz z diodą przeniesiono na front, a także zrezygnowano z pojedynczego przycisku. Przeorientowanie interfejsu nieznacznie pogarsza estetykę, ale gniazdo z przodu może okazać się wygodniejsze w użytku.

Jakość wykonania słuchawek jest jak zwykle wysoka. Mogę przyczepić się jedynie minimalnie luźnego wieczka etui, które nieznacznie przesuwa się na boki, ale podobne luzy występują w pudełku ładującym Sony WF-1000XM4. Zastosowane materiały są solidne, perfekcyjnie wykończone i wzorowo spasowane ze sobą, co dotyczy zarówno słuchawek, jak i etui.

Ergonomia

Nowy kształt ma zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. Zacznijmy od plusów, bo trzecie Momentumy nie odstają już tak z uszu i nie rozpierają małżowin usznych. Słuchawki mniej rzucają się w oczy, ale nadal pewnie trzymają się uszu. Pomagają w tym nakładki ergonomiczne, chociaż w moim przypadku one okazały się być opcjonalne. Początkowo korzystałem ze średnich „płetw”, ale te po czasie lekko uciskały małżowiny. Sięgnąłem więc po najmniejsze nakładki, by ostatecznie w ogóle z nich zrezygnować, czyli założyć na słuchawki symetryczne pierścienie, które nie posiadają „płetw”, a jedynie maskują rowki w obudowach.

Nawet bez „płetw” słuchawki trzymały się wzorowo – Momentum True Wireless 3 ani drgały przy energicznych ruchach głową, podczas podskakiwania czy biegu. Jednak mimo że nie potrzebowałem nakładek, to bardzo podoba mi się, że producent zdecydował się na takie rozwiązanie. Osoby o mniejszych lub większych małżowinach usznych nie będą musiały obawiać się o wypadanie słuchawek. Z kolei użytkownicy, którzy nie potrzebują „płetw” docenią to, że gumowe pierścienie ułatwiają wyjmowanie słuchawek z etui czy z uszu, bo dzięki nim palce nie ślizgają się na obudowach.

Co jest zatem nie tak? Mam wrażenie, że tulejki są dłuższe od tych ze starszych modeli. Wchodzą one dość głęboko w kanały słuchowe i lekko je rozpierają, a same słuchawki nie wypełniają idealnie małżowin. Początkowo powodowało to pewien dyskomfort, ale z czasem nauczyłem się zakładać słuchawki trochę płycej. Możliwe, że jest to świadoma decyzja producenta, bo tym razem mikrofony ANC znajdują się z obu stron, a aktywna redukcja hałasu jest hybrydowa, czyli działa na podstawie mikrofonów zewnętrznych (feed-forward) oraz wewnętrznych (feed-back). Dzięki luźniejszej aplikacji mikrofony w obrębie małżowin nie są blokowane.

Aktywna i pasywna redukcja hałasu

Mam złe doświadczenia z adaptacyjnym ANC, bo działało ono słabo w słuchawkach Samsung Galaxy Buds Live czy AKG N700NC M2, które czasami potrafiły ignorować hałas, przez co szum wentylatora czy warkot silników co chwilę narastały i się wyciszały, doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Na szczęście w Momentum True Wireless 3 nie ma takich problemów, a samo ANC jest skuteczne. Słuchawki satysfakcjonująco niwelują niskie częstotliwości, więc pozwalają skupić się na muzyce przy ruchliwej ulicy. ANC nie jest jednak perfekcyjne, nie powoduje jeszcze błogiej ciszy, bo przeciętnie ogranicza wyższe rejestry. Jednak w przestrzeni miejskiej słyszałem głównie lekki szum samochodów, który łatwo było mi zignorować.

Nie mam jednak wątpliwości, że Sony WF-1000XM4 tłumią lepiej, co jest w dużej mierze zasługą skuteczniejszej izolacji pasywnej. Konkurencyjny model mocniej uszczelnia kanały słuchowe dzięki gęstym piankom, a w konsekwencji intensywniej wycisza także wyższe częstotliwości. Z drugiej strony Momentum True Wireless 3 i tak nieźle „korkują” uszy i nie powodują przy tym takiego wzrostu ciśnienia, jak Sony WF-1000XM4. W przypadku tych ostatnich musiałem częściej robić przerwy, bo zwyczajnie miałem dość uczucia zatkanych uszu. Ponadto Sennheisery zakłada się łatwiej i szybciej ze względu na zastosowanie silikonowych tipsów, więc oba modele mają swoje wady i zalety.

Funkcjonalność i czas pracy

Panele dotykowe nie podpadają responsywnością, a obsługa jest intuicyjna. Komendy jak zwykle rozdzielono pomiędzy słuchawkami – lewa ścisza po przytrzymaniu lub włącza poprzedni utwór po podwójnym dotknięciu, z kolei prawa analogicznie zwiększa głośność i uruchamia następny utwór. Nie brakuje też pauzowania, obsługi asystentów głosowych, włącznika ANC oraz trybu transparentnego. Nasłuch mnie satysfakcjonował, dobrze nagłaśniał otoczenie i naturalnie przekazywał mój głos. Poszczególne komendy można przeprogramować w aplikacji, ale nie czułem takiej potrzeby, bo funkcje nie wykluczają się wzajemnie, co ma miejsce w Sony WF-1000XM4. U konkurenta trzeba zrezygnować np. z włącznika ANC na rzecz regulacji głośności, zatem w kwestii obsługi punkt dla Sennheiserów.

Funkcjonalność jest wysoka, ale jeszcze nie kompletna. Słuchawki mają interfejs Bluetooth w wersji 5.2, który obsługuje kodeki AAC, aptX i aptX Adaptive. Cieszy mnie wsparcie dla tego ostatniego standardu, który dostosowuje przesyłowość i opóźnienia do tego, co odtwarzamy. Nie mają go słuchawki Sony, ale te mogą pochwalić się obsługą autorskiego LDAC-a. Do plusów można zaliczyć także ładowanie indukcyjne, szybkie ładowanie oraz odporność na zachlapania, ale jedynie w standardzie IPX4, co jest również bolączką „Soniaczy”. Niestety nie uświadczymy też multipointa, czyli słuchawki mogą być połączone w tej samej chwili tylko z jednym urządzeniem, ale to znów wada wspólna dla obu modeli. Z kolei jakość rozmów jest wyższa w słuchawkach Sony, ale nieznacznie, bo Sennheisery nadal satysfakcjonują przekazem głosu.

Producent obiecuje 7 godzin działania jednorazowo oraz 28 godzin łącznie, ale to wynik dla kodeka AAC oraz z wyłączonym ANC. W praktyce uzyskiwałem 5-6 godzin działania z aktywnym ANC i kodekami aptX/aptX Adaptive. To nic specjalnego, ale osiągi są zbliżone do Sony WF-1000XM4, które działają 7-8 godzin z kodekiem AAC i 5-6 godzin z LDAC-em. Na ratunek przychodzi szybkie ładowanie, bo 10 minut w etui powinno przywrócić energię na godzinę słuchania. Samo etui można uzupełniać za pomocą ładowarki indukcyjnej Qi.

Aplikacja na smartfona

Aplikacja Sennheiser Smart Control przeszła znaczny lifting wizualny oraz funkcjonalny. Tym razem większość opcji jest „pod ręką” na ekranie głównym, który jest konfigurowalny. Brakuje kliku funkcji znanych z aplikacji Sony, np. wykrywania mowy (Speak-To-Chat) i ulepszeń dźwięku. Z drugiej strony Smart Control ma bardziej przejrzysty interfejs, z którego wygodniej się korzysta. Moim zdaniem aplikacja Sony Headphones Connect jest mniej przystępna i bardziej chaotyczna.

 

Opcje rozmieszczono w widżetach. Na samej górze jest menedżer połączeń, który wyświetla urządzenia, z którymi sparowaliśmy słuchawki. Niżej jest korektor dźwięku z różnymi ustawieniami i możliwością tworzenia własnych profilów. Niestety nadal do dyspozycji są jedynie trzy zakresy w porównaniu do pięciu w korektorze z aplikacji Sony. Przygotowano także dwa suwaki – „Bass Boost” oraz „Podcast”. Działanie tego pierwszego jest oczywiste, a drugi uszczupla bas i wzmaga średnicę w celu zaakcentowania mowy, co także nie zaskakuje. Możliwe jest też stworzenie biblioteki ustawień, ale wymaga to utworzenia konta.

Kolejne widżety pozwolą dostosować zachowanie trybu transparentnego, bo nasłuch może pauzować muzykę lub nie. Dostępny jest także dodatkowy tryb ANC, który redukuje szum wiatru, ale kosztem skuteczności tłumienia. Wrażenie robią także „Sound Zones”, które bazują na lokalizacji GPS i pozwalają na automatyczną zmianę ustawień. Dzięki tej funkcji w domu może działać nasłuch, na zewnątrz ANC z redukcją wiatru, a na siłowni standardowe ANC. Poszczególnym strefom można przypisać także inne ustawienia korektora.

Specyfikacja

  • interfejs: Bluetooth 5.2 z kodekami AAC, aptX i aptX Adaptive
  • przetworniki: dynamiczne 7 mm
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-21 kHz
  • czułość: 107 dB
  • THD: <0,08%
  • pasmo przechwytywania mikrofonu: 100 Hz-10 kHz
  • funkcje: obsługa asystentów głosowych, aplikacja na smartfona, hybrydowe i adaptacyjne ANC, odporność na zachlapania (IPX4), ładowanie Qi, szybkie ładowanie
    akumulatory: 77 mAh (słuchawki) + 850-950 mAh (etui)
  • czas działania: do 7 godzin jednorazowo + 21 godzin z etui (28 godzin łącznie)
  • masa: 5,8 g (jedna słuchawka); 66,2 g (etui)

Brzmienie

  • Słuchawki: Sony WF-1000XM4, HiFiMAN TWS 800, SoundCore Liberty Air 2 Pro, Creative Outlier Air Sports V2, Jabra Elite 4 Active, JBL Reflect Flow Pro
  • Źródła: Samsung Galaxy S21 FE, Realme GT ME, FiiO M11 Plus ESS

Sennheiser Momentum True Wireless 3 – kodeki
W trakcie testów korzystałem z dwóch smartfonów – Samsunga S21 FE oraz Realme GT ME z wyłączonymi ulepszeniami dźwięku. Ten pierwszy szybko odpadł, bo S21 FE nie obsługuje kodeka aptX Adaptive i słuchawki brzmiały z nim dziwnie mdło. Ze smartfonem Realme GT ME dźwięk był klarowniejszy i lepiej zrównoważony. Okazało się jednak, że nie jest to kwestia kodeka, bo na smartfonie Realme nie było słychać dużej różnicy między standardami aptX a aptX Adaptive. Niemniej ten drugi kodek oferował trochę szerszą scenę dźwiękową i bardziej zbity bas.

Sennheiser Momentum True Wireless 3 – sygnatura dźwiękowa
Słuchawki brzmią znajomo, bo również mają w sobie pewne ciepło, gładkość i miękkość, czyli cechy charakterystyczne dla serii Momentum. Jednocześnie brzmienie jest wystarczająco klarowne i bezpośrednie, by nie sprawiało wrażenia zamulonego. Sama sygnatura dźwiękowa jest stosunkowo uniwersalna, bo najnowsze Momentumy potrafią zarówno wygenerować efektowny bas, jak i zabrzmieć lżej oraz bardziej technicznie w zależności od muzyki. Mnie słuchało się ich z przyjemnością, chociaż w pewnych aspektach mogło być lepiej.

W niskich tonach słychać progres, bo tym razem subbas jest pełniejszy, z czym starsze modele miały problem. Bas „trójek” schodzi nisko, jest masywny, gęsty i dynamicznie uderza. Nowoczesna elektronika brzmi tak, jak powinna, a gatunki rockowo-metalowe są odpowiednio masywne i dociążone. Jednocześnie dół pasma jest dość elastyczny, bo Momentum True Wireless 3 radzą sobie także z kontrabasem czy fortepianem, więc pozwalają posłuchać różnych gatunków muzycznych. Szkoda tylko, że bas nie jest bardziej zróżnicowany, bo sprawia wrażenie lekko zlanego.

Pasmo średnie nie zostało wycofane, dzięki czemu głosy wokalistów są blisko, a żywe instrumenty nie sprawiają wrażenia zgaszonych. Przekonująco brzmią gitary, dęciaki czy perkusja, bo w średnicy jest naturalne ciepło, które wynika z podkreślonego niższego zakresu. Dźwięk jest więc barwny i nasycony, a przy tym gładki. Nie ma jednak problemu z rozrywkowymi utworami – z elektroniką dźwięk staje się klarowniejszy i bardziej syntetyczny, więc najnowsze Momentumy są w miarę elastyczne. Ponadto szczegółów jest sporo, faktury instrumentów są różnicowane, ale rozdzielczość dźwięku znów nie powala na kolana. Słuchawki są raczej muzykalne niż analityczne – detal nie ma pierwszeństwa, liczą się melodie i przyjemność z obcowania z muzyką.

Wysokie tony kontynuują tendencję basu i średnicy. Góra nie syczy, nie kłuje i nie zlewa się, a przy tym odpowiednio doświetla pozostałe pasma, dzięki czemu słuchawki brzmią klarownie. Nie należy jednak obawiać się ostrości czy sybilizacji, bo przekaz był zawsze łagodny bez względu na gatunek muzyki oraz jakość realizacji. Moim zdaniem wysokie tony powinny być trochę klarowniejsze, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z korektora w aplikacji – w moim przypadku +2 dB w paśmie sopranu rozwiązywało problem. Nie każdy będzie jednak zadowolony, bo potęguje to pewną cyfrowość sopranu, co jest bolączką słuchawek strojonych za pomocą DSP.

Scena dźwiękowa jest przede wszystkim szeroka, bo kanały dźwiękowe są mocno odseparowane od siebie. Muzyka jest rozciągnięta na lewo i prawo, efekty stereofoniczne robią wrażenie, a przestrzeń jest swobodna, więc dźwięk nie osacza słuchacza. Na drugim miejscu jest głębokość sceny, bo instrumenty są całkiem nieźle różnicowane także na płaszczyźnie przód-tył. Co ciekawe scena dźwiękowa jest także wysoka, co nie jest standardem w przypadku słuchawek Bluetooth. Nie miałem wrażenia, że dźwięki są zgrupowane jedynie na linii uszu. Do zalet mogę zaliczyć także bardzo dobrą separację instrumentów z optymalnym napowietrzeniem pomiędzy dźwiękami.

Sennheiser Momentum True Wireless 3 – porównania
Postanowiłem skupić się na porównaniu z głównym i bezpośrednim konkurentem, czyli słuchawkami Sony WF-1000XM4. Założenia obu modeli są podobne, czyli jedne i drugie słuchawki brzmią muzykalnie, efektownie i przyjemnie, ale jest to realizowane trochę inaczej. Momentum True Wireless 3 okazują się brzmieć bardziej miękko, gładko i jednocześnie klarownie, gdy Sony WF-1000XM4 mają w sobie dużo energii, generują więcej basu i trochę mniej góry. Moim zdaniem Sennheisery mocniej wygładzają i zmiękczają dźwięk, a Sony generują twardsze brzmienie z wybuchowym wręcz atakiem basu. Z kolei scena dźwiękowa jest po stronie Momentumów, które skuteczniej separują kanały.

Początkowo postawiłem znak wyższości przy WF-1000XM4, bo spodobał mi się ten zbity bas. Z czasem zdałem sobie jednak sprawę, że dół w japońskich TWS-ach bywa męczący, a same słuchawki brzmią raczej efektownie i „konsumencko”. Słuchawki Sony robiły na mnie większe wrażenie w elektronice czy rocku, ale mniej chętnie słuchałem na nich jazzu, bluesa czy klasyki. W takim repertuarze preferowałem Sennheisery, które brzmiały barwniej i naturalniej, jakby bardziej „audiofilsko”. Sony wolałem zatem z Infected Mushroom, Modeselektor czy Extrawelt, gdy na Sennheiserach świetnie słuchało mi się Wyntona Marsalisa, Leszka Możdżera oraz Tomasza Stańko. Zatem fani spokojniejszego, trochę klarowniejszego dźwięku powinni wybrać Momentum True Wireless 3, a szukający basu i energii będą zadowoleni z WF-1000XM4.

Sięgnąłem także po niszowe i droższe HiFiMAN TWS 800, słuchawki wręcz archaiczne pod względem funkcjonalnym, które tak naprawdę nie stanowią konkurencji dla Momentumów, ani dla Sony WF-1000XM4. W tym przypadku było słychać potężną różnicę, bo TWS 800 brzmią zdecydowanie jaśniej, klarowniej i bardziej technicznie od obu modeli. Nie są tak wygładzone, zmiękczone i cyfrowe, więc bliżej im do przewodowych dokanałówek wyższej klasy niż typowych słuchawek Bluetooth. Nie mam wątpliwości, że TWS 800 to słuchawki bliższe równowagi i neutralności, bardziej liniowe i analityczne, a także… nudniejsze. W brzmieniu TWS 800 brakuje barw, nasycenia czy ciepła, a także ataku basu i zejścia w subbas. Zarówno Momentumy, jak i Sony brzmią od nich efektowniej, a przy tym nadal satysfakcjonują jakością dźwięku, oferując także multum funkcji, których nie posiadają TWS 800.

Podsumowanie

Sennheiser Momentum True Wireless 3 jednak nie są pozbawione kompromisów. ANC mogłoby trochę skuteczniej eliminować wyższe rejestry, a zabrakło też kilku funkcji, np. multipointa. Liczyłem również na trochę dłuższy czas pracy i bardziej zarysowane, nieznacznie klarowniejsze brzmienie.

Mimo pewnych wad, z nowych Momentumów i tak korzystało mi się świetnie. Odświeżone wzornictwo jest udane, a mniejsza konstrukcja poprawia ergonomię. Obsługa jest intuicyjna, a panele dotykowe odpowiednio responsywne, więc słuchawek używa się z przyjemnością. ANC nadal pozwala skupić się na muzyce, bo skutecznie eliminuje niskie częstotliwości z otoczenia. Do gustu przypadła mi także odświeżona aplikacja z praktycznymi opcjami. Brzmienie jest i tak bardzo dobre, bo uniwersalne – Momentum True Wireless 3 generują zarówno głęboki bas, jak i optymalnie bliską średnicę, a do tego brzmią przestrzennie. Uważam, że to najlepsze słuchawki serii.

W momencie testu Momentum True Wireless 3 są dostępne za 1129 zł, czyli kosztują kilkadziesiąt złotych więcej od Sony WF-1000XM4. Oba modele prześcigają się w poszczególnych aspektach, lista zalet i wad się balansuje. Dla przykładu Sony tłumią intensywniej, ale Sennheisery zakłada się wygodniej. WF-1000XM4 robią wrażenie uderzeniem basu, ale Momentum True Wireless 3 lepiej zgrywają się z jazzem czy bluesem. Moim zdaniem oba modele są warte zainteresowania, a jeśli szukamy klarowniejszego, bardziej technicznego dźwięku, to polecam zapoznać się także z Technics EAH-AZ60.

Zalety:
+ niezłe wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ estetyczne wzornictwo
+ bardzo dobra ergonomia
+ wygodna obsługa
+ spore możliwości
+ wysoce funkcjonalna aplikacja
+ satysfakcjonujące ANC
+ uniwersalne, muzykalne i przestrzenne brzmienie

Wady:
– ANC mogłoby być lepsze
– pewne braki funkcjonalne
– skromny korektor dźwięku
– trochę za gładkie brzmienie (subiektywnie)

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj