M5-tka to najnowszy odtwarzacz FiiO, który cechuje się kompaktowymi wymiarami, może działać jako adapter i nadajnik Bluetooth, a do tego obsługuje zaawansowane kodeki. Za wydajność odpowiada jednordzeniowy układ Ingenic X1000E, a za brzmienie AKM AK4377.
Model M5 rozbudowuje linię odtwarzaczy azjatyckiego producenta, plasując się pomiędzy M3K a M6. Konstrukcyjnie bliżej urządzeniu do „szóstki”, ale pod względem gabarytów M5-tka równie dobrze mogłaby należeć do serii BTR, czyli adapterów Bluetooth. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że M5 to właśnie synteza obu światów, tj. połączenie kompaktowego odtwarzacza z niewielkim adapterem bezprzewodowym. Tym samym nasuwają się dwa pytania. Czy warto dopłacić do M5 względem BTR3? Czy warto oszczędzić i sięgnąć po M5 zamiast M6? Poniżej znajdziecie odpowiedzi, a także porównanie z popularnym adapterem Radsone EarStudio ES100.
Wyposażenie
Zestaw sprzedażowy zawiera całkiem niezłe wyposażenie, czyli:
- etui w formie klipsa;
- dwie folie zabezpieczające;
- kabel USB C (długość 100 cm);
- instrukcja obsługi i dokumentacja.
Etui jest wykonane z przezroczystego tworzywa sztucznego wysokiej jakości. Jest ono wsuwane i chwyta odtwarzacz za boki, odsłaniając dwie pozostałe krawędzie. Z tyłu etui nie zabrakło natomiast solidnego klipsa. Folie zabezpieczające należy nakleić samemu. Są one identyczne, więc można zabezpieczyć jedynie ekran i pozostawić jedną folię w zapasie lub okleić zarówno front, jak i spód. Kabel USB C prezentuje się przeciętnie, gdyż jest cienki, ale spełnia swoje zadanie, a przy tym jest dość długi.
Do testu otrzymałem także opcjonalne akcesorium, czyli silikonowy pasek na nadgarstek SK-M5, który budzi mieszane odczucia. Pasek pozwala przekształcić M5-tkę w zegarek w stylu iPoda nano. Klamra jest metalowa i solidnie obrobiona, a na pasku nie zabrakło szlufki. Niestety wykończenie paska nie powala – guma jest cienka i widać pozostałości produkcyjne.
Konstrukcja
Pod względem konstrukcji FiiO M5 nie zaskakuje – skojarzenia z Shanlingiem M0 czy też starymi iPodami nano szóstej generacji są jak najbardziej na miejscu. Trudno jednak oczekiwać rewolucji, nie ma wielu sposobów na zaprojektowanie odtwarzacza w kształcie małej kostki. Efekt jest i tak bardzo dobry – FiiO M5 został wykonany z aluminium i dwóch tafli szkła z zaoblonymi krawędziami, więc przypomina zmniejszony model M6. Wzornictwo jest więc estetyczne i minimalistyczne.
Na froncie jest kwadratowy ekran IPS z interfejsem dotykowym, który został zabezpieczony szkłem 2.5D i otoczony przeciętnej wielkości ramkami. Jakość wyświetlacza nie zawodzi – jest jasny, ma mocne kolory i dobry kontrast. Ostrość również satysfakcjonuje – zagęszczenie wynosi 220 ppi, więc z normalnej odległości czcionki i grafiki wyglądają gładko, a z bliska są jedynie nieznacznie ziarniste. Ekran nie odstaje więc od tego z modelu M6, a jest też mniej zaniebieszczony niż w modelu M9. Oprócz wyświetlacza na przodzie jest jedynie niewielka dioda przy górnej krawędzi, która sygnalizuje procesy Bluetooth.
Boki lewy oraz prawy pozostały puste. Są one wypukłe i obłe, w przeciwieństwie do wklęsłych pozostałych krawędzi. Na górnej ściance umieszczono pięć elementów, czyli: wyjście 3,5 mm (słuchawkowe, liniowe i SPDIF), dwa mikrofony, regulację głośności oraz wielofunkcyjny włącznik. Po przeciwnej stronie dojrzymy natomiast USB typu C oraz pojedynczy czynnik kart microSD.
Spód jest również szklany i został wykończony w taki sam sposób, jak front – szkło jest obłe przy wszystkich krawędziach. Na głęboko czarnym tle widnieją srebrne logo producenta oraz dwa złote znaczki standardów Hi-Res Audio oraz Hi-Res Audio Wireless. Wszelkie oznaczenia zostały naniesione precyzyjnie.
Nie mam zastrzeżeń odnośnie wykonania – jakość materiałów, ich wykończenie i spasowanie to topowa półka. Po wzięciu M5 do ręki nie ma wątpliwości, że to produkt premium. Szkło jest bardzo przyjemne w dotyku, aluminium grube i gładkie, a całość sprawia wrażenie jednolitej bryły.
Ergonomia i obsługa
FiiO M5 to powrót do korzeni, czasów gdy mobilne odtwarzacze muzyki były autentycznie kieszonkowe. Odtwarzacz mierzy 45,3 mm na 42 mm i ma 13,7 mm grubości, a jego masa wynosi 38 gramów. To więc kostka o prawie kwadratowej podstawie, która jest bardzo lekka, ale jeszcze nie należy do wyjątkowo smukłych. Dla porównania wspominany iPod nano szóstej generacji miał niecałe 9 mm grubości. W kieszeni lub z klipsem nie robi to jednak specjalnej różnicy – odtwarzacz sprawuje się równie dobrze, jak adaptery Bluetooth.
Jednak M5 założony na nadgarstku za pomocą paska SK-M5 wygląda dość komicznie, gdyż mocno odstaje, nawet porównując go do większych smartwatchy. Takie rozwiązanie nadal stanowi dobrą opcję dla aktywnych melomanów w przypadku korzystania ze słuchawek bezprzewodowych, gdyż pasek blokuje wyjście słuchawkowe, więc do dyspozycji pozostaje jedynie interfejs Bluetooth. To zrozumiałe, raczej nikt nie chciałby borykać się z kablem słuchawek podłączonym do odtwarzacza w okolicach nadgarstka.
Obsługa odbywa się za pomocą interfejsu dotykowego, który interpretuje gesty jednym palcem. Nie ma tutaj skomplikowanych operacji, wszystko odbywa się za pomocą przechodzenia do kolejnych ekranów i cofania się do poprzednich. Przyciski na górze mogą początkowo budzić wątpliwości, ale ich działanie również łatwo opanować. Regulacja głośności ma dwie funkcje: zmienia natężenie dźwięku, a po przytrzymaniu przełącza utwory (jeśli ekran jest wyłączony). Włącznik uruchamia lub wyłącza urządzenie po przytrzymaniu, pauzuje muzykę (pojedyncze wciśnięcie) lub usypia oraz wybudza ekran (dwa wciśnięcia). Włącznik można przeprogramować tak, by kombinacje były odwrotne, co moim zdaniem sprawdza się to lepiej, gdyż wybudzanie ekranu pojedynczym kliknięciem jest bardziej intuicyjne.
Można też obyć się również bez włącznika. W opcjach dostępna jest funkcja double-tap, która pozwoli wybudzić ekran podwójnym dotknięciem. Posiadacze paska SK-M5 docenią także możliwość wybudzania urządzenia gestem nadgarstka, co również należy aktywować w ustawieniach.
Co ciekawe obraz można obracać o 90⁰, 180⁰ i 270⁰, co pozwoli zdecydować czy wolimy mieć interfejs na górnej i dolnej krawędzi, czy po bokach. Taka opcja umożliwi też wybór strony dla wyjścia 3,5 mm oraz gniazda USB typu C. Swoją drogą, świetnie że M5 otrzymał nowy typ złącza, co nie jest jeszcze standardem w ofercie FiiO – dla przykładu nowy FiiO Q5s nadal posiada staromodne micro USB.
Oprogramowanie i funkcje
Azjatycki producent stworzył prosty system operacyjny oparty na Linuksie, który jest lekki, więc specyfikacja w postaci jednordzeniowego procesora o taktowaniu 1 GHz i 64 MB pamięci RAM nie powinna nikogo przerażać. Możliwości nie są wyjątkowo rozbudowane, nie ma co liczyć na Wi-Fi lub strumieniowanie muzyki bezpośrednio z poziomu odtwarzacza, więc wydajność jest w pełni satysfakcjonująca – urządzenie działa płynnie, sprawnie i stabilnie. Nadal nie ma dostępnego spolszczenia interfejsu, ale do obsługi M5 wystarczy minimalna znajomość angielskiego.
Interfejs wyświetla duże, jednoekranowe ikony oraz górną belkę statusową. Widać tam: godzinę, tryb, stan odtwarzania, poziom głośności oraz stan akumulatora. Belkę można rozwinąć gestem, co daje dostęp do przycisków odtwarzania i suwaka jasności podświetlenia.
Poszczególne ekrany to kolejno:
- teraz odtwarzane;
- menedżer plików;
- odbiornik Bluetooth;
- ustawienia;
- nagrywanie;
- krokomierz;
- biblioteka.
Pierwsza ikonka przenosi do prostego ekranu odtwarzania z przyciskami kontrolnymi i okładką płyty oraz przyciskami do zmiany trybu odtwarzania, utworzenia playlisty i polubienia utworu. Jeśli wykonamy gesty w lewo lub w prawo na ekranie odtwarzania, to uzyskamy dostęp do paska odtwarzania i kolejnych skrótów.
Nazwy pozostałych ikon na ekranie głównym mówią same za siebie. Nie brakuje przeglądarki plików, biblioteki, a ciekawe są opcje dodatkowe jak dyktafon czy krokomierz. Warto zapoznać się z ustawieniami, gdzie można dostosować sporo elementów, np.: oszczędzanie energii, zachowanie przycisków, pozycję ekranu, korektor dźwięku (niestety bez trybu ręcznego), balans kanałów czy też zaktualizować urządzenie lub oddzielnie interfejs Bluetooth.
Pomimo braku Wi-Fi, funkcjonalność jest bardzo dobra. Urządzenie może służyć jako nadajnik Bluetooth (obsługa kodeków SBC, aptX i LDAC) oraz odbiornik (SBC, AAC, aptX, aptX HD i LDAC). Do M5-tki można zatem podłączyć zarówno słuchawki bezprzewodowe, jak i sparować odtwarzacz ze smartfonem lub komputerem, żeby odtwarzać muzykę z tych urządzeń lub skorzystać z aplikacji strumieniujących muzykę. Wbudowane mikrofony można wykorzystać nie tylko do funkcji dyktafonu, ale także kontroli rozmów, więc w praktyce M5 to pełnoprawny adapter słuchawkowy, który przywróci wyjście 3,5 mm w smartfonach jego pozbawionych. Nie zabrakło także trybu DAC USB, więc po podłączeniu do komputera FiiO M5 działa jako DAC/AMP do muzyki i radzi sobie także z filmami – opóźnienia dźwięk/obraz są minimalne i nie dają się we znaki.
Producent obiecuje 10,5 godzin działania przez wyjście 3,5 mm, do 12 godzin odtwarzania w trybie nadajnika Bluetooth i do 13,5 godziny w trybie odbiornika. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że to wyniki dla plików mp3 i kodeka SBC. W praktyce, w połączeniu z niewymagającymi słuchawkami, można liczyć na realne 8-9 godzin grania w rożnych trybach.
Specyfikacja
Ogólna
- układ: Ingenic EX1000E (1 GHz), 64 MB RAM
- system operacyjny: Linux
- wyświetlacz dotykowy: IPS 1,54 cala, 240×240 pikseli, interfejs dotykowy
- obsługa formatów: AAC, MP3, WMA, OGG, APE, Apple Loseless, AIFF, FLAC, WAV, WMA LOSELESS, max 32 bit/384 kHz, DXD64 i DSD128
- przetwornik ze wzmacniaczem: AKM AK4377
- interfejs bezprzewodowy: Bluetooth 4.2 (CSR8675) z SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC (odbiornik) i SBC, aptX, LDAC (nadajnik)
- pamięć wbudowana: brak
- czytnik micro SD: do 2 TB (teoretycznie)
- obsługa słuchawek: 16-100 Ω
- funkcje: DAC USB, 5-pasmowy EQ, regulacja balansu +/- 5 dB, krokomierz, dyktafon, obsługa rozmów (podwójny mikrofon z cVc), USB OTG, wyjście liniowe i SPDIF
- akumulator: 550 mAh (czas pracy do 10,5 godzin przez 3,5 mm; do 12 godzin przez Bluetooth z SBC jako nadajnik; do 13,5 godziny przez Bluetooth z SBC jako odbiornik)
- wymiary: 45,3 x 42 x 13,7 mm
- masa: 38 g
Wyjście słuchawkowe 3,5 mm
- moc: 42 mW @ 16 Ω, 23 mW @ 32 Ω, 2,7 mW @ 300Ω
- pasmo przenoszenia: 5 Hz-90 kHz
- SNR: >118 dB
- impedancja: <0,5 Ω
- separacja kanałów: >74 dB
- THD+N: 0,003% @ 1 kHz
Brzmienie
- Słuchawki: Campfire Audio Solaris, Atlas i Andromeda, FiiO FA7, FH5 i FA1, IMR R1 Zenith, Symphonium Audio Aurora, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Brainwavz B400, Aune E1, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO
- DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila, Burson Playmate Everest, FiiO Q5 (AM3B), FiiO Q5s (AM3E), Leckerton UHA-760, Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR3, EarStudio ES100
- DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), FiiO M11, FiiO M3K, OnePlus 6T
- Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity, FiiO LC-C i LC-D
- Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne
Odtwarzacz został przetestowany z oprogramowaniem w wersji 1.2.0.
Mały FiiO M5 zaskoczył mnie pozytywnie – spodziewałem się, że będzie brzmiał gorzej. Właściwie nie wiem dlaczego jest to dla mnie niespodzianką, skoro niedawno model M6 podważył sens zakupu droższej M7-ki. Okazuje się, że model M5 również może być bardziej atrakcyjny od FiiO M6 oraz M7. Brzmienie tych trzech odtwarzaczy z serii M stoi na zbliżonym poziomie. W porządku, może i M5 lekko ustępuje wyższym modelom, ale końcowy werdykt może ograniczyć się do kwestii gabarytów i funkcjonalności. Zanim jednak o tym, skupmy się na opisie brzmienia FiiO M5 w funkcji odtwarzacza.
FiiO M5 jako odtwarzacz muzyki
M5 nie jest idealnie liniowym, zrównoważonym, analitycznym czy też średnicowym grajkiem. Ponownie słychać pewien akcent w skrajach pasma, czyli niskich i wysokich rejestrach. W brzmieniu słychać nowoczesność, ale zachowano umiar zarówno w basie, jak i sopranie, dzięki czemu średnica nie jest mocno oddalona. Pod względem barwy opisywany odtwarzacz jest neutralny, może lekko przechyla się w stronę ocieplenia, gdyż wysokie tony prezentowane są łagodnie. W efekcie otrzymujemy muzykalną sygnaturę, ale nadal odpowiednio rozdzielczą i dynamiczną, może jedynie niezbyt przestrzenną.
Bas nie ma wyjątkowo głębokiego zejścia, ale i tak potrafi wygenerować dość swobodny subbas. Akcent padł na jego średni zakres, który jednak nie wybija się mocno ponad niższy i wyższy bas. Słychać przyjemną miękkość, masywność i łagodność, ale bas jest dobrze kontrolowany i ma sporo energii. Nie sprawia wrażenia odchudzonego, zgaszonego, przytkanego lub spowolnionego – dynamika basu w kontekście ceny nie zawodzi. Nie można jednak liczyć na wyjątkowe zróżnicowanie faktury niskich tonów – priorytet ma przyjemność z odsłuchów, ale i tak da się wychwycić sporo detali, oczywiście o ile słuchawki na to pozwalają.
Pasmo średnie jest nieznacznie odsunięte od słuchacza, ale nie na tyle, by pogorszyć czytelność żywych instrumentów i wokali. Środek brzmi nowocześnie, czysto, krystalicznie i klarownie, potęgując jednocześnie wrażenie przestrzeni. Barwa średnicy jest neutralna, nie wydaje się być ani ocieplona, ani ochłodzona. Nie słychać też specjalnego wyostrzenia wyższej średnicy, ale pasmo to nie zostało też wycięte, więc nie ma wrażenia zamulenia, mgiełki lub woalu przykrywającego brzmienie. Środek jest dość precyzyjny, zarysowany wyraźną kreską, więc można liczyć na niezłą szczegółowość. Dźwięk nie jest wyjątkowo naturalny – daje się wychwycić lekko cyfrowy charakterek, który moim zdaniem nie rzutuje negatywnie na brzmienie, jeśli weźmiemy pod uwagę półkę cenową odtwarzacza.
Wysokie tony są lekko podkreślone, podobnie jak bas, ale tym samym nie są wyjątkowo rozciągnięte – akcent pada raczej na niższe/średnie rejestry góry pasma. W efekcie muzyka rozbrzmiewa dostatecznie jasno, ale jest jednocześnie łagodna, jakby zaoblona. Odtwarzacz raczej nie wyostrzy słuchawek i nie spotęguje sykliwości. Wymagający meloman może kręcić nosem – w górze słychać cyfrowość, pasmo to nie jest perfekcyjnie kontrolowane, idealnie precyzyjne, czasami trochę się zlewa, maskując detale. Słychać to jednak głównie w konfrontacjach ze znacznie droższymi odtwarzaczami – wysokie tony nie są jeszcze tak rozdzielcze i swobodne, jak w DAP-ach z wyższej półki, sprawiają wrażenie lekko skompresowanych. W swojej klasie cenowej poziom jest i tak dobry – podczas testów M5-tki nadal słuchało mi się dobrze.
Scena dźwiękowa raczej nikogo nie zachwyci rozmiarami. Słychać, że to pięta achillesowa odtwarzacza. Ciągle nie ma tragedii – holografia jest dobra, słychać stereo (mimo przeciętnej separacji kanałów), głębię i wysokość, a scena ma proporcjonalne, kuliste wymiary. Ta „kula” jest po prostu niewielka, minimalnie wychodzi poza obszar głowy, część instrumentów trzyma się jakby tuż przy czaszce, a reszta rozbrzmiewa z głębi głowy. Towarzyszy temu dobra separacja i nadal niezłe napowietrzenie, więc nie ma wrażenia ciasnoty, a instrumenty nie zlewają się ze sobą. To na swój sposób przestrzenne granie, ale w bardziej miniaturowym, kameralnym stylu. Mnie owa ciasnota nie przeszkadzała, ale słuchawki generujące dużą scenę dźwiękową traciły na tym aspekcie.
FiiO M5 vs inne odtwarzacze
Niewiele brakuje M5-tce do modeli M6 oraz M7, strojenie jest też podobne, ale nie identyczne. W wyższych modelach również podkreślono skraje pasma, ale taki M6 to odtwarzacz trochę jaśniejszy i brzmiący trochę twardszym konturem. M7 oferował zbliżone brzmienie do M6-tki, może trochę bardziej basowe i mniej jasne. Przy nich M5-tka brzmi ciut łagodniej w sopranie, bardziej miękko, ale dzięki temu wydaje się być lepiej zrównoważona. W modelach M6 i M7 czasami natrafiałem na zbyt mocny przekaz góry, podczas gdy w M5-tce wydaje się być ona lepiej kontrolowana. Zarówno „szóstka”, jak i „siódemka” z linii M nie popisywały się wyjątkowo dużą sceną, a w przypadku „piątki” jest ona jeszcze trochę mniejsza. Moim zdaniem ogólny poziom jest na tyle zbliżony, że jeśli nie potrzebujemy Wi-Fi i wolimy mniejszy gabarytowo odtwarzacz, to spokojnie można oszczędzić wybierając M5 zamiast M6.
Najciekawszym konkurentem pod względem cenowym i konstrukcyjnym jest bez wątpienia Shanling M0. Oba odtwarzacze również reprezentują podobny poziom jakościowy, ale są inaczej strojone. Shanlinga M0 odebrałem jako brzmiącego ciepło, gładko, łagodnie i do tego spokojnie w sopranie. Brzmienie M0 było masywne w basie, zagęszczone i mocno nasycone. Przy nim FiiO M5 brzmi lżej, jaśniej i w sposób bardziej neutralny tonalnie. M5-tka jest mniej basowa, mniej nasycona, a do tego bardziej cyfrowa. M0 brzmiał na swój sposób bardziej naturalnie, mimo wyraźnego podkreślenia średniego basu i niskiej średnicy. Przestrzeń w obu przypadkach jest podobna, raczej kameralna. Moim zdaniem werdykt ograniczy się zatem do preferowanej sygnatury – fajni jaśniejszego, neutralnego grania sięgną raczej po M5, a preferujący ciepło, gładkość i łagodną górę wybiorą M0.
Innym ciekawym konkurentem jest FiiO M3K, który może nie jest bezpośrednią alternatywą M5, ponieważ jest większy i brakuje mu Bluetootha oraz ekranu dotykowego, ale posiada zbliżony układ starszej generacji (AKM AK4376A zamiast AK4377). Okazuje się, że brzmienie M3K jest również inne, to wręcz odwrotność. Jeśli M5-tka to lekka “V-ka”, to sygnaturę M3K określiłbym jako literkę „A” – w jego brzmieniu średnica jest znacznie bliższa, a skrajne pasma spokojniejsze. M3K brzmi bardziej technicznie i szkicowo (punktowo w basie i precyzyjnie w sopranie), a do tego generuje mniej nasycone brzmienie. M5-tka to natomiast bardziej muzykalna, gładsza i efektowna sygnatura. Jeśli wolimy analityczne odsłuchy, M3K może okazać się lepszy i pozwoli oszczędzić sporo gotówki. Gdy jednak chcemy mieć więcej przyjemności z muzyki, mniejsze wymiary, ekran dotykowy i Bluetooth, to M5 wyjdzie na prowadzenie. Oceniając całokształt, rozważałbym dopłatę do M5.
FiiO M5 i słuchawki
M5 nie sprosta hi-endowym słuchawkom – Solarisy, Andromedy, FH7 czy FA7 nie rozwinęły skrzydeł, ale brzmiały przyzwoicie. Nie można było jeszcze liczyć na topową rozdzielczość i wzorową holografię (scena zmniejszyła się w każdym przypadku), ale M5 i tak nieźle radził sobie z dokanałówkami wielokrotnie droższymi od samego odtwarzacza. Wyjątkiem były IMR R1 Zenith, które brzmiały bardzo dobrze, ale te słuchawki są znane ze świetnego grania, bez względu na jakość źródła. Zaskoczył mnie czysty sygnał odtwarzacza (czego nie można powiedzieć np. o modelach M9 czy M11), nawet wyjątkowo podatne na szum Andromedy brzmiały czysto, co zdarza się rzadko.
Nie natrafiłem na niespodzianki synergiczne – M5 brzmiał konsekwentnie z pozostałymi słuchawkami z platformy testowej, które dobrze współpracowały z jego sygnaturą. Pod tym względem wspominane M6 i M7 były znacznie bardziej wybiórcze. Poszczególne połączenia wypadły tak:
- FiiO FA1 – neutralne, techniczne, ale trochę bardziej muzykalne i bezpośrednie granie;
- Aune E1 – precyzyjne, gładkie, przyjemne w odbiorze, ale nadal klarowne i szczegółowe;
- Brainwavz B400 – lekkie, gładkie, nasycone i muzykalne z odpowiednią rozdzielczością;
- Campfire Audio Comet – basowe, ciepłe, masywne brzmienie ze złagodzoną, ale nadal dość czytelną górą;
- iBasso IT01 – dociążone w basie, zarysowane, dynamiczne i klarowne granie ze sporą dawką detali;
- Symphonium Audio Aurora – klarowniej w sopranie, niż zazwyczaj, masywnie, gładko, barwnie i dynamicznie;
- Simgot EN700 PRO – przejrzyście, klarownie, jasno i szczegółowo z satysfakcjonująco głębokim dołem i kontrolowaną górą.
FiiO M5 jako adapter Bluetooth
Niestety w funkcji adaptera Bluetooth brzmienie jest gorsze. Spada rozdzielczość (brzmienie nie jest już tak klarowne i precyzyjne), kontur dźwięku staje się miększy (brzmienie jest gładsze i mniej szczegółowe), bas się spłyca, a góra pasma jest ścinana. Słychać większą kompresję, dźwięk wydaje się być bardziej mdły, a do tego mniej dynamiczny – względem brzmienia w funkcji odtwarzacza brakuje energii, werwy. Tym samym lekko przybliża się średnica, co jest efektem uspokojenia skrajów pasma.
FiiO M5 w funkcji adaptera Bluetooth może nadal sprawdzić się nieźle, jeśli zależy nam na strumieniowaniu muzyki ze smartfona, odsłuchach audiobooków czy też nagłośnienia YouTube’a. To nadal pozytywne doświadczenie z punktu widzenia praktycznego. Jeśli jednak liczy się przede wszystkim jakość dźwięku, to M5-tka przegra z dedykowanymi adapterami Bluetooth. Słychać, że funkcja odtwarzacza miała priorytet, ponieważ FiiO BTR3 brzmi bardziej konturowo, precyzyjnie, dynamiczniej, pełniej w basie i swobodniej w sopranie, a także bardziej przestrzennie. Z kolei Radsone EarStudio ES100 wygrywa pod każdym aspektem, generując brzmienie bardziej przestrzenne, dynamiczne, rozdzielcze i szczegółowe. Adapter Radsone brzmi liniowo, analitycznie, blisko w średnicy, mocniej separując kanały. Jeśli dodamy do tego możliwości aplikacji i dodatkowe wyjście zbalansowane, to ES100 zostawi M5-tkę daleko w tyle.
FiiO M5 jako DAC/AMP USB
Po podłączeniu do USB komputera i wgraniu sterowników można liczyć na bardzo dobry dźwięk. Nie ma niespodzianek – FiiO M5 w tej funkcji brzmi tak samo, jak w funkcji odtwarzacza, tym samym górując nad brzmieniem trybu adaptera Bluetooth. W efekcie jeśli możemy podłączyć się kablem do peceta, laptopa, tabletu lub smartfona (M5 działa przez USB OTG), to polecam wybrać interfejs USB zamiast Bluetootha. Dźwięk względem transmisji bezprzewodowej będzie bardziej precyzyjny, lepiej zarysowany, pełniejszy w basie i swobodniejszy w sopranie.
Podsumowanie
FiiO M5 to miniaturowy odtwarzacz o dużych możliwościach. Urządzenie jest dobrze wyposażone, solidnie wykonane, komfortowe w obsłudze i niezwykle poręczne – za pomocą dodatkowego akcesorium można je nawet zamienić w zegarek. Ekran nie zawodzi, system operacyjny jest intuicyjny, a możliwości duże. Oprócz funkcji odtwarzacza można liczyć na dwukierunkowy Bluetooth, tryb DAC-a USB, współpracę ze smartfonami lub tabletami za pomocą USB OTG, a nawet wyjście liniowe oraz SPDIF. Brzmienie zaskoczyło mnie pozytywnie – słychać lekko podkreślone skraje pasma, ale środek pozostaje klarowny, rozdzielczość jest dobra, dynamika nie zawodzi, a można też liczyć na sporo detali, jak i odpowiednią muzykalność.
Brzmienie nie jest jednak wybitnie przestrzenne – scena dźwiękowa jest poukładana, ale dość kameralna. Nie ma też co oczekiwać wyjątkowo rozciągniętej góry i perfekcyjnie głębokiego basu, a daje się wychwycić również pewną cyfrowość dźwięku. Niestety brzmienie w trybie adaptera Bluetooth odstaje od tego z dziurki 3,5 mm. Jest nadal nieźle, ale słychać, że funkcja odtwarzacza ma priorytet. Szkoda też, że opcjonalny pasek nie został wykonany trochę lepiej.
FiiO M5 można kupić za 449 zł lub, jeszcze 50 zł taniej w przedsprzedaży. Moim zdaniem warto, szczególnie jeśli zależy nam na kompaktowych wymiarach, a funkcja odtwarzacza jest dla nas najważniejsza. Wybrałbym M5 zamiast modelu M6, mimo braku Wi-Fi. Mocnym konkurentem jest nadal Shanling M0 – tutaj werdykt, o czym wspomniałem wcześniej, zależy od preferowanej sygnatury. Gdy jednak potrzebujemy głównie adaptera Bluetooth, lepiej sięgnąć po FiiO BTR3 lub EarStudio ES100. Moim zdaniem zwłaszcza ten drugi jest warty uwagi.
Dla FiiO M5
Zalety:
+ klips w zestawie
+ solidne wykonanie
+ USB C i wielofunkcyjne wyjście 3,5 mm
+ wygodna obsługa
+ bardzo dobry ekran
+ przemyślany system operacyjny
+ wysoka funkcjonalność
+ dobre brzmienie o lekko podkreślonych skrajach pasma, niezła rozdzielczość i dynamika
Wady:
– gorsze brzmienie w trybie adaptera Bluetooth
– dość mała scena dźwiękowa
– lekka cyfrowość dźwięku
– niska jakość opcjonalnego paska SK-M5
Sprzęt dostarczył:
W sumie najciekawsze byłoby porównanie brzmienia z smartfonami, ktore kosztują ok. 1000 zł
Właśnie tak jak poprzednik też mnie ciekawi czy dźwięk z telefonu nie będzie lepszy. Szukam pierwszego dapa. Zastanawiam się nad M5 lub M9 od fiio co się bardziej opłaca? Czy jakość dźwięku się aż tak różni?