Meze Audio 109 PRO nawiązują wizualnie do wysoce popularnych 99 Classics, ale tak naprawdę mają z nimi niewiele wspólnego. Tym razem muszle są otwarte, a wewnątrz nich schowano większe i bardziej zaawansowane przetworniki dynamiczne.

Zapowiedź Meze Audio 109 PRO bardzo mnie ucieszyła, bo uznałem, że to następca dobrze znanych i bez wątpienia udanych 99 Classics, czyli hitowych słuchawek mobilnych z 2016 roku, które są nadal dostępne za około 1400 zł. Wszystko na to wskazywało, począwszy od oznaczenia nowego modelu, aż po znajomą konstrukcję. Myliłem się, bo 109 PRO wcale nie są kontynuacją 99 Classics – nowe słuchawki cechują się konstrukcją otwartą i są pozycjonowane znacznie wyżej, bo wyceniono je na 3850 zł.

REKLAMA
final

Początkowo się zawiodłem, ale entuzjazm szybko powrócił, bo uznałem, że 99 Classics wcale nie potrzebują następcy. Z kolei w czasach, gdy hi-endowe modele kosztują dziesiątki tysięcy złotych, słuchawki w stylu 109 PRO są mile widziane. Dlaczego? Zakładam, że „recykling” konstrukcji pozwolił zmniejszyć koszty, co z kolei umożliwiło skonstruowanie zaawansowanego przetwornika, który w teorii może zapewnić brzmienie z wyższej półki. Postanowiłem to sprawdzić, zestawiając Meze 109 PRO z dwukrotnie droższymi HiFiMAN Arya V3 oraz z dwukrotnie tańszymi Sivga SV023.

Wyposażenie

Meze Audio 109 PRO są zapakowane w solidne, kartonowe pudełko z magnetyczną pokrywą o estetycznej szacie graficznej. O wysyłkę słuchawek można być spokojnym, bo znajdują się one wewnątrz futerału, wraz ze wszystkimi akcesoriami. Tych ostatnich jest sporo, ale powodują pewien niedosyt.

Zestaw zawiera:

  • futerał;
  • pokrowiec na akcesoria;
  • kabel przenośny z wtyczką 3,5 mm (długość ok. 150 cm);
  • kabel stacjonarny z wtyczką 3,5 mm (długość ok. 300 cm);
  • adapter 6,35 mm;
  • broszurę z opisem modelu.

Futerał jest estetyczny i solidny. Wykonano go z tworzywa EVA, które uformowano na kształt słuchawek i wyścielono wewnątrz weluropodobnym materiałem. Na akcesorium nie zabrakło znaczka producenta, zamka błyskawicznego z dwoma suwakami oraz zawieszki. Nieźle prezentuje się także woreczek na kable, który zszyto ze sztucznej skóry.

Same kable także robią dobre wrażenie, ale niestety oba przewody są niesymetryczne, czyli wyposażono je we wtyczki 3,5 mm. Z jednej strony świetnie, że do dyspozycji jest zarówno krótszy kabelek do odtwarzaczy, jak i długi do stacjonarnych odsłuchów, ale sam z chęcią zamieniłbym oba kable na jeden zbalansowany. Mógłby on mieć np. 200 cm i wtyk 4,4 mm z przejściówką do 3,5 mm – taki przewód dostarcza Sivga w modelu SV023.

Konstrukcja

Uważam, że Meze Audio 109 PRO są piękne. Niegdyś narzekałbym, zarzucił 109 PRO pretensjonalność, ale w dobie dominującego minimalizmu, jednolitej kolorystyki i oszczędnych ozdób, takie 109 PRO to pożądana odmiana. Nie zrozumcie mnie źle, nadal lubię prostotę, ale dzisiaj elektronika użytkowa na tyle się ujednoliciła, że stała się nudna i mało oryginalna. Ponadto wyraziste słoje drewnianych muszli nadają 109 PRO unikalnego charakteru, czego także nie można powiedzieć o większości urządzeń, których używamy na co dzień.

Muszle z orzecha czarnego zostały głęboko nawiercone w dolnej części, gdzie wpuszczono standardowe gniazda 3,5 mm. Co ciekawe producent wyeksponował przetworniki dynamiczne o średnicy 50 mm, które można obejrzeć z obu stron. Przez maskownice z metalowymi siateczkami widać ich aluminiowe obudowy, a wewnątrz padów membrany pokryte berylem oraz kopułki wykonane z biocelulozy i włókien węglowych. Zjawiskowo wygląda także wewnętrzna maskownica z trójkątnymi oczkami, okraszona precyzyjnymi nadrukami.

Nauszniki wykonano głównie z gładkiego i przyjemnego w dotyku weluru, bo jedynie ich spodnia strona jest obszyta sztuczną skórą. Pady wypełniono gęstą i sprężystą pianką, ale niekoniecznie pamięciową, bo nauszniki po ugnieceniu momentalnie wracają do fabrycznego kształtu. Zrezygnowano też z jakichkolwiek siateczek czy gąbkowych wkładek, więc przetworniki nie są niczym zasłonięte, co wygląda efektownie, ale jest tym samym dość ryzykowne.

Pałąk ze stali manganowej wpięto w centrum muszli, dokładnie pośrodku maskownic. Zastosowano znane, kulowe zawiasy, dzięki którym muszle poruszają się swobodnie we wszystkich kierunkach. Pod pałąkiem nie zabrakło też szerokiej opaski, zgrzanej oraz dodatkowo zszytej na krawędziach. Zamocowano ją na aluminiowych uchwytach w kształcie procy, przykręconych do pałąka. Regulacja rozmiaru ponownie bazuje na systemie naciągu.

Jakość wykonania jest wysoka, ale nie idealna. Nie mam zastrzeżeń odnośnie stali, aluminium czy skóry ekologicznej, a nie podpadło mi także spasowanie konstrukcji. Co innego samo drewno, bo na muszlach sztuki testowej widoczne są pewne skazy. Nic takiego nie ma miejsca w Sivgach SV023, czyli niemal połowę tańszych słuchawkach, również wyposażonych w muszle z orzecha czarnego. Warto jednak wziąć pod uwagę, że Meze Audio celowo pozyskuje drewno z obumierających drzew, a nie młodych i wyselekcjonowanych. Myślę, że w takim kontekście można wybaczyć ewentualne niedoskonałości.

Ergonomia i użytkowanie

Słuchawki nie są wybitnie lekkie, bo 375 gramów to sporo, jak na otwartą konstrukcję dynamiczną. Meze 109 PRO nie zostały też perfekcyjnie wyważone, bo pałąk wydaje się być masywniejszy od muszli. Dla porównania również drewniano-metalowe Sivga SV023 ważą 318 gramów, a w ich przypadku ciężar rozłożono proporcjonalnie. Okazuje się jednak, że nie stanowi to najmniejszego problemu, bo w praktyce nie sposób narzekać na ergonomię 109 PRO.

Meze Audio 109 PRO trzymają się wzorowo głowy, nie uciskają i mają szeroką regulację rozmiaru, która dostosowuje się samoczynnie. Naciąg stawia optymalny opór, więc słuchawki nie rozregulowują się w trakcie korzystania. Ponadto nauszniki nie miażdżą czaszki i nie irytują skóry oraz bez problemu obejmują małżowiny uszne. Z kolei opaska jest na tyle szeroka i miękka, że wzorowo dostosowuje się do kształtu głowy i nie uciska jego czubka. W trakcie testów nie czułem najmniejszego dyskomfortu.

Mam jednak pewne obawy odnośnie trwałości konstrukcji. Odsłonięte przetworniki wyglądają świetnie, ale mogą dostawać się tam zabrudzenia i włosy. Ponadto metalowe maskownice przetworników są twarde i szorstkie – moje małżowiny się z nimi nie stykały, ale gdy pady się ugniotą, to wtedy ostre krawędzie mogą drażnić uszy. Regulacja rozmiaru także może się z czasem wyrobić, bo prędzej czy później gumki wewnątrz opaski się rozciągną. Producent zapewnia jednak, że Meze 109 PRO są w pełni serwisowalne.

Kable nie przypadły mi do gustu. Mają solidne izolacje, aluminiowe wtyczki czy rozdzielacz odcinków dousznych, więc wyglądają solidnie, ale niestety są trochę za sztywne, sprężynują i kiepsko się układają. Natomiast gniazda wpuszczone głęboko w muszle można uznać zarówno za zaletę, jak i wadę. Dzięki temu złącza 3,5 mm są zabezpieczone przed przypadkowym uszkodzeniem, ale jednocześnie ewentualna wymiana kabla jest utrudniona, bo potrzebny jest kabel ze smukłymi obudowami wtyków. Zatem mimo uniwersalnych gniazd, nie mogłem skorzystać z już posiadanego kabla zbalansowanego.

Specyfikacja

  • konstrukcja: otwarta, wokółuszna
  • przetworniki: dynamiczne 50 mm
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-30 kHz
  • czułość: 112 dB
  • impedancja: 40 Ω
  • kable: 2x 3,5 mm > 3,5 mm + adapter 6,35 mm (ok. 150 cm i 300 cm)
  • masa: 375 g

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2, Dan Clark Audio Ether 1.1, HiFiMAN Arya V3, Edition XS, HE-R9, Sundara i Sundara Closed-Back, Sennheiser HD 6XX, Sivga SV023
  • Źródła: FiiO K9 Pro ESS, HiFiMAN EF400, Astell&Kern Kann Max, FiiO M17, M11 Plus ESS i Q7, Cayin N3Pro, FiiO BTR7, Qudelix-5K, Cayin RU-6

Według producenta 109 PRO miały być słuchawkami nastawionymi na emocje, a nie referencyjność czy wierność. Muszę się z tym zgodzić, bo słychać akcenty w skrajach pasma i w konsekwencji lekko odsuniętą średnicę, co przekłada się na barwne i muzykalne brzmienie. Jednak określenie modelu 109 PRO mianem V-kującego byłoby krzywdzące, bo słuchawki są nadal dalekie od typowego, konsumenckiego strojenia.

Trafniejszym określeniem jest strojenie na planie litery U, bo średnica jest zrównoważona i nadal dość bezpośrednia. Rezultat jest świetny – Meze 109 PRO brzmią efektownie, klarownie i niezwykle angażująco, a przy tym nie szczędzą na rozdzielczości oraz generują potężną scenę dźwiękową. Słuchało mi się ich znakomicie, ich charakter zrobił na mnie duże wrażenie, ale musiałem spełnić pewne warunki, czyli dobrze rozruszać przetworniki i zadbać o synergię.

Meze Audio 109 PRO – sygnatura dźwiękowa
Niskie tony są imponujące, bo 109 PRO generują zarówno punktowy wyższy bas, gęsty oraz sprężysty średni bas, jak i schodzą w subbas. Dzięki temu niskie tony brzmią nowocześnie oraz efektownie, co nie jest takie oczywiste w przypadku konstrukcji otwartych. Słuchawki zgrywają się więc nie tylko z żywymi instrumentami czy klasyczną elektroniką, ale również współczesnymi gatunkami operującymi mocnym basem. Dół rzeczywiście szybko atakuje oraz sprawnie wygasa, ale jest też długo podtrzymywany, więc potrafi uderzać, przelewać się czy pulsować. Jeśli jednak wymaga tego repertuar, bas robi się bardziej punktowy i kontrolowany, dzięki czemu 109 PRO radzą sobie z basówkami, kontrabasami czy fortepianem. Słychać jednak, że priorytet miała przyjemność z muzyki, a nie rozkładanie jej na czynniki pierwsze – faktura instrumentów jest gładka oraz dość miękka. Detale nadal łatwo wychwycić, ale nie są one wypychane.

Pasmo średnie jest wstecz względem basu i sopranu, ale nie daje się przytłoczyć. Średnica jest też dobrze zbalansowana, czyli nie brakuje zarówno ciepła i gęstości niższego podzakresu, jak i twardości oraz klarowności wyższego. W efekcie dźwięk jest nadal bezpośredni – perkusja, wokale, gitary czy dęciaki nie znikają w tle. Zazwyczaj preferuję więcej średnicy, ale nie miałem specjalnych problemów ze skupieniem się na głosach wokalistów, werblu czy gitarowych riffach. Nie brakowało mi też detali, bo średnica jest mocniej zarysowana, bardziej konturowa i wyrazista od basu, więc słychać w niej multum detali. Jednocześnie dźwięk nie jest ekstremalnie twardy czy suchy, bo pasmo to jest nadal barwne, nasycone i gładkie, a przy tym dość elastyczne. Dzięki temu w jazzie słychać naturalne ciepło, a w elektronice brzmienie staje się bardziej syntetyczne i chłodne. Muszę przyznać, że słuchało mi się świetnie zarówno trąbki Wyntona Marsalisa, jak i syntezatorów Juno Reactor, czego się nie spodziewałem.

Wysokie tony okazały się być trochę za ostre, co nie zmieniło się po kilkunastu godzinach grania. Mimo że jestem sceptykiem wielogodzinnego wygrzewania słuchawek, to pozwoliłem Meze 109 PRO pograć łącznie 120 godzin przed krytycznymi odsłuchami. Góra pasma była nadal za mocna, więc nie obejdzie się bez synergii. Jeśli jej nie zapewnimy, wysokie tony mogą lekko przeszkadzać, nieznacznie tracić kontrolę. Z kolei w synergicznych połączeniach góra pasma będzie świetnie rozciągnięta, precyzyjna i selektywna; muzyka będzie prezentowana jak na dłoni, wyraziście i krystalicznie. Fani jasnego, wręcz krystalicznie czystego brzmienia z pewnością będą zadowoleni z brzmienia talerzy, gitar solowych czy smyczków. Z kolei preferujący łagodny, maksymalnie przystępny czy nawet lekko przyciemniony dźwięk raczej nie mają tutaj czego szukać. Ja byłem zadowolony, ale myślę, że wysokie tony powinny być kapkę spokojniejsze.

Scena dźwiękowa jest ogromna! To częściowo zasługa odsuniętej średnicy, bo taki zabieg zawsze dystansuje pierwszy plan i potęguje przestrzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że 109 PRO brzmią wyjątkowo szeroko – mocno rozciągają scenę na boki i kontrastowo separują kanały. W rezultacie instrumenty są eksponowane poza głową, zawieszane gdzieś w powietrzu obok słuchacza. Zaznaczam, że moje wrażenia dotyczą połączeń niesymetrycznych, bo do odsłuchów wykorzystałem kable z zestawu i mimo że jestem fanem połączeń symetrycznych, to w tym przypadku ani przez moment nie brakowało mi „balansu”. Nie rozczarowała mnie także głębia oraz wysokość, które sprzyjały holografii – w odpowiednio zrealizowanej muzyce instrumenty były trójwymiarowe, zajmowały w scenie obszary, a nie tylko punkty.

Meze Audio 109 PRO – porównania
Postanowiłem skupić się na dwóch porównaniach, czyli zestawić Meze 109 PRO z dwukrotnie tańszymi i wybitnymi Sivga SV023 oraz dwukrotnie droższymi i znakomitymi HiFiMAN Arya V3. Szczególnie ciekawiła mnie konfrontacja z azjatyckimi Sivgami, bo to także słuchawki z muszlami z orzecha, wyposażone w dynamiczne przetworniki o średnicy 50 mm. Oba modele różnią się jednak impedancją, bo SV023 są 300-omowe, a 109 PRO jedynie 40-omowe. Postanowiłem jednak zacząć od HiFiMAN-ów Arya V3, czyli słuchawek planarnych, które brzmią podobnie i jednocześnie zupełnie inaczej.

HiFiMAN Arya V3 to także jasno brzmiące, przestrzenne i rozdzielcze słuchawki, ale każdy aspekt jest realizowany inaczej, bo słuchawki HiFiMAN-a są raczej ściśle techniczne niż muzykalne. Zatem Arya V3 są bliższe równowagi, brzmią jeszcze mocniej i twardziej w wyższej średnicy oraz sopranie. Z kolei bas w Aryach V3 jest twardy, precyzyjny i szybki, a miększy, gładszy i wyraźnie masywniejszy w 109 PRO. Scena dźwiękowa jest też zgoła odmienna, bo Meze 109 PRO brzmią mocną stereofonią, gdy Arya V3 faworyzują głębię. Oba modele nie rozczarowują rozdzielczością, ale Arya V3 wyciągają więcej detali, mocniej różnicują instrumenty. W przypadku Meze 109 PRO szczegółów jest mniej i grają one rolę drugoplanową.

Które słuchawki są lepsze? Technicznie wygrywają Arya V3, ale Meze 109 PRO są bez wątpienia bardziej muzykalne. Jednocześnie nie słychać dużego dystansu pomiędzy oboma modelami, a wybór może być kwestią preferencji – wiele zależy od tego, czy szukamy w muzyce maksymalnej precyzji i szczegółowości (Arya V3) czy jednak emocji (Meze 109 PRO). Mnie do gustu przypadły oba modele, ale Arye V3 kosztują aż 7700 zł, gdy Meze 109 PRO wyceniono na 3850 zł. Moim zdaniem słuchawki rumuńskiego producenta wygrywają współczynnikiem jakości do ceny.

Porównania z Sivga SV023 okazały się być jeszcze ciekawsze, bo oba modele odebrałem jako muzykalne. Niemniej SV023 są równiejsze, bo generują zdecydowanie więcej średnicy, a mniej subbasu czy wysokiego sopranu, ale także mają w sobie gładkość, barwność i ciepło. Z kolei Meze 109 PRO akcentują skrajne pasma i odsuwają średnicę, dzięki czemu schodzą niżej w subbas i mocniej rozciągają górę, ale tym samym brzmią mniej naturalnie w paśmie średnim. Z przestrzenią jest podobnie, jak w przypadku Arya V3, bo Sivga SV023 także faworyzują głębię, gdy Meze 109 PRO brzmią głównie szerokością. Jednak w tym przypadku słuchawki rumuńskiego producenta generują zdecydowanie większą scenę od SV023, mocno rozciągają muzykę na boki i intensywniej ją napowietrzają.

Które słuchawki są górą? Technicznie wygrywają Meze 109 PRO – głębszy bas, swobodniejsza góra oraz zdecydowanie większa scena to ich atuty. Z drugiej strony Sivga SV023 także się bronią, brzmią również szczegółowo, a do tego bardziej bezpośrednio prezentują żywe instrumenty czy wokale. Werdykt zależy od potrzeb i preferencji, bo jedni zachwycą się głębokim basem, rozmachem i gładkością 109 PRO, a inni będą woleli równowagę oraz bliższe średnie zakresy w SV023. Uważam, że oba modele są fenomenalne, ale tym razem relacja jakości do ceny jest korzystniejsza w przypadku Sivga SV023, bo to słuchawki za 2000 zł.

Meze Audio 109 PRO – synergia
Meze 109 PRO potrzebują synergii oraz dobrze zrealizowanej muzyki. Góra pasma jest nadal stosunkowo mocna, przez co w niekorzystnych połączeniach brzmienie może być męczące. Zatem lepiej łączyć 109 PRO ze źródłami o kontrolowanym, łagodnym sopranie, czyli w teorii źródła z przetwornikami Asahi Kasei Microdevices czy Burr-Brown to lepszy wybór od tych z kostkami ESS Technology. Nie należy jednak z góry skreślać konkretnych połączeń, bo wiele zależy od implementacji konkretnych układów. Nie są też potrzebne wyjątkowo wydajne wzmacniacze, bo 109 PRO są łatwe do wysterowania.

FiiO BTR7 zgrywał się nieźle z Meze 109 PRO, ale góra pasma czasami i tak dawała się we znaki. Ciut spokojniej zabrzmiał Qudelix-5K (pierwszej generacji), chociaż z nim wysokie tony były nadal wyraziste. Z kolei w testach synergii z odtwarzaczami FiiO M15, M17, M11 Plus ESS oraz Astell&Kern Kann Max najlepiej wypadł ten pierwszy, bo na pokładzie M15-tki są kostki AKM, a jego brzmienie jest ciepłe, masywne i łagodne w górze pasma, co spodobało się Meze 109 PRO. Niemniej pozostałe odtwarzacze także zapewniły świetne brzmienie – M17 zachwycał basem, Kann Max precyzją, a M11 Plus ESS neutralną równowagą, ale to M15-tka najlepiej kompensowała 109 PRO, czyli łagodziła górę i przybliżała średnicę. Nie zawiódł mnie także Cayin N3Pro – lampowy tryb „Triode” przypasował modelowi 109 Pro.

W przypadku sprzętu stacjonarnego najlepiej wypadł HiFiMAN EF400, którego zresztą chwaliłem ostatnio w połączeniu z Sivga SV023, również rozciągniętymi w górze pasma. EF400 to generalnie zaskakujący sprzęt, który brzmi klarownie, ale paradoksalnie zgrywa się z jasno brzmiącymi słuchawkami, bo brzmi „analogowo” w średnicy i górze pasma. EF400 i tak musiał być ściszany w systemie, ponieważ generuje ogromne ilości mocy, ale połączenie to było lepsze od „tranzystorowego” i zbyt technicznego FiiO K9 Pro ESS. Pozytywnie zaskoczył mnie także nowy, mobilno-stacjonarny FiiO Q7, który bazuje na układach ESS Technology i THX, znanych z K9 Pro ESS czy M17, ale generuje od nich więcej basu i mniej góry. Zaryzykuję więc stwierdzenie, że w przypadku Meze 109 PRO im mniej wysokich tonów generuje źródło, tym lepiej dla słuchawek.

Podsumowanie

Meze 109 PRO jest za co chwalić. W zestawie są m.in. dwa kable oraz solidny futerał, a same słuchawki wyglądają zjawiskowo i oryginalnie. Z kolei miękkie i pojemne nauszniki oraz szeroka i elastyczna opaska zapewniają wzorową ergonomię, więc ze słuchawek korzysta się z przyjemnością. Brzmienie jest naprawdę wysokiej próby, a samo strojenie muzykalne i efektowne – bas jest głęboki, góra rozciągnięta i wyrazista, a scena dźwiękowa olbrzymia. Jednocześnie słuchawki są stosunkowo uniwersalne – zgrywają się zarówno z jazzem, jak i elektroniką.

Szkoda, że w zestawie nie ma kabla zbalansowanego. Wprawdzie scena dźwiękowa jest szeroka, ale chętnie zamieniłbym dwa kable 3,5 mm na jeden z wtyczką 4,4 mm. Niestety gniazda zostały głęboko wpuszczone w obudowę, więc konieczne są zamienniki ze smukłymi wtyczkami lub oryginalny przewód od Meze. Swoją drogą przewody z zestawu potrafią sprężynować, są trochę za sztywne, więc wymiana może być konieczna. Moim zdaniem góra pasma powinna być też trochę łagodniejsza, bo z tego powodu słuchawki wymagają synergii.

Meze 109 PRO kosztują 3850 zł. Jeśli szukamy przede wszystkim emocji i efektowności, ale w wyrafinowanym stylu, mogą być one strzałem w dziesiątkę. Z kolei fani technicznego, maksymalnie szczegółowego czy wręcz transparentnego brzmienia mogą nie być zadowoleni. Teoretycznie 109 PRO nie powinny trafić w mój gust, ale w odpowiednich połączeniach słuchało mi się ich wspaniale, często nie mogłem się oderwać od muzyki.

Dla Meze Audio 109 PRO

Zalety:
+ niezłe wyposażenie
+ wysoka jakość wykonania
+ nietuzinkowe wzornictwo
+ wzorowa ergonomia
+ szeroka regulacja rozmiaru
+ w zestawie kable do różnych zastosowań
+ efektowne, barwne i wciągające brzmienie
+ wysoka rozdzielczość dźwięku
+ duża i holograficzna scena dźwiękowa

Wady:
– brak kabla zbalansowanego
– utrudniona wymiana kabla
– trochę za sztywne, sprężynujące przewody
– mocna góra pasma (konieczna synergia)

Sprzęt dostarczył:

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj