FiiO FA7s to specjalna wersja modelu FA7. Tym razem zastosowano po sześć przetworników armaturowych na stronę, które zamknięto w zupełnie innych obudowach. Nie zabrakło też modularnego kabla.

Nie spodziewałem się, że FiiO odświeży model FA7. Poprzednika doceniłem, chociaż to słuchawki specyficzne – mowa o basowych dokanałówkach z przetwornikami armaturowymi, które były dość wybiórcze pod kątem synergii. W niekorzystnych połączeniach we znaki dawało się przesadne uwypuklenie średniego i wyższego basu, a często brakowało też góry pasma. Producent postanowił więc wprowadzić nowy model o zbliżonej nazwie, który… ma niewiele wspólnego z pierwowzorem.

REKLAMA
final

FiiO FA7s zostały wyposażone w sześć przetworników (trzy podwójne) w porównaniu do czterech w modelu FA7 (dwa pojedyncze i jeden podwójny). Z tego powodu FA7s tak naprawdę bliżej do modelu FA9, także sześcioprzetwornikowego. Nowe słuchawki współdzielą z nimi przetworniki niskotonowe, bo w FA7s również zastosowano drivery Knowles HODVTEC-31618, znane z „dziewiątek”. Ponadto tym razem zrezygnowano z ergonomicznych obudów na rzecz konstrukcji rodem z serii słuchawek dynamicznych, czyli linii FD. Co z tego wszystkiego wynikło?

Wyposażenie

Estetyczne i solidne pudełko skrywa wzorowo zabezpieczone słuchawki oraz zapas akcesoriów. W zestawie są:

  • trzy pary tipsów Vocal (biało-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • trzy pary tipsów Balanced (białych, rozmiary S, M i L);
  • trzy pary tipsów Bass (szaro-czerwonych, rozmiary S, M i L);
  • para tipsów trójkołnierzowych (białych, rozmiar L);
  • trzy pary pianek termoaktywnych (rozmiar M);
  • kabel MMCX z rzepem (dł. 120 cm, posrebrzana miedź OCC);
  • trzy wtyczki modularne (2,5 mm; 3,5 mm i 4,4 mm);
  • szczoteczka do czyszczenia;
  • magnetyczna opaska;
  • przyrząd do wypinania wtyków MMCX;
  • pudełko na słuchawki;
  • instrukcja obsługi i dokumentacja.

Jak widać wyposażenie jest bogate, ale do topowych modeli jeszcze trochę brakuje. Słuchawki nie umożliwiają przestrajania filtrami, więc tych nie ma naturalnie w zestawie. Wcięło jednak także komplet nakładek SpinFit, a zamiast futerału otrzymujemy plastikowe pudełko, charakterystyczne dla starszych modeli lub nowszych słuchawek FiiO, ale z niższej półki cenowej, jak np. FD3. Świetnie, że do dyspozycji są trzy pary pianek termoaktywnych, a producent dorzucił też sporo gadżetów, np. magnetyczny klips do kabla oraz przyrząd ułatwiający wypinanie wtyczek MMCX.

Konstrukcja

Nie ma wątpliwości, że w modelu FA7 wykorzystano obudowy znane z serii FD. Muszę przyznać, że trochę mnie to zasmuciło, ponieważ lubię starsze modele słuchawek, które zamknięto w obudowach z wydruku 3D. Wiem jednak, że ergonomiczne i tym samym duże konstrukcje linii FA nie każdemu pasowały. Ponadto obudowy w stylu serii FD są jak najbardziej udane, więc szybko pogodziłem się z taką zmianą. FiiO zadbało też o to, by odróżnić FA7s od FD5 czy FD7, bo trochę inaczej wyprofilowano elementy z gniazdami MMCX i zadbano o nowe pokrywki. Efekt jest ciekawy – FA7s spodobały mi się bardziej od modeli serii FD. Wolę bardziej futurystyczne wzornictwo od biżuteryjnego.

Producent chwali się też, że wykorzystano stal nierdzewną klasy medycznej (316L), a obudowy uzyskano metodą wtryskową. Ponadto zostały one wykończone techniką PVD (fizyczne osadzanie z fazy gazowej), o której wspominałem w teście modelu Campfire Audio Solaris 2020. W jej wyniku na słuchawkach tworzona jest niezwykle cienka, ale trwała powłoka. Natomiast pokrywki słuchawek zostały wycięte maszynowo (CNC) i ręcznie wypolerowane. Tym razem zdobi je wzór w kształcie litery igrek, który jest niebieski. To nie tylko ozdoba, a maskownica, bo podobnie jak w przypadku serii FD, model FA7s jest również wentylowany.

Kabel jest zbliżony do wykorzystywanego w nowych modelach z górnej półki – wszystko wskazuje na to, że to model FiiO LC-RC. Jednak w porównaniu do testowanych ostatnio FiiO FD7, wtyczki MMCX są zwyczajne, czyli półprzezroczyste i odgięte, zamiast metalowych. Pozostałe elementy są już aluminiowe, co tyczy się rozdzielacza z suwakiem oraz charakterystycznej wtyczki. Jej kołnierz jest odkręcany, co pozwala wymienić wkłady – do dyspozycji są znów standardy 2,5 mm, 3,5 mm oraz 4,4 mm. Natomiast zastosowany przewodnik to posrebrzona miedź monokrystaliczna.

Nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie jakości wykonania słuchawek oraz kabla. Obróbka jest perfekcyjna, a spasowanie elementów wzorowe, więc od razu widać i czuć, że mamy do czynienia z modelem z wyższej półki. To niejako oczywiste, ale testowane ostatnio FD7 miały miejscami tłuste plamy, a na metalowych akcesoriach można było dostrzec pewne niedoskonałości, a nic takiego nie ma miejsca w FA7s. Wątpliwości budzi jedynie nieprzyjemny, sztuczny zapach izolacji kabla, którego nie czułem w przypadku innych modeli, np. FD7 czy FD5. Być może jest to konsekwencja szczelniejszego pudełka na słuchawki.

Ergonomia i użytkowanie

FiiO FA7s należą do słuchawek wygodnych – obłe i gładkie obudowy, optymalne wymiary oraz stosowna długość tulejek powodują, że słuchawki zakłada się łatwo, pewnie się one trzymają i nie irytują skóry. Nadal wolę wydrukowane modele FA7 czy FA9, ale faktem jest, że starsze słuchawki serii, inspirowane modelami spersonalizowanymi są znacznie większe, bo mają wypełniać małżowiny uszne, co nie zawsze się sprawdza. Konstrukcja FA7s jest najpewniej bezpieczniejsza, bo bardziej uniwersalna. Po szczegóły zapraszam do testów modeli FD3, FD5 czy FD7 – moje wrażenia użytkowe można prawie w pełni odnieść i do FA7s.

Dotyczy to również izolacji od otoczenia, która jest przeciętna. FA7s są znowu bliżej FD5 czy FD7 pod względem tłumienia, bo posiadają wentylowane pokrywki. Najlepiej pod tym względem wypadły tańsze FD3, które miały otwory jedynie na obudowach gniazd MMCX, więc lepiej odcinały od świata. W przypadku FA7s nie można na to liczyć, ale w trakcie słuchania muzyki nic mi specjalnie nie przeszkadzało. Jednak moim zdaniem poprzednik, czyli model FA7 tłumił lepiej zarówno od modeli serii FD, jak i FH. Jeśli więc zależy nam na jak najlepszym wyciszeniu otoczenia, to FA7s są krokiem wstecz.

Kabel nie podpadł mi elastycznością – dobrze się układa, jest odpowiednio ciężki i gładki w dotyku. Nie zapomniano o suwaku przy rozdzielaczu, więc odcinki douszne można dowolnie skracać, co stabilizuje zausznice na małżowinach usznych. Te trzymają się wzorowo i nie uciskają, ale są dość mocno odgięte, więc mogą delikatnie drażnić skórę poniżej uszu, drapać styk szczęk. O modularnych wtyczkach nie muszę się rozpisywać, bo ten sam system zastosowano w innych modelach. Rozwiązanie jest jak zwykle rewelacyjne, bo nie dość, że prosto z pudełka otrzymujemy możliwość podłączenia słuchawek do wyjść zbalansowanych, to obsługują one dwa, najpopularniejsze standardy, czyli 2,5 mm oraz 4,4 mm.

Jest jeden aspekt, który budzi wątpliwości. W egzemplarzu testowym modelu FA7s zauważyłem… driver-flex. To zjawisko przytykania się lub odkształcania membran, które dotyczy słuchawek z przetwornikami dynamicznymi. Jego występowanie w przypadku w pełni armaturowego modelu jest dziwne i dotychczas nigdy się z nim nie spotkałem. Jednak nie towarzyszą temu żadne nieprzyjemne czy niepokojące dźwięki, nie słychać żadnych trzasków czy klikania. Po prostu w prawej słuchawce, tuż po założeniu nie słychać chwilowo basu, a po upływie sekundy lub dwóch wszystko wraca do normy. Zakładam, że musi odkształcać się dźwiękowód, bo innego wyjaśnienia nie mam. W moim egzemplarzu efekt ten dotyczy jedynie prawej słuchawki i może być jednostkowy.

Specyfikacja

  • przetworniki: podwójny Knowles HODVTEC-31618 (bas), podwójny DIBEI db646006 (średnica), podwójny Knowles RAD-33518 (wysokie tony); trójdrożna zwrotnica
  • pasmo przenoszenia: 10 Hz-40 kHz
  • impedancja: 18 Ω
  • maksymalna moc wejściowa: 100 mW
  • czułość: 111 dB
  • kabel: MMCX > 2,5mm/3,5 mm/4,4 mm (ok. 120 cm)
  • masa: 8,2 g (pojedyncza słuchawka z filtrem); 43 g (obie słuchawki z kablem, filtrami i tipsami)

Brzmienie

  • Słuchawki: Campfire Audio Andromeda, Ara, Dorado 2020, Solaris 2020, Vega 2020, FiiO FA9, FD3, FD5, FD7, FH3, FH5s, FH7, IKKO Gems OH1S, Meze Rai Solo, Moondrop Starfield, BQEYZ Spring II, TinHiFi P1, ddHiFi Janus 2
  • DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II, Playmate Everest, FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100, Oriolus 1795, Qudelix-5K
  • DAP: Cayin N3Pro, FiiO M15 i M11 Plus LTD, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G

FiiO FA7s – tipsy
FiiO FA7s brzmią najlepiej z tipsami… SpinFit, których niestety nie ma w zestawie. Uważam, że SpinFit CP145 zapewniają najrówniejsze brzmienie, kompensują braki słuchawek i wzmacniają ich atuty. Nie znaczy to jednak, że tipsy z zestawu to pudło, bo te zbalansowane są niezłe, dodają słuchawkom ciepła i naturalności. Podobnie działają pianki producenta, a nakładki „Vocal” lekko rozjaśniają FA7s, co jest także korzystne. Nie spodobały mi się za to tipsy basowe, które niepotrzebnie zagęszczają dźwięk i przygaszają sopran. Do testów wykorzystałem więc nakładki typu „Vocal”, które brzmieniowo były najbliżej SpinFitów.

FiiO FA7s – brzmienie
Nie tylko konfiguracja przetworników przypomina tę z FiiO FA9, ale także brzmienie. Okazuje się, że nowe FA7s są mniej basowe od poprzednika, klarowniejsze i tym samym bardziej zrównoważone. Sygnatura dźwiękowa jest jednak nadal muzykalna, bas ciągle stanowi ważny element, a wysokie tony nie zostały wyostrzone. W efekcie FA7s angażują dźwiękiem, brzmią masywnie i gęsto, ale ciągle nie rozczarowują od strony technicznej. Uważam, że nowy model to progres względem poprzednika – FA7s są bliższe równowagi i mniej basowe, a tym samym bardziej uniwersalne od FA7. Mnie słuchawki od razu przypadły do gustu, ale FA7s nie są perfekcyjne – niektóre aspekty mogłyby być lepsze.

Basu ubyło względem FA7, ale ciągle jest go pod dostatkiem. Tym razem przekaz jest jednak równiejszy – dół nadal brzmi gęsto i masywnie, ale już nie słychać takiego falowania w średnim czy wyższym zakresie. Prym wiedzie jednak obfity i zróżnicowany midbas, bo mamy do czynienia ze słuchawkami armaturowymi, więc zejście w subbas nie jest jeszcze tak głębokie, jak w przypadku modeli dynamicznych czy hybrydowych. Muszę jednak przyznać, że FA7s i tak z powodzeniem imitują hybrydy – dół jest zaskakująco soczysty, gęsty i masywny. Słychać w nim także pewną gładkość i lekkie ciepło. Absolutnie nie ma mowy o chudym, mocno punktowym czy płytkim dźwięku, a nie brakuje też dynamiki i energii, bo FA7s potrafią uderzyć basem w sposób szybki i kontrolowany. Słuchawki nie są więc typowymi, analitycznymi „armaturami”, mają w sobie dużo muzykalności z zachowaniem wysokiego poziomu technicznego.

Pasmo średnie jest ciepłe, wypełnione w niższym zakresie i uspokojone w wyższym. Nie należy w ogóle obawiać się o „żyletki”, dźwięk nie jest agresywny, wyjątkowo twardy, suchy lub szary. Średnica jest zaskakująco barwna, a przy tym gładka, co znowu przywodzi na myśl hybrydy. Pasmo jest ogólnie blisko, co sprzyja wokalom i żywym instrumentom, w tym perkusji. Brzmienie nie jest jednak rozmyte, kontur dźwięku nadal wydaje się być twardy, więc wszystko jest dość mocno zarysowane. Można wychwycić także sporo detali, ale szczegółowość nie jest pierwszoplanowa – słuchawki nie brzmią analitycznie czy laboratoryjnie. Muszę jednak przyznać, że trochę brakowało mi mocniejszej wyższej średnicy, momentami odbierałem FA7s jako lekko zgaszone, trochę zbyt spokojne. Ucieszą się fani łagodnego i przystępnego przekazu, ale szukający w dźwięku tej „iskry” mogą poczuć niedosyt.

To również konsekwencja przekazu góry pasma, także serwowanej w sposób łatwostrawny. Moim zdaniem dźwięk jest i tak bezpośredni, satysfakcjonująco czytelny i bliski, ale wysokie nie pną się ekstremalnie wysoko. Względem typowych słuchawek armaturowych czy hybrydowych, można już mówić o pewnym roll-offie w najwyższych oktawach. Smyczki, wysokie wokale, gitary czy talerze perkusyjne nie należą do wyjątkowo rozciągniętych, są lekko zgaszone. Nie jest to specjalna wada, bo takie strojenie potęguje muzykalność – słuchawki nie sybilizują i nie męczą. Mnie jednak znów brakowało trochę energii w górze, odebrałem zakres od wyższej średnicy do sopranu jako za łagodny. Jestem jednak fanem bardziej technicznego, mocniejszego w górze strojenia, ale nie zmienia to faktu, że słuchałem FA7s z przyjemnością. Mogłem się zrelaksować lub skupić na innych czynnościach, robiąc z muzyki jedynie tło, czego nie można powiedzieć o wszystkich słuchawkach armaturowych.

Trochę zawiodła mnie scena dźwiękowa. Wprawdzie przestrzeń nie jest wyjątkowo mała, bo to pozioma elipsoida z mocną separacją kanałów oraz zaznaczoną głębią i wysokością. Nie ma też problemów z separacją instrumentów, pomiędzy którymi jest przyzwoita dawka powietrza. Okazało się jednak, że sama ekspozycja instrumentów pozostawia trochę do życzenia. Wydają się one być zbite, pojawiają się w określonych i mało zróżnicowanych obszarach, najczęściej w środku głowy. Mimo że instrumenty są kształtne, wydają się mieć masę i formę, to FA7s nie brzmią trójwymiarowo, nie otaczają słuchacza dźwiękiem. W scenie mało się dzieje, nie ma mowy o holografii rodem z topowego modelu serii FA, dokanałówek hybrydowych serii FH czy armaturowych słuchawek pokroju Campfire Audio Ara. Jednak FA7s kosztują ułamek ceny tych ostatnich, a są też tańsze od FH7, FA9 czy FD7, więc jest to zrozumiałe. Ucieszą się za to fani bardziej intymnego, bliskiego przekazu, którzy nie lubią zdystansowanego grania, preferują być zanurzeni w muzyce.

FiiO FA7s – porównania
FA7s przypominają FA9, ale nie są ich tańszym zamiennikiem. FA9 robią wszystko lepiej, brzmią równiej, klarowniej i bardziej przestrzennie. Ponadto FA9 można przestrajać, czyli np. zwiększyć ich impedancję, co przekłada się na bardziej liniowy i techniczny dźwięk. Łatwo też wychwycić, że FA9 generują obszerniejszą scenę dźwiękową, nie wbijają instrumentów w centrum głowy. Z drugiej strony FA7s są jednak tańsze, brzmią bardziej gładko i przystępnie, więc mogą spodobać się fanom łagodniejszej góry, preferujących mniej techniczny dźwięk. FA7s generują też masywniejszy dół pasma, co także może okazać się argumentem na korzyść nowszego modelu.

Z kolei różnice w porównaniu do FA7 powinny być już mniej więcej oczywiste. FA7s są lepsze, czyli równiejsze, bardziej naturalne w przekazie i mniej basowe. Poprzednik mocniej falował, potrafił przytłoczyć średnim i wyższym basem. Moim zdaniem strojenie nowego modelu jest spójniejsze, przejście pasm płynniejsze, a dźwięk bliższy i bardziej wyrazisty. Nadal nie można jednak oczekiwać stuprocentowej klarowności, góra jest ciągle lekko złagodzona. Uważam, że brzmienie FA7s jest już bardziej bezpośrednie, ale jeszcze nie każdy będzie zachwycony. Mogą narzekać też osoby, które lubiły basowy charakter FA7. Uważam, że model z dopiskiem „s” nadal nie brzmi chudo, ale strojenie jest na tyle różne, że nowość to niejako skok w bok, a nie bezpośrednie rozwinięcie FA7.

FD5 czy FH5, FH5s oraz FH7 to bez wątpienia jaśniejsze słuchawki od FA7s. Wszystkie mają mocniej rozciągniętą, swobodniejszą i techniczną górę, która wydaje się być ścięta w przypadku FA7s. Mnie trochę brakowało wysokich w FA7s, ale doceniałem, że słuchawki są łagodniejsze w odbiorze i mają bliższą średnicę od FH7 czy FH5. Z kolei FH5s ze standardowym kablem wykazują pewne problemy z kontrolą sopranu, co także nie dotyczy FA7s. Mimo dość masywnego strojenia, FA7s nadal nie brzmią w dole tak swobodnie, jak hybrydy. Bas jest twardszy, bardziej zarysowany i konturowy, co mnie się akurat podoba, ale fani miększych i gładszych niskich tonów mogą postawić znak wyższości przy FH5s czy FD5.

Równiejszy charakter FA7s słychać także w konfrontacjach ze słuchawkami od Campfire Audio. Zarówno Dorado 2020, jak i Vega 2020 brzmią mocniej w basie, energiczniej i bardziej miękko, co znowu jest zasługą zastosowania przetworników dynamicznych. Moim zdaniem modele CFA są bardziej efektowne w przekazie, ale jeśli spojrzymy na różnice w cenach, to FA7s wypadają korzystnie. Są one dostępne za 340 dolarów amerykańskich, podczas gdy Dorado 2020 czy Vega 2020 kosztują kilkakrotność tej ceny. FA7s to w końcu multiarmatury z modularnym kablem, które nie wymagają dodatkowych wydatków, by podłączyć je do wyjść zbalansowanych, co tylko potęguje ich opłacalność.

Z drugiej strony FiiO także oferuje atrakcyjniejsze cenowo słuchawki od FA7s. Wielokrotnie wspominane FiiO FH3 czy nowe FD3 także potrafią czarować basem, a przy tym brzmią klarowniej i bardziej technicznie, co dotyczy szczególnie FH3, bo FD3 zostały zestrojone muzykalnie i efektownie. Jeśli wymienimy w obu modelach kabel, wybierzemy lepsze tipsy, to można je przenieść na jeszcze wyższy poziom i to nadal w niższej cenie od FA7s. Mamy więc do czynienia ze specyficzną sytuacją – z jednej strony FA7s wypadają korzystnie na tle droższych modeli, z drugiej strony tańsze alternatywy od FiiO są bardziej opłacalne. Sam nie wiem, czy nie wolałbym wyposażyć się w FH3 i wymienić w nich kabel oraz dokupić nakładki SpinFit. Z drugiej strony łagodny przekaz FA7s jest miłą odmianą na tle hybryd i dynamików FiiO. FH3 po wymianach kabla i tipsów nie brzmią tak muzykalnie i przystępnie, jak FA7s.

FiiO FA7s – synergia
W mojej ocenie FA7s są bardziej synergiczne od poprzednika – nie trzeba im stwarzać odpowiednich warunków, by pokazały, co potrafią. Słuchawki mają jednak pewne wymagania, ale obyło się bez niespodzianek. Uważam, że neutralne lub jaśniejsze źródła wpływają korzystnie na dźwięk FA7s, a ważny jest też czysty sygnał. Stosunkowo niska impedancja oraz wysoka skuteczność powodują, że na wydajniejszych źródłach łatwo wychwycić szum. Moim zdaniem słuchawki nie są na niego ekstremalnie czułe, ale lepiej ustawiać podbicie w odtwarzaczach jak najniżej.

Rozbudowane opisy synergiczne nie są konieczne, ale dla ułatwienia napiszę, że FA7s zabrzmiały lepiej z jaśniejszym FiiO M11 Plus LTD niż masywniejszym i ciemniejszym FiiO M15. Dobrze zgrał się FiiO BTR5, a szczególnie w najnowszej wersji 2021, ale FA7s w pełni satysfakcjonowały także z Qudeliksem-5K. Natomiast Cayin N3Pro zgrywał się lepiej w jaśniejszych konfiguracjach (3,5 mm/4,4 mm lub Ultra Linear), co także nie jest niespodzianką. Jeśli jednak nie mamy możliwości poeksperymentowania ze źródłami, a trochę brakuje nam sopranu, to warto rozważyć zakup wspomnianych tipsów SpinFit, które rozjaśniają słuchawki.

Podsumowanie

FiiO FA7s to ciekawe słuchawki armaturowe, które nie stanowią bezpośredniego rozwinięcia starszych, basowych FA7, a raczej mieszankę „siódemek” z „dziewiątkami”. Do owej mikstury producent dodał także szczyptę serii FD, bo tym razem zrezygnowano z obudów z druku 3D na rzecz konstrukcji przypominającej modele FD5 czy FD7. Można liczyć też na dobre wyposażenie, solidne wykonanie, wysoką ergonomię oraz muzykalne, gładkie i barwne brzmienie bez sybilantów, które jest bardziej zrównoważone niż u protoplasty.

Szkoda, że w zestawie nie ma tipsów SpinFit, bo służą słuchawkom. Chciałbym też, żeby góra pasma była kapkę mocniejsza, bo czasami wydawała mi się zbyt łagodna. To jednak kwestia subiektywna, osoby wrażliwe na ostrą górę, ale preferujące precyzyjne i zarysowane brzmienie przetworników armaturowych, mogą być zachwycone. Nie każdemu spodoba się też scena dźwiękowa, bo instrumenty są często eksponowane w środku głowy.

W chwili finalizowania testu polska cena słuchawek nie jest jeszcze znana, ale za granicą FiiO FA7 kosztują 340 dolarów amerykańskich, czyli około 1500 zł nie uwzględniając dodatkowych opłat importowych. To z jednej strony sporo, bo taniej można kupić udane FD5 czy FH5s, ale jest nieźle, jak na cenę premierową. Testowane ostatnio FD7 wydały mi się za drogie, a w tym przypadku uważam, że relacja jakości do ceny jest korzystniejsza.

FA7s warto kupić, jeśli szukamy muzykalnie grających słuchawek armaturowych. Zaznaczam jednak, że nie jest to poziom FA9, wycenionych na około 2500 zł. Topowy model serii brzmi równiej, bardziej precyzyjnie i przestrzennie. To, czy warto dopłacić do „dziewiątek” będzie zależało jednak od polskiej ceny nowego modelu. Jeśli cena FA7s będzie bliższa 1500 zł, to słuchawki warto wybrać zamiast FA9. Jeśli jednak różnica w cenie okaże się być mniejsza i zależy nam na jak najwyższym poziomie technicznym, to zakup FA9 może mieć więcej sensu. Z tego też powodu postanowiłem wstrzymać się z rekomendacją do polskiej premiery słuchawek.

Zalety:
+ solidne wykonanie
+ oryginalne wzornictwo
+ bogate wyposażenie
+ wysoka ergonomia
+ modularny kabel
+ łatwe w napędzeniu i podatne na synergię
+ muzykalne, gładkie, ale nadal precyzyjne brzmienie
+ dobra separacja kanałów

Wady:
– brak tipsów SpinFit w zestawie
– momentami zbyt łagodna góra
– przeciętna ekspozycja instrumentów

Sprzęt dostarczył:

fiio

REKLAMA
fiio

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj