Akoustyx R-120 to średni model dokanałówek w portfolio amerykańskiego producenta. Wewnątrz obudów typu OTE są dwa przetworniki armaturowe Knowlesa, w zestawie są ergonomiczne nakładki, a słuchawki mają zapewnić profesjonalne, studyjne brzmienie.

Kojarzycie firmę Akoustyx? Możliwe, że nie – to młoda, startupowa marka. Odpowiada jednak za nią ta sama osoba, która powołała do życia Rock-It Sounds. W tym momencie pewnie wielu osobom zapaliło się zielone światło, w końcu model R-50 zdobył uznanie na polskim rynku. Tym razem wziąłem na tapet najwyższy model serii R1 z oferty Akoustyx, marki skupiającej się na dostarczaniu profesjonalnych dokanałówek. Producent obiecuje wiele, czyli wzorowy komfort oraz studyjne brzmienie, które ma zadowolić zarówno muzyków, realizatorów, jak i melomanów. Czyżby świetna alternatywa dla produktów Etymotic?

Wyposażenie

Słuchawki nie zawodzą wyposażeniem. Do dyspozycji otrzymujemy:

REKLAMA
hifiman

  • cztery pary ergonomicznych nakładek Freebit (XS, S, M, L);
  • trzy pary nakładek silikonowych pojedynczych (S, M, L);
  • parę nakładek silikonowych dwukołnierzowych;
  • parę pianek Comply T-100 (M);
  • pokrowiec z neoprenu;
  • kabel MMCX-3,5 mm;
  • instrukcję obsługi.

Tipsy prezentują się bardzo dobrze, są gładkie i grube. Dobre wrażenie robią także ergonomiczne nakładki z haczykami, które nakłada się na obudowy słuchawek. Świetnie, że producent dorzucił pianki Comply oraz nakładki dwukołnierzowe. Pokrowiec jest gruby, solidnie zszyty i ma dodatkową kieszonkę zamykaną na zamek błyskawiczny. Akcesorium zdobią loga marki, niestety niezbyt ładne.

Konstrukcja

Słuchawki również trudno nazwać urodziwymi. Plastikowe, przezroczyste obudowy w kolorze niebieskim prezentują się przeciętnie. Trudno jednak znęcać się nad wzornictwem, gdy produkt ma aspiracje profesjonalne – Akoustyx R-120 to narzędzia, a nie zabawki lub biżuteria. Mimo dominacji tworzyw sztucznych wykonanie słuchawek jest dobre – są one wzorowo spasowane, gładko i precyzyjnie obrobione. Producent chwali się, że słuchawki są produkowane nie w Chinach, a w Nashville w stanie Tennessee. Rezultat jest rzeczywiście dobry – nie dostrzegłem wad, skaz lub pozostałości poprodukcyjnych.

Obudowy słuchawek są niewielkie i schodkowo wyprofilowane. Od wewnętrznej strony można dostrzec niewielkie oznaczenia kanałów i długie, kątowe tulejki o wąskiej średnicy, w których widać głęboko osadzone filtry akustyczne. Pozłocone gniazda MMCX zamocowano standardowo górnej części. Na obudowy zakłada się wspominane nakładki ergonomiczne, które prawie w całości je zakrywają. Na nich znajdują się dodatkowe oznaczenia kanałów i charakterystyczne, odstające haczyki, które mają blokować się o wnętrza małżowin usznych. To rozwiązanie rzadko stosowane w słuchawkach profesjonalnych i melomańskich, a znane raczej ze sportowych dokanałówek.

Kabel robi dobre wrażenie. Ma przezroczystą izolację, więc odsłania miedziany przewodnik. Wiązka jest ze sobą zwinięta i niezależnie zabezpieczona świetną izolacją: grubą, miękką i gładką w dotyku. Przy półprzezroczystych wtyczkach MMCX znajdują się długie zausznice, czyli odkształcone termokurczki bez drucików. Rozdzielacz odcinków dousznych ma igrekowy kształt, a obok niego jest suwak. Na lewym odcinku dousznym nie zabrakło nawet pilota z mikrofonem, co lekko dziwi, zważywszy na profesjonalny rodowód Akoustyxów R-120. Kabel zwieńczono kątową wtyczką 3,5 mm, również w półprzezroczystej obudowie.

Ergonomia i użytkowanie

Ergonomia jest, jak przystało na konstrukcję OTE z nakładkami ergonomicznymi, bardzo dobra – R-120 sprawdzą się w przeróżnych sytuacjach. Właściwie nie mam żadnych zarzutów pod względem komfortu – producent dobrze wyczuł kąt falowodów oraz ich długość.

Rozmiar tipsów łatwo dobrać, a to samo tyczy się nakładek Freebit. Akoustyx R-120 ani drgną w uszach, zausznice trzymają się wzorowo małżowin usznych i nie drażnią skóry, a suwak pozwala wygodnie skrócić odcinki douszne. Nie brakuje mi też drucików w zausznicach – z tego powodu nie można nadać im pożądanego kształtu, ale zostały odpowiednio odgięte i są w dużej mierze elastyczne. Kabel jest też odpowiednio lejący się, dobrze układa się na ciele, nie jest sztywny, nie wymaga prostowania, a tym samym łatwo go zwinąć, by umieścić słuchawki w futerale.

Słuchawki oferują dobrą izolację. Podczas odsłuchów muzyki otoczenie nie da się we znaki, więc R-120 powinny sprawdzić się także w boju, czyli na scenie lub w niesprzyjających warunkach domowego studia. Zaznaczam od razu jednak, że izolacja nie jest na poziomie Etymotików, które pozostają w tej kwestii niedoścignione. Nie każdy będzie na to narzekał, zważywszy na to, że Akoustyx R-120 są znacznie wygodniejsze od ER-4S i podobnych, nie wchodzą tak głęboko w kanały słuchowe i praktycznie nie wymagają przyzwyczajania się.

R-120 należy pochwalić także za to, że praktycznie całe chowają się w małżowinach usznych – obudowy odstają tylko minimalnie. Korzystanie ze słuchawek pod czapką lub podczas leżenia na boku nie będzie zatem stanowiło problemu. Słuchawki poradzą sobie także w sytuacji odwrotnej, czyli nie wypadną w trakcie uprawiania sportu lub dynamicznych ruchów, co bez wątpienia docenią muzycy rockowi lub metalowi – agresywny headbanging na scenie jak najbardziej wchodzi w grę.

Specyfikacja

  • przetworniki: podwójne armaturowe
  • pasmo przenoszenia: 15 Hz-22 kHz
  • impedancja: 29 Ω
  • czułość: 109 dB
  • kabel: długość 120 cm, z pilotem, wtyczki MMCX-3,5 mm
  • masa: 20 g (z kablem i nakładkami), 3 g (słuchawka z nakładkami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FH7, FA7 i FA1, IMR R1 Zenith, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Conductor Virtuoso (Sabre ES9018), Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E i AM3B), FiiO BTR3, EarStudio ES100
  • DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M11
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
  • Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne

Akoustyx R-120 – brzmienie
Obawiałem się, że profesjonalizm słuchawek skończy się na opisach z pudełka, że w praktyce brzmienie będzie typowo rozrywkowe, czyli przyciemnione z podkreślonym basem. Myliłem się, ponieważ słuchawki brzmią technicznie i analitycznie – to sprzęt „pro” z krwi i kości. Brzmienie można określić jako neutralne lub liniowe, ale nie do końca – słychać pewien akcent w górze pasma. W efekcie Akoustyx R-120 stanowią takie Etymotic ER4SR z bardziej podkreślonymi wysokimi tonami. Brzmienie jest również wyjątkowo rozdzielcze, maksymalnie bezpośrednie, podawane bez jakiegokolwiek dystansu, tak jak przystało na sprzęt studyjny.

Czy słuchawki spiszą się także do rozwiązań melomańskich? To zależy. Posłużmy się analogią malarską. Wyobraźcie sobie, że na typowych, konsumenckich słuchawkach muzyka jest jak skończony, olejny obraz, barwny, nasycony, efektowny i przyjemny w odbiorze. W przypadku tytułowych słuchawek mamy do czynienia raczej z samym, czarno-białym szkicem, wykonanym ołówkiem – wszystko tam jest, każdy detal jest prezentowany jak na dłoni, nic nie umknie naszej uwadze. Taki szkic zrobi na nas wrażenie samą techniką, a nie barwami lub emocjami, co nie każdy doceni. W efekcie Akoustyx R-120 mogą być dla jednych spełnieniem marzeń, a innych zdecydowanie zniechęcą. Jako fan Etymotików jestem raczej w tej pierwszej grupie, ale… Zacznijmy od początku.

Bas jest liniowy, płaski, szkicowy, techniczny. Nie ma co liczyć na wibrujący subbas, którego niby nie brakuje, ale nie jest podbity, więc nie robi specjalnego wrażenia. Nie uświadczymy też gęstego i masywnego midbasu, a wyższy bas nie wybije się ponad przekaz. Ot, brzmienie R-120 jest płaskie jak deska, ale jednocześnie wzorowo dynamiczne, perfekcyjnie kontrolowane i zróżnicowane. Detali jest mnóstwo, a faktura instrumentów prezentowana jest kontrastowo. Fani analizy powinni być zachwyceni – można precyzyjnie śledzić poczynania muzyków, które prezentowane są maksymalnie blisko. Linie basówek, kontrabasów, praca perkusyjnej stopy nie znikną gdzieś w tle, ale będą prezentowane w sposób surowy. Nie można oczekiwać zagęszczenia i soczystości, dawki ciepła, gładkości i miękkości. Bas w R-120 to sam szkielet.

Średnica to ta sama bajka, opis basu można wręcz skopiować. Jest liniowo, laboratoryjnie, bardzo szczegółowo i bez dystansu. Niższy zakres średnicy ma taki sam priorytet co środkowy lub wyższy, ale pasmo jest blisko, więc rozbrzmiewa nadal dość naturalnie, bez koloryzacji. Fani mikrodetali, wysokiej dynamiki, zróżnicowania faktury gitar, dęciaków, smyczków itd. będą zadowoleni, ale ci szukający gładkości, barw i ciepła już raczej nie. Akoustyx R-120 to słuchawki do rozkładania muzyki na czynniki pierwsze, a nie czystej rozrywki. Zatem mimo tego, że wzorowo trzymają się one uszu, to raczej nikogo nie zmotywują do tańca lub biegania. Wspominany headbanging też raczej odpada, ponieważ metal bywa jazgotliwy.

W wysokich tonach jest… niespodzianka. Moim zdaniem pasmo to jest wyraźnie podkreślone, przez co przekaz nie jest idealnie liniowy, perfekcyjnie zrównoważony. Takie jest, moim zdaniem, brzmienie Etymotików, które spokojniej prezentują wysokie rejestry, z takim samym priorytetem, jak pozostałe pasma. W przypadku Akoustyx R-120 słychać w sopranie więcej iskry, pewne wyostrzenie, lekką dominację nad resztą spektrum. Dzięki temu światła jest mnóstwo, brzmienie jest wyostrzone i lekko ochłodzone, co jeszcze bardziej wzmaga aspekt techniczny, ale tym samym ujmuje uniwersalności. Metal, rock lub ogólnie słabo zrealizowana muzyka mogą niestety być niesłuchalne, zbyt ostre i chude. Więc mimo że góra zachwyca rozciągnięciem, precyzją, kontrolą i selektywnością, to moim zdaniem jest jej względem basu za dużo.

Scena dźwiękowa jest również nastawiona na maksymalną klarowność, a nie efektowność. Ma kulisty kształt, czyli stereofonia, głębia oraz wysokość mają taki sam priorytet. Nie słychać kontrastowej separacji kanałów oraz mocnego zróżnicowania warstw, detale tła mają często taki sam priorytet, jak np. gitara prowadząca. Instrumenty są od siebie mocno odseparowane, towarzyszy im dużo powietrza, co jest też częściowo efektem skąpej dawki basu – niskie tony nie wypełniają przestrzeni, lecz podobnie jak wszystkie instrumenty zajmują punktową pozycję.

Akoustyx R-120 vs inne słuchawki
Naturalnym konkurentem Akoustyxów są słuchawki Etymotic. Porównałem R-120 do moich niezawodnych ER-4P z adapterem do ER-4S. Akoustyx są jaśniejsze od obu konfiguracji Etymotików. ER-4PT mają więcej średniego basu, brzmią łagodniej w sopranie. Natomiast ER-4S są podobnie punktowe w przekazie basu i również liniowe, ale sopran mają ciut spokojniejszy, a tym samym gładszą średnicę. O dziwo, R-120 wydają się brzmieć jeszcze bardziej technicznie, konturowo i bezwzględnie. Brzmienie Etymoticów przy R-120 wydało mi się nawet dość łagodne i miękkie, a to jednak nadal bardzo technicznie brzmiące dokanałówki.

Akoustyx R-120 brzmiały jaśniej, chłodniej, bardziej laboratoryjnie i surowo od wszystkich dokanałówek z platformy testowej. Campfire Audio Solaris były łagodniejsze, pełniejsze w basie i gładsze. Andromedy również nie szalały tak w sopranie, brzmiały bardziej naturalnie i muzykalnie. FiiO FA7 były przy R-120 ciemne, basowe i mocno ocieplone, a FH7 bardziej zrównoważone, głębsze w basie, bardziej przestrzenne i holograficzne – to jednak znacznie bardziej zaawansowana konstrukcja hybrydowa. Analogie do Akoustyx R-120 znalazłem w brzmieniu FiiO FA1, które jednak i tak były spokojniejsze w sopranie, gładsze i bardziej muzykalne. FiiO FA1 to ogólnie taka przyjemniejsza, bardziej angażująca wersja słuchawek studyjnych, które nadal imponują rozdzielczością i równowagą, ale ciągle są przystępne w odbiorze. FA1 to taki poziom „easy” w technicznym brzmieniu, podczas gdy R-120 określiłbym już jako level „hard”.

Nie znaczy to bynajmniej, że R-120 są złymi słuchawkami, ponieważ rozdzielczość i tak robiła wrażenie w kontekście znacznie droższych hybryd i multiarmatur z platformy testowej. To po prostu jasno zestrojone słuchawki. Słychać też, że to nie wypadek przy pracy, że słuchawki miały być maksymalnie klarowne i takie właśnie są.

Akoustyx R-120 i sprzęt
Słuchawki są uparte w swoim charakterze. Reagują na sygnaturę źródła dźwięku, ale tylko nieznacznie. Jeśli lubimy klarowne granie, to słuchawki powinny tak zabrzmieć praktycznie ze wszystkiego. Jeśli jednak nie pasuje nam mocny, jasny przekaz góry, to sama synergia może okazać się niewystarczająca – w niektórych przypadkach konieczne będzie EQ lub skorzystanie z podbicia basu, o ile sprzęt posiada taką opcję. W przypadku platformy testowej góra była mocna lub… mocniejsza, bez względu na źródło. Niewiele mogłem zdziałać samym doborem sprzętu.

IBasso DX200 (AMP1), który brzmi zazwyczaj dość masywnie i bywa łagodny w przekazie góry, wcale nie zaoferował słuchawkom idealnej synergii. Detali nie brakowało, scena była spora, ale góra nadal mocna i techniczna. Niestety przez strojenie odpadało cięższe granie, np. metal był nadal zbyt jazgotliwy. W przypadku Astell&Kern AK70 MKII było podobnie i to także z włączonym PRO EQ, które łagodzi wyższą średnicę i górę pasma. Lżejszego, technicznego grania w stylu gatunków jazzowych lub fusionowych słuchało się świetnie, ale ponownie był problem z mocniejszym graniem. Następnie sięgnąłem po FiiO M11, który na standardowych ustawieniach dał trochę gładsze i spokojniejsze efekty, ale według mnie lepiej wypadła emulacja brzmienia DSD, ocieplająca, dociążająca brzmienie i łagodząca sopran. Słuchawki zabrzmiały trochę bardziej muzykalnie, ale nadal trzymały się analitycznej strony mocy.

Podobnie było z Radsone EarStudio ES100 (zrównoważone, neutralne połączenie), FiiO M5 (nieznacznie bardziej muzykalne, ale nadal jasne) lub FiiO Q5s. Ten ostatni brzmiał mocną górą z modułem wzmacniacza AM3E, a wypadł łagodniej i troszkę cieplej z AM3B, mimo że góra ciągle pozostawała nieugięta. Skorzystanie z wbudowanego w Q5s podbicia basu miało w tym przypadku sens – dźwięk wyraźnie się dociążył, Akoustyx R-120 wypadły bardziej rozrywkowo.

Akoustyx R-120 i okablowanie
Na starcie skreśliłem kable FiiO, czyli LC-2.5C oraz 2.5D. Pierwszy jeszcze wyostrzył brzmienie, a drugi poszedł jeszcze o krok dalej. Moim zdaniem dźwięk stał się już zdecydowanie za chłodny, chociaż momentami imponował wyjątkowo krystalicznym przekazem.

Nadzieje pokładałem w Oriveti Affinity, hybrydowym kablu, który już kilka razy pokazał, że jest łagodniejszy w sopranie od przewodów FiiO. Faktycznie tak się stało, ale góry było mniej więcej tyle, co ze standardowym kablem. Trochę powiększyła się przestrzeń, lekko wygładziła średnica, ale to wszystko. Wpływ na to mogło mieć jednak samo połączenie zbalansowane, gdyż kable z platformy testowej mają wtyczki 2,5 mm.

Podsumowanie

Akoustyx R-120 to bardzo dobry produkt. Słuchawki są solidnie wykonane, wygodne i nieźle tłumią. Doceniam konstrukcję OTE, komfortowe nakładki ergonomiczne oraz dobry kabel, oczywiście wypinany. W zestawie nie zabrakło też niezłego futerału, a pilot na kablu przyda się mobilnym melomanom. Brzmienie jest zaskakująco techniczne, świetne jakościowo – można liczyć na wyjątkowo precyzyjne, szczegółowe, klarowne i wyraziste brzmienie.

Wady? Niewiele. W budowie dominują tworzywa sztuczne, a wzornictwo jest specyficzne. Brzmienie jest jasne, może wydać się zbyt wyostrzone. Nie wiąże się to z pogorszeniem jakości wysokich tonów czy brakami w kontroli pasma, ale przez to słuchawki wymagają specyficznej synergii i mogą być za ostre do niektórych gatunków muzycznych.

Mimo tego Akoustyx R-120 i tak polecam, to ogólnie świetny jakościowo produkt, wyceniony aktualnie na 170 dolarów amerykańskich. Jeśli szukamy brzmienia jasnego, maksymalnie technicznego, opisywane słuchawki będą strzałem w dziesiątkę. Gdy jednak rozrywka ma priorytet i nie chcemy rozstawać się z soczystym basem, to R-120 trzeba omijać z daleka. Mnie ostatecznie przekonały, ale i tak nie pogardziłbym trochę spokojniejszą górą pasma. Z tego powodu FiiO FA1 można traktować jako tańszą i wyraźnie łagodniejszą alternatywę Akoustyxów. Zaznaczam jednak, że rozdzielczość dźwięku jest po stronie R-120.

Dla Akoustyx R-120

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ świetna ergonomia
+ dobra izolacja
+ wygodny kabel MMCX
+ techniczne, neutralno-jasne brzmienie z multum detali

Wady:
– przeciętne wzornictwo i dominujące plastiki
– jasne wysokie tony ograniczają repertuar
– wymagają synergii, a jednocześnie nie są na nią podatne

Sprzęt dostarczył:

logo

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj