Rai Solo to drugi model w nowej serii dokanałówek Meze, a tym samym jej podstawowy przedstawiciel. Słuchawki posiadają stalowe obudowy oraz pojedyncze przetworniki dynamiczne, ale producent zapewnia, że zastosowana technologia zapewni świetny dźwięk.

Przetestowałem już najwyższy model serii Rai, czyli pięcioprzetwornikowe i hybrydowe Rai Penta. Słuchawki zrobiły na mnie wrażenie wykonaniem, wzornictwem, ergonomią, a także brzmieniem – naturalnym, ciepłym i barwnym, a także przestrzennym. Rai Penta to bez wątpienia przedstawiciel słuchawek z wysokiej półki, tak jakościowej, jak i cenowej, więc nie jest to wybór dla każdego. Meze postanowiło zatem przygotować coś na mniej zasobną kieszeń, bardziej przystępny cenowo model Rai Solo.

Widać, że podstawowe Rai Solo mają wiele wspólnego z modelem Rai Penta – rumuński producent również postawił na podobny kształt oraz elegancki, ale uniwersalny styl. Tym razem wewnątrz jest tylko jeden przetwornik dynamiczny, ale nie byle jaki – nie ma dodatkowej cewki czy przewodów, ponieważ jego membrana sama w sobie przewodzi prąd i jest wzbudzana bez dodatkowych elementów. W teorii przekłada się to na lepszą kontrolę membrany, co podobno skutkuje świetną średnicą, głębokim basem i czystym sygnałem. Jak jest w praktyce?

REKLAMA
fiio

Wyposażenie

W eleganckim pudełku z okienkiem znajdziemy niezłe wyposażenie, czyli:

  • trzy pary tipsów pojedynczych (S, M, L);
  • dwie pary tipsów podwójnych, długich (M, L);
  • trzy pary tipsów podwójnych, krótkich (S, M, L);
  • futerał;
  • kabel 3,5 mm (120 cm);
  • opaska z rzepu;
  • instrukcję obsługi.

Nie ma co liczyć na kabel 2,5 mm, ale brakuje go też w Rai Penta czy innych, hi-endowych dokanałówkach. Dobre wrażenie robi też spory wybór tipsów, chociaż przyznaję, że zamiast tylu nakładek dwukołnierzowych wolałbym pianki lub nakładki pojedyncze o innym kształcie, bo tipsy bi-flange lub tri-flange zazwyczaj nie współpracują z moimi małżowinami usznymi.

Konstrukcja

Kształt Rai Solo jest bardzo podobny do Rai Penta, tańsze słuchawki zostały również efektownie wyprofilowane i ozdobione charakterystycznymi logo. Tym razem jednak metodą CNC z aluminium wycięto jedynie same tulejki, czerwoną dla prawej słuchawki i granatową dla lewej. Obudowy są już stalowe, wykonane metodą formowania wtryskowego, podobnie jak testowane niedawno RHA T20 Wireless. Efekt jest bardzo dobry – Rai Solo ustępują Rai Penta, nie są jeszcze tak zjawiskowe, tak perfekcyjne, ale masywna i wzorowo spasowana stal także zachwyca.

Obudowy mają surowy, stalowy kolor i zostały tylko delikatnie wyszczotkowane. Efekt jest dość subtelny, na pierwszy rzut oka Rai Solo wyglądają na gładkie i jednolite. Nie przepadam za mocno wyszczotkowanymi powierzchniami, więc tego typu wykończenie bardzo mi się podoba. W górnej części słuchawek są gniazda MMCX, zgodnie z konstrukcją typu Over The Ear, czyli z kablem poprowadzonym nad uchem. Natomiast od wewnętrznej strony są jedynie wspominane, kolorowe tulejki z siateczkami na krańcach.

Kabel z zestawu nie wygląda tak dobrze, jak ten z modelu Rai Penta. To również posrebrzona miedź, ale tym razem poszczególne elementy są w większości wykonane z tworzywa sztucznego zamiast metalu. Mimo tego przewód prezentuje się dobrze – ma smukły rozdzielacz z suwakiem, mocne wtyczki MMCX z kolorowymi pierścieniami pasującymi do tulejek, a także kątowy, pozłocony wtyk 3,5 mm z aluminiową wstawką. Całość mierzy 120 cm bez uwzględniania długości zausznic, wewnątrz których znajdują się dodatkowe druciki.

Ergonomia i użytkowanie

Słuchawki są masywne, wydają się być wręcz pełne w środku. To z jednej strony robi wrażenie, bo gruba stal zapewnia, że mamy do czynienia z poważnymi słuchawkami, ale z drugiej strony przekłada się to negatywnie na masę – pojedyncza słuchawka z tipsem waży aż 10 g. To niby niedużo, ale wiele modeli waży nawet ponad połowę mniej. Mimo tego słuchawki nie wypadają z uszu, nadal trzymają się pewnie, a do tego są wygodne – leżą w małżowinach usznych równie dobrze, co droższe Rai Penta, a przy tym nie uciskają, nie uwierają i nie drażnią skóry, a w moim przypadku w całości chowają się w uszach. Trzeba jedynie pamiętać, że obudowy są chłodne w dotyku i mogą wymagać ogrzania w dłoniach przed założeniem w miesiącach jesienno-zimowych.

Izolacja jest bardzo dobra – nie miałem problemów z wypełnieniem i uszczelnieniem kanałów słuchowych, co zapewniało wyraźne odcięcie od otoczenia. Rai Solo pozwalają być z muzyką sam na sam, a tym samym mocniej odcinają od świata od topowych Rai Penta. Co prawda wyjątkowy hałas czy wysokie dźwięki nadal przebiją się do uszu, ale w trakcie odsłuchów raczej ich nie wychwycimy. Dobrze, że obudowy zostały odpowietrzone – zakładanie słuchawek nie wiąże się z klikaniem membran, efekt driver-flex nie występuje.

Kabel spisuje się na piątkę. Jest solidnie spleciony, nie rozwarstwia się i ma odpowiednio małe elementy. Podoba mi się, że producent nie zrezygnował z drucików wewnątrz zausznic, więc można nadać im pożądany kształt. Wielokrotnie narzekałem na ich brak w słuchawkach FiiO, których zausznice zazwyczaj są trochę za długie i zbyt mocno odgięte. W przypadku Rai Solo takiego problemu nie ma, zausznice są również długie, ale można je swobodnie odgiąć wedle preferencji.

Specyfikacja

  • przetworniki: dynamiczny 9,2 mm (bez cewki)
  • pasmo przenoszenia: 18 Hz-22 kHz
  • impedancja: 16 Ω
  • zniekształcenia <1%
  • skuteczność: 105 dB
  • kabel: posrebrzona miedź, MMCX > 3,5 mm, 120 cm

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA9 i FH7, IMR Acoustics R2 Red, RHA T20 Wireless, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, TinHiFi P1
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5s (AM3E), FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100 i HUD100, Oriolus BD20+BA20 i 1795
  • DAP: FiiO M15 i M11 Pro, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX220 (AMP1 MKII) i DX200 (AMP1), OnePlus 7 Pro
  • Okablowanie: Forza AudioWorks Copper Series, Oriveti Affinity, FiiO LC-C, LC-D i LC-RE

Meze Rai Solo i tipsy
Nie udało mi się wypróbować typowych, dwukołnierzowych tipsów, które jak zwykle nie pasują do moich kanałów słuchowych. Okazało się jednak, że krótkie nakładki bi-flange z zestawu leżą jak ulał, więc korzystałem z nich na przemian z ze zwykłymi tipsami pojedynczymi. Nie ma między nimi większej różnicy pod względem dźwięku, zarówno pojedyncze nakładki, jak i krótkie podwójne mają zbliżone średnice wylotów. Odniosłem jednak wrażenie, że nakładki dwukołnierzowe oferują troszkę bardziej zrównoważony dźwięk.

Meze Rai Solo – brzmienie
Podobieństwa do Rai Penta nie kończą się na wzornictwie, ponieważ słychać, że Rai Solo należą do tej samej rodziny – dźwięk jest również masywny, nasycony, ciepły i wypełniony. Nie znaczy to jednak, że Solo stanowią niskobudżetową wersję modelu Penta – różnice konstrukcyjne są duże, zastosowano w końcu tylko jeden przetwornik dynamiczny. Co ciekawe brzmienie nie jest jednak typowo „dynamiczne”. Dźwięk jest dość twardo zarysowany, odpowiednio konturowy, czym przypomina słuchawki armaturowe. Gdybym dostał Rai Solo do odsłuchu nic o nich nie widząc, prawdopodobnie pomyślałbym, że wewnątrz są przetworniki z kotwiczką zrównoważoną, właśnie ze względu na bardziej precyzyjne i zarysowane brzmienie środka oraz góry pasma. Może to właśnie pozytywny efekt „bezcewkowej” konstrukcji przetworników, rezultat lepszej kontroli membran. Nie jest to jednak brzmienie dla preferujących liniowy, jak najbardziej neutralny i techniczny dźwięk, a raczej dla fanów muzykalności na wysokim poziomie. Zacznijmy jednak od początku.

Niskie tony są podkreślone, ale producent nie przesadził – jeszcze nie dominują, nie zalewają wszystkiego. Bas jest masywny, wypełniony i obfity. Rai Solo generują dociążone i „duże” brzmienie basu, który jest zaakcentowany w średnim zakresie. Subbas jest obecny, ale ma mniejszy priorytet, podobnie jak wyższy podzakres basu, który też jest na swoim miejscu, ale daje pierwszeństwo midbasowi. Dół Rai Solo jest zróżnicowany, prezentuje sporo detali, nie ujednolica faktury instrumentów, a do tego cechuje się bardzo dobrą kontrolą. Nie jest to punktowy, lekki czy szkicowy przekaz dołu, nie brzmi on liniowo czy referencyjnie, jest bez wątpienia bardziej muzykalny, ale ciągle się nie rozmywa i nie dudni, a przekazuje też sporo energii. No dobrze, Rai Solo nie potrafią jeszcze uderzyć wyjątkowo szybko oraz dynamicznie pulsować subbasem, ale moim zdaniem atak basu, wybrzmiewanie czy wygasanie są nadal dobre, jak na słuchawki z przetwornikiem dynamicznym z tej półki cenowej. Mnie bas angażował i w trakcie testów wielokrotnie zdawałem sobie sprawę, że mimowolnie wystukuję stopą rytm niskich tonów.

Średnica nie jest zestrojona typowo, nie słychać mocnej V-ki. Moim zdaniem środka jest nadal dużo, mimo akcentu w basie. Pasmo to sprawia wrażenie bliskiego i wyrazistego, jest zarysowane, twarde i konturowe, skąd skojarzenia ze słuchawkami armaturowymi. Słychać więcej ciepła, pewien akcent w niskim zakresie, który wydaje się być przedłużeniem midbasu, ale i wyższe tony średnie nie zostały wycięte. Jest w nich pewien akcent nadający brzmieniu charakterku, ale jeszcze nie powoduje on wyostrzenia. Rai Solo brzmią nadal przystępnie, są bez wątpienia muzykalne i barwne. Pasmo średnie, podobnie jak bas, jest także zagęszczone, wypełnione i masywne, co także przywodzi na myśl droższe Rai Penta. Dźwięk jest może trochę mniej nasycony, ale nie są tu słuchawki brzmiące sucho lub szaro. Można liczyć na zadziorne brzmienie gitar (w lekkim rocku i ciężkim metalu), bliskie wokale (ale nie sykliwe), mocną perkusję czy wibrujące dęciaki, ale wszystko podawane jest w łagodnym, muzykalnym sosie.

Wysokie tony są obecne i dość klarowne, ale raczej osadzone mocno w wyższej średnicy, niż wyjątkowo rozciągnięte. W efekcie góra nie jest wyostrzona, mimo że pozostaje klarowna i zarysowana, a do tego brzmi dość naturalnie. Nie jest to jednak dźwięk dla osób szukających jak najdalej rozciągniętego sopranu, moim zdaniem w najwyższej oktawie jest roll-off. Brzmienie góry nie jest wyjątkowo krystaliczne i czyste, słychać pewną ziarnistość, lekkie zabrudzenie, co np. świetnie współpracuje z rockowymi talerzami perkusyjnymi. Trochę gorzej jest z samplami w elektronice, które nie brzmią dostatecznie cyfrowo i efektownie. Nie uważam, żeby Rai Solo były ciemne czy zgaszone, ale z pewnością nie są to słuchawki jasne czy ostre, więc powinny spodobać się melomanom wrażliwym na sopran. Moim zdaniem górne rejestry mogłyby być jednak bardziej swobodne i klarowne, ale i tak nie jest źle.

Scena dźwiękowa nie jest duża, ale przestrzeń nadal nie jest ciasna – priorytet ma szerokość, ale głębia oraz wysokość przestrzeni nie ustępują jej mocno. Ciągle słychać zróżnicowanie w ekspozycji instrumentów w płaszczyznach przód-tył i góra-dół, a dźwięki są też od siebie dobrze odseparowane, wszystko brzmi selektywnie. Nie można jednak liczyć na wyjątkowo koncertowy efekt i bardzo dużą scenę, co jest konsekwencją dociążonego dźwięku – instrumenty operujące basem i niską średnicą zajmują w scenie dużo miejsca, wypełniają pustą przestrzeń. Z tego powodu separacja instrumentów nie jest mocno kontrastowa, pomiędzy dźwiękami nie ma dużej ilości powietrza.

Meze Rai Solo vs inne słuchawki
O podobieństwach do Rai Penta wspomniałem na początku – Rai Solo również oferują dociążony dźwięk midbasu, ciepłe i bliskie tony średnie, zarysowany i kształtny dźwięk. Penta robią to wszystko lepiej – bas jest jeszcze głębszy i bardziej zróżnicowany, średnica barwniejsza, a góra bardziej przystępna i lepiej kontrolowana. Przestrzeń również stoi po stronie Rai Penta, mimo także dość wypełnionej sceny dźwiękowej. Różnica cenowa pomiędzy słuchawkami jest jednak potężna, zatem bezpośrednie porównywanie nie jest fair. Bardziej chodzi mi o to, że Rai Solo to pewien przedsmak Penta, to również muzykalne i rozdzielcze słuchawki, ich bardziej przystępna cenowo alternatywa.

To samo ma się w przypadku konfrontacjach z innymi hi-endami – Rai Solo to nie Solarisy, Andromedy, Atlasy czy FA9 lub FH7, różnica jakościowa jest spora. Słychać jednak pewne podobieństwa do FiiO FA7, ale słuchawki Meze są mniej basowe i zgaszone, brzmią jakby bardziej naturalnie i muzykalnie, a także oferują dociążony i łagodny dźwięk. Z FiiO FA7 można wyciągnąć więcej po dobraniu synergii, kabla i tipsów, ale Rai Solo są tańsze i nie wymagają takich kombinacji. W dźwięku Rai Solo słychać także pewne podobieństwa do IMR Acoustics R2 Red, które także potrafią zabrzmieć masywnie, twardo i wyraziście w tych bardziej basowych konfiguracjach, ale są tym samym bardziej przestrzenne od Rai Solo.

Pod pewnymi względami Rai Solo przypominają model Simgot EN700 Pro, ale w mniej jasnej, bardziej masywnej wersji. Simgoty brzmią lżej i klarowniej, bardziej przestrzennie, ale gorzej tłumią ze względu na wentylowane obudowy. Izolacja jest natomiast bez wątpienia lepsza w przypadku Rai Solo. Aune E1 to typowo dynamiczny, gładszy, miększy i bardziej przestrzenny dźwięk. W odniesieniu do nich Rai Solo oferują wyższą rozdzielczość, bardziej zarysowane i naturalne brzmienie z twardszym konturem. Rai Solo są wyraźnie droższe od Aune E1, ale uważam, że mają wyższą rozdzielczość i lepiej różnicują fakturę instrumentów. Ciekawie wypadło także starcie z planarnymi TinHiFi P1, które są po pierwsze znacznie trudniejsze do napędzenia, a po drugie brzmią odwrotnie – podczas gdy Rai Solo stawiają na bas, to P1 faworyzują górę. Meze Rai Solo przypominają mi także testowane niedawno RHA T20 Wireless, ale podłączone przewodem – słychać w nich podobną twardość, wspominane mocne zarysowanie dźwięku. Jednak Rai Solo są znowu ciemniejsze, przystępniejsze w odbiorze, a T20 Wireless mocniej wyostrzone w sopranie i bardziej techniczne.

Meze Rai Solo i synergia
Słuchawki nie reagują na źródło i jakość sprzętu wyjątkowo kontrastowo, ale moim zdaniem wymagają pewnej synergii. Polecam łączyć je z neutralnymi lub jasnymi odtwarzaczami, a dobrze spiszą się też bardziej analityczne „grajki” czy adaptery Bluetooth. Słuchawki same w sobie generują sporo ciepła, mają pod dostatkiem średniego basu i są łagodne w górze, więc łączenie ich z takimi źródłami może “zamulić” dźwięk, zbytnio przyciemnić górny zakres.

W efekcie najlepsze rezultaty uzyskałem z technicznymi i analitycznymi źródłami. Dla przykładu neutralno-techniczny FiiO M11 Pro zgrał się lepiej od dociążonego M15, a klarowny FiiO BTR5 zapewnił bardziej bezpośredni dźwięk od analogowego Oriolusa 1795. Podobnie było w przypadku FiiO BTR3K i EarStudio ES100, a Astell&Kern AK70 MKII także wypadł lepiej od masywnego iBasso DX200 (AMP1). W przypadku Rai Solo bardziej liczy się więc synergia, niż klasa źródła.

Meze Rai Solo i okablowanie
Posrebrzona miedź oraz czyste srebro to najlepszy wybór do Meze Rai Solo, co warto wziąć pod uwagę szukając kabla zbalansowanego. W przypadku kabli hybrydowych lepiej stawiać na te brzmiące bardziej srebrem niż miedzią, czyli np. FiiO LC-RE niż Oriveti Affinity – ten drugi jest zbyt miękki i gładki w przekazie. Nadal nie dyskwalifikuje to Affinity, ciągle można uzyskać niezłe efekty, ale moim zdaniem dźwięk był już zbyt gładki i łagodny, lekko zamulony, za mało wyrazisty w sopranie. Co innego, że FiiO LC-RE też nie jest idealnym wyborem – tańsze, srebrne LC-D wypadają trochę lepiej, bardziej pasują do charakteru Rai Solo. Moim zdaniem lepiej unikać samej miedzi, która sprawdzi się tylko w przypadku wyjątkowo jasnych i chudych źródeł lub gdy zależy nam na jak najbardziej gładkim i łagodnym brzmieniu.

Według mnie ze wszystkich powyższych kabli najlepiej wypadł właśnie FiiO LC-D, czyli srebrny kabelek – Meze Rai Solo zabrzmiały z nim trochę mniej basowo, ale za to bardziej klarownie w sopranie, który był bardziej rozciągnięty i czystszy. W efekcie słuchawki nadal brzmiały świetnie z żywymi instrumentami, ale potrafiły wyciągnąć też bardziej syntetyczny dźwięk w elektronice i były mniej wymagające synergicznie, lepiej zgrywały się z cieplejszymi źródłami. Zaznaczam jednak, że korzystałem z kabla w wersji LC-2.5D, czyli z wtyczką zbalansowaną 2,5 mm, więc część zalet może wynikać z przejścia z interfejsu niesymetrycznego na symetryczny.

Podsumowanie

Meze Rai Solo to pozytywne zaskoczenie, spodziewałem się niższego poziomu. Tymczasem słuchawki okazują się być estetyczne, świetnie wykonane i bardzo wygodne, a do tego wzorowo tłumią. Kabel MMCX z zestawu także nie zawodzi, ma giętkie zausznice i smukłe elementy. Wyposażenie jest przyzwoite, w komplecie jest futerał i zapas nakładek. Brzmienie jest bardzo dobre, ale w muzykalnej i rozrywkowej formie – podkreślono średni bas, nasycono średnicę, ale dźwięk jest satysfakcjonująco twardy, precyzyjny i konturowy. Nie jest to typowe, rozrywkowe granie w stylu konsumenckim, a raczej audiofilskim.

Wysokie tony mogłoby być trochę bardziej rozciągnięte, a do uzyskania najlepszych efektów słuchawki wymagają pewnej synergii. Rai Solo mogą nie zagrać równie dobrze ze wszystkiego, wskazane są neutralne/jaśniejsze i bardziej technicznie brzmiące źródła, by skontrować muzykalną naturę Rai Solo. Scena dźwiękowa mogłaby być większa, bo źródła pozorne instrumentów niskotonowych zajmują w niej dużo miejsca.

Meze Rai Solo kosztują 249 dolarów amerykańskich. Słuchawki nie są jeszcze dostępne w Polsce, ale cena z pewnością przekroczy 1000 zł. W efekcie słuchawki konkurują z FiiO FH5, które są lepsze technicznie – to jednak wieloprzetwornikowe hybrydy o mocniejszych skrajach pasma i trochę bardziej analitycznym charakterze. Moim zdaniem Rai Solo mają jednak szanse w konfrontacji z nimi, a wygrają, gdy zależy nam na spokojniejszym sopranie, cieplejszym, bardziej masywnym i średnicowym dźwięku, a także mocniejszej izolacji. Uważam też, że Rai Solo są lepsze od Campfire Audio Comet. Cechują się podobną, raczej muzykalną i basową sygnaturą, ale są mniej przygaszone, klarowniejsze i bardziej nasycone w średnicy. Comety są przy nich zbyt szare i matowe. Mocnymi konkurentami są za to RHA T20 Wireless, czyli słuchawki bezprzewodowe i przewodowe w jednym, które także brzmią twardo, są dociążone i klarowniejsze, ale nie są aż tak łagodne w odbiorze.

dla Meze Rai Solo

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ bardzo wysoka jakość wykonania
+ udane wzornictwo
+ wygodny kabel
+ bardzo dobra ergonomia
+ mocna izolacja
+ wtyczki MMCX
+ dociążone, naturalnie ciepłe, masywne i zarysowane brzmienie o muzykalnym charakterze
+ dość proporcjonalna scena dźwiękowa.

Wady:
– wysokie tony mogłyby być bardziej rozciągnięte
– słuchawki wymagają pewnej synergii
– scena dźwiękowa mogłaby być większa

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj