Trifecta są topowymi dokanałówkami w ofercie Campfire Audio. Słuchawki charakteryzują się nietypową konfiguracją przetworników, bo posiadają łącznie sześć dynamików z membranami ADLC o średnicy 10 mm, które zostały rozmieszczone w rogach trójkątnych obudów.

Campfire Audio nie brakuje odwagi, czego świetnym przykładem są właśnie nietuzinkowe Trifecta Astral Plane. Mowa o słuchawkach z potrójnymi przetwornikami dynamicznymi, zamkniętymi w trójkątnych i przezroczystych obudowach, które zostały wycenione na 3375 dolarów amerykańskich, co przelicza się na… 18500 zł. Trifecta są więc droższe o ponad 40% od hybrydowych Solaris Stellar Horizon (12995 zł) i stanowią niemal trzykrotność ceny armaturowych Andromeda Emerald Sea (6590 zł).

REKLAMA
hifiman

Czy Campfire Audio zwariowało? To pierwsze pytanie, jakie przyszło mi na myśl. Kolejne dotyczyły ergonomii oraz oczywiście strojenia, wszak trójkątne obudowy i potrójne przetworniki o dużych membranach nie są codziennością. Wiele z moich wątpliwości zostało rozwianych już po kilku chwilach spędzonych ze słuchawkami. Szybko zrozumiałem też, że obcuję z brzmieniem, które spolaryzuje entuzjastów audio – jedni zakochają się w Trifectach, inni od nich odbiją.

Wyposażenie

Zestaw zawiera:

  • trzy pary tipsów silikonowych (rozmiary S, M, L);
  • trzy pary pianek termoaktywnych (rozmiary S, M, L);
  • trzy kable MMCX > 2,5 mm/3,5 mm/4,4 mm (długość ok. 125 cm);
  • woreczek na słuchawki;
  • pokrowiec na słuchawki;
  • etui na kable;
  • przyrząd do czyszczenia;
  • skrzynkę z wieszakiem;
  • przypinkę;
  • kartę kolekcjonerską;
  • instrukcję obsługi, certyfikat, kartę gwarancyjną itd.

Wyposażenie jest bogate, czyli takie, jakie powinno być w przypadku słuchawek klasy TOTL (top of the line). Z drugiej strony Andromeda Emerald Sea oraz Solaris Stellar Horizon otrzymały identyczne zestawy, więc wydając taką kwotę nie dostajemy niczego ekstra. Tylko, czego można jeszcze wymagać? Drewniane pudełko z nietuzinkowym wieszakiem, trzy taśmowe kable, szereg woreczków, pokrowców i futerałów to aż nadto. Warto zauważyć, że w wariancie Atral Plane akcesoria są niebiesko-złote, a motywem przewodnim jest… trójkąt. Dla porównania w nowych Andromedach otwory w pudełku były kwadratowe, a w Solarisach eliptyczne.

Same akcesoria nie są jednak perfekcyjne. Nowy, skórzany pokrowiec na słuchawki jest gruby, elastyczny i przyjemny w dotyku, ale to jedynie prosta okładka z magnesami i karabińczykiem. Wolałbym standardowy futerał z zamkiem w stylu tego z modeli Solaris 2020 czy Ara. Rozumiem też, że w słuchawkach tej klasy płaci się także za całe „experience”, jednak w moim przypadku większość akcesoriów wylądowałaby w pudełku, więc jak dla mnie to marnotrawstwo. Dotyczy to także kabli – na co dzień najpewniej korzystałbym tylko z przewodu 4,4 mm, więc kabel mógłby być modularny.

Konstrukcja

Amerykański producent słynie z nietuzinkowych słuchawek i nie inaczej jest w tym przypadku, bo Trifecta przypominają brylanty. Przez przezroczyste obudowy widoczne są więc przetworniki dynamiczne skierowane ku sobie, które zostały połączone żyłami z miedzi i czystego srebra. Pod odpowiednim kątem dostrzeżemy też ich diamentopodobne membrany (Amorphous Diamond-Like Carbon). Błękitno-złota kolorystyka wariantu Astral Plane także zwraca uwagę, bo jest w słuchawkach coś barokowego lub „niebiańskiego”.

Na słuchawki można jednak spojrzeć też bardziej krytycznym okiem. Po pierwsze wykonano je z nylonu – materiał jest estetyczny i przyjemny w dotyku, ale wydaje się być nieadekwatny do ceny słuchawek. Paradoksalnie niżej pozycjonowane Solaris Stellar Horizon robią lepsze wrażenie, bo są stalowe i ozdobione pozłoconymi wstawkami. Po drugie Trifecta są mało uniwersalnie wizualnie – w mojej ocenie jednolite i minimalistyczne Andromeda Emerald Sea prezentują się lepiej. Należy jednak pamiętać, że metalowe Trifecty byłyby najpewniej za ciężkie, a trójkątny kształt wynika z takiej, a nie innej konfiguracji przetworników.

Może nie miałbym zastrzeżeń odnośnie zastosowanego materiału, gdyby jakość wykonania była perfekcyjna, tymczasem tak nie jest. Plastikowe obudowy zostały zespolone z dwóch elementów, a ich szczeliny są wyraźnie widoczne, a także wyczuwalne palcami. Co więcej na jednej słuchawce dostrzegłem… rysy. Obawiałem się, że powstały z mojej winy, ale wygląda na to, że znajdują się one od wewnętrznej strony obudów. To bynajmniej nie koniec, bo łatwo zauważyć też pęcherzyki powietrza, mniejsze oraz większe bąble w obudowach. Mam nadzieję, że to odosobniony przypadek egzemplarza testowego.

Ergonomia i użytkowanie

Nie wróżyłem sukcesu sporym, kanciastym i trójkątnym obudowom, ale okazało się, że ergonomia jest całkiem niezła. Trifecta dość łatwo się zakłada, słuchawki pewnie się trzymają i nie odstają mocno z uszu, więc nie ukrywam, że pozytywnie się zaskoczyłem. Nie znaczy to jednak, że ergonomia jest perfekcyjna, bo słuchawki nadal lekko rozpierają małżowiny uszne i kanały słuchowe. W rezultacie stawiam wyżej zarówno Solaris Stellar Horizon, jak i Andromeda Emerald Sea.

Izolacja akustyczna nie zaskakuje – jest optymalna, podobnie jak w nowych Solarisach czy Andromedach. W trakcie odsłuchów nic mi nie przeszkadzało, a hałas docierał do mnie jedynie w cichszych partiach utworów czy w przerwach pomiędzy nimi. Jak zwykle nie ma mowy o totalnym odcięciu od świata, izolacji rodem z Etymotików czy słuchawek TWS z aktywną redukcją hałasu. Niemniej Trifecta pozwolą już na komfortowe odsłuchy w różnych warunkach.

Okablowanie chwaliłem już kilkukrotnie. Taśmowe przewody świetnie sią układają, są odpowiednio masywne i lejące się. Przy płaskich rozdzielaczach odcinków dousznych nie zabrakło suwaków, które spełniają swoje zadanie, bo utrzymują pozycję. Z kolei zausznice zostały optymalnie odgięte fabrycznie, są dość elastyczne i przyjemne w dotyku. Nie zgadzam się jednak z tym, że kable się nie plączą, ale nie mam wątpliwości, że łatwo je rozplątać i zwinąć – można się obyć bez opasek czy spinek.

Specyfikacja

  • konstrukcja: dokanałowa
  • przetworniki: trzy dynamiczne 10 mm ADLC (pełnozakresowe)
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz-20 kHz
  • czułość: 94 dB @ 1 kHz
  • impedancja: 6,3 Ω
  • kable: MMCX > 2,5 mm/3,5 mm/4,4 mm, posrebrzona miedź (długość ok. 125 cm)
  • masa: 6,7 g (pojedyncza słuchawka); 38,6 g (obie słuchawki z kablem i tipsami)

Brzmienie

Campfire Audio Trifecta – tipsy
Silikonowe tipsy z zestawu nie zgrywają się ze słuchawkami. Ich wyloty są zbyt szerokie, co przekłada się na lekko wyostrzone brzmienie – ze standardowymi nakładkami zdarza się nieznaczna sybilizacja. Zdecydowanie lepiej wypadają pianki, które niwelują problemy z wysokimi tonami, więc to z nich korzystałem podczas testów. Szkoda, że producent zrezygnował z tipsów Final Typu E, bo te również współpracują z opisywanymi dokanałówkami.

Campfire Audio Trifecta – brzmienie
Jak powinny brzmieć słuchawki z najwyższej półki cenowej? Zakładam, że maksymalnie wiernie, neutralnie i technicznie, bo do tego wydają się zmierzać starania inżynierów. Trifecta temu zaprzeczają, bo są muzykalne i podkoloryzowane – brzmią ciepło, naturalnie, wręcz analogowo. Niskie oraz wysokie tony zostały podkreślone, ale akcenty mieszczą się w granicach zdroworozsądkowej normy, więc średnica nie daje się przytłoczyć – nadal rozbrzmiewa bezpośrednio. Co więcej jest w Trifectach coś „retro” – słuchawki brzmią inaczej, niż większość testowanych przeze mnie doków. Nie są sztuczne, laboratoryjne czy efektowne, bo pompują mnóstwo ciepła i nie szczędzą barw. Trifecta to też chyba najlepsza imitacja słuchawek wokółusznych w formie dokanałowej, z jaką miałem do czynienia, co objawia się szczególnie w scenie dźwiękowej oraz holografii.

Bas jest podkreślony, ale akcent przypada na średni zakres dołu, a nie subbas. Trifecta brzmią więc ciepło w niskich tonach, które są dużego formatu, czyli masywne, kształtne i znakomicie zróżnicowane. Charakter niskich rejestrów naprawdę zachwyca, bo bas jest rysowany twardo, instrumenty mają wybitnie zróżnicowaną fakturę, a detali nie brakuje. Pod dostatkiem jest także dynamiki, bo niskie tony uderzają mocno, energicznie i sprężyście, mogą szybko wygasać lub być długo podtrzymywane. Muszę przyznać, że takie strojenie niejako wymusza repertuar – moim zdaniem Trifecta najlepiej zgrywają się z żywymi instrumentami. Słuchawki osiągają subbas, potrafią zaangażować nowoczesną elektroniką czy muzyką popularną, zabrzmieć z pazurem w rocku czy przekazać „ścianę dźwięku” w metalu. Niemniej podczas testów szybko wracałem do wirtuozerskiej gitary basowej, jazzowego kontrabasu czy fortepianu. To sprawka zróżnicowanej faktury i dźwięcznego midbasu.

Pasmo średnie kontynuuje trend, tzn. jest barwne i ciepłe. Niska średnica ma więcej do powiedzenia od wyższego podzakresu pasma, ale nie należy obawiać się mocnego wygładzenia, zmiękczenia czy wręcz rozmycia dźwięku. Trifecta nadal brzmią precyzyjnie, odpowiednio konturowo i twardo, co osobiście bardzo lubię. Nie ma to jednak negatywnych konsekwencji – słuchawki pozostają przystępne w odbiorze, nie brzmią natarczywie czy agresywnie. Rozdzielczość jest wysoka, informacji nie brakuje, ale z muzyki można zrobić tło i się przy niej zrelaksować, co nie jest takie oczywiste w przypadku wielu słuchawek hybrydowych czy armaturowych. Trifecta są też od nich bardziej naturalne, bo mocno nasycają dźwięk, brzmią rezonująco i wyraziście, na czym zyskują instrumenty perkusyjne, strunowe czy głosy wokalistów, zarówno te niższe, jak i wyższe. Momentami miałem jednak wrażenie, że Trifecta brzmią… zbyt naturalnie. Nawet płaskie czy wyostrzone realizacje rozbrzmiewały cieplej i barwniej, niż powinny, więc ta naturalność to jednak efekt koloryzacji. Zatem Trifecta „oszukują”, nie brzmią wiernie, ale sprawiają tyle przyjemności, że łatwo to wybaczyć.

Wysokie tony to klarowne, bezpośrednie i kontrolowane pasmo, które doświetla pozostałe zakresy, zapobiega zamuleniu, zgaszeniu czy przyciemnieniu dźwięku. Trifecta nie są jednak wyostrzone czy wyżyłowane, a przynajmniej z tipsami piankowymi. Tak, jak wspomniałem, tipsy silikonowe mogą powodować lekką sybilizację, przechylać szalę ku wyższym rejestrom, więc lepiej pozostać przy piankach lub skorzystać z tipsów silikonowych o mniejszej średnicy otworów. Niemniej nawet z niesprzyjającymi tipsami silikonowymi z zestawu, Trifecta są łagodniejsze od wielu słuchawek hybrydowych czy armaturowych. Ponadto góra pasma wydaje się też być mocniej osadzona w średnicy, a nie oderwania od niej, co często ma miejsce w hybrydach. W efekcie smyczki oraz gitary solowe nie brzmią agresywnie, talerze perkusyjne nie sprawiają wrażenia jazgotliwych, a dęciaki nie irytują, podobnie jak wysokie wokale. Podoba mi się też, że góra pasma nie sprawia wrażenia cyfrowej, co czasami ma miejsce, gdy wysokie tony są ekstremalnie rozciągnięte. Przekaz Trifecta jest więc spójny i konsekwentny.

Scena dźwiękowa jest potężna! Trifecta brzmią przestrzennie i trójwymiarowo, co zawdzięcza się kontrastowej stereofonii. Kanały są więc mocno odseparowane, a muzyka dociera do słuchacza z zewnątrz, a nie ze środka głowy. Stereofonii nie ustępują głębia oraz wysokość sceny, bo instrumenty są eksponowane w przeróżnych punktach. Scena jest też zaskakująco otwarta, jak na słuchawki dokanałowe – skojarzenia ze słuchawkami wokółusznymi są jak najbardziej na miejscu. Efekt potęguje mocne napowietrzenie, bo instrumenty są od siebie kontrastowo odseparowane, mimo dość masywnego basu. Imponuje także holografia, ponieważ instrumenty są trójwymiarowe i kształtne, zajmują w scenie obszary, a nie małe punkty. Co więcej przekaz jest też warstwowy – chórki czy linie melodyczne nie walczą o uwagę z wokalem czy gitarą solową, brzmią z oddali, a nie na pierwszym planie.

Campfire Audio Trifecta – porównania ze Solaris Stellar Horizon, Andromeda Emerald Sea, HiFiMAN Svanar i innymi słuchawkami
Trifecta mają niewiele wspólnego z testowanymi ostatnio słuchawkami Campfire Audio. Andromeda Emerald Sea także brzmią ciepło i muzykalnie, ale nie są tak klarowne oraz przestrzenne, nie brzmią tak barwnie i wyraziście, jak Trifecta. Z kolei Stellar Horizon to przy Trifecta słuchawki spłaszczone, mocno techniczne, a wręcz szkicowe w przekazie. Właściwie najnowsze Solarisy brzmią ostro przy Trifectach, są zdecydowanie mniej przyjemne w odbiorze.

Trudno o podobieństwa także do starszych dokanałówek amerykańskiego producenta, bo armaturowe Ara są płaskie/średnicowe, a hybrydowe Solaris 2020 mocniej akcentują skrajne pasma, więc brzmią bardziej efektownie. Natomiast Atlasy czy Dorado 2020 generują ekstremalne ilości basu, więc w porównaniu do nich dźwięk Trifecta jest zdecydowanie lżejszy. Podobnie sprawa ma się z Sennheiserami IE 900, które również obficiej dawkują bas i wysokie tony, mają mniej średnicy i nie budują tak dużej sceny dźwiękowej. W IE 900 słychać też cyfrowy nalot na sopranie, nieobecny w Trifectach.

Ze słuchawek, którymi dysponuję, najbliżej charakteru Trifecta są HiFiMAN Svanar. To również ciepłe, muzykalne dokanałówki, które angażują czy relaksują muzyką, a niekoniecznie rozkładają ją na czynniki pierwsze. Svanar także mają w sobie coś „analogowego” i naturalnego, mimo ewidentnej koloryzacji, podkreślania barw. Uważam jednak, że Trifecta są lepsze technicznie – wygrywają obszerniejszą sceną dźwiękową, są trochę klarowniejsze i bardziej rozdzielcze, a do tego mniej wygładzone od Svanar. Miałem wrażenie, że Trifecta przekazują zdecydowanie więcej informacji, lepiej różnicują instrumenty i stawiają pierwszy plan dalej od HiFiMAN-ów.

Campfire Audio Trifecta – synergia
Trifecta mają pewne wymagania synergiczne. Lepiej unikać zarówno jasnych, jak i mocno ocieplonych i barwnych źródeł. Te pierwsze mogą spotęgować sybilizację, szczególnie gdy korzystamy z silikonowych tipsów. Natomiast te drugie niejako dublują się z sygnaturą słuchawek, więc mogą wzmagać ciepłotę. Moim zdaniem warto korzystać z pianek, bo z nimi góra jest łagodniejsza, zatem łatwiej trafić na synergiczne połączenie.

Źródło musi być też na odpowiednio wysokim poziomie technicznym, by wykorzystać potencjał Trifecta – dotyczy to dynamiki, basu oraz sceny dźwiękowej, ale jest to niejako oczywiste w słuchawkach tej klasy. Najlepsze rezultaty uzyskałem z FiiO M17 oraz Astell&Kern Kann Max, a więc najkosztowniejszymi odtwarzaczami, jakimi dysponuję. Ten pierwszy zapewnił trochę miększy i gładszy przekaz, drugi bardziej zarysowany, ale oba odtwarzacze pozwoliły słuchawkom rozwinąć dynamiczno-rozdzielczo-przestrzenne skrzydła.

Niestety problemem jest… szum. Trudno uzyskać czarne tło, efekt zawieszenia instrumentów w próżni. M17 zapewnił czystszy sygnał od Kanna Max, ale do ideału nadal sporo brakowało. Lepiej wypadł stacjonarny FiiO K9 Pro ESS, który jest w tym aspekcie wybitnie dobry, szczególnie jak na źródło stacjonarne. Niemniej wspomniane Andromeda Emerald Sea czy Solaris Stellar Horizon brzmią czyściej od Trifecta, a to słuchawki o identycznej skuteczności oraz niższej lub zbliżonej impedancji.

Podsumowanie

Campfire Audio Trifecta Astral Plane zostały bogato wyposażone, wyglądają zjawiskowo i oferują niezłą ergonomię, jak na tak duże dokanałówki naszpikowane przetwornikami dynamicznymi. Nie zawiodłem się także izolacją akustyczną czy okablowaniem. Ciepłe, nasycone i jakby retro-analogowe brzmienie także pozytywnie zaskakuje – słuchawki są wysoce muzykalne i tym samym oryginalne. Atutem Trifecta jest także zjawiskowa, bo duża i trójwymiarowa scena dźwiękowa.

Nie jestem jednak zachwycony jakością wykonania – spoiny są wyraźnie widoczne, a wewnątrz obudów można dostrzec rysy i pęcherzyki powietrza. Uważam też, że nowy pokrowiec wypada gorzej od futerałów ze starszych modeli. Nie każdemu spodoba się również mocno ciepłe, podkoloryzowane brzmienie, które jest mało uniwersalne. Konieczne jest też odpowiednie źródło i tipsy, by uniknąć sybilizacji.

Czy Trifecta są warte 18500 zł? Oczywiście, że nie. To absurdalnie drogie słuchawki skierowane do niewielkiej grupy odbiorców. Jeśli jednak cena nie gra roli, a szukamy oryginalnego brzmienia, to Trifecta mogą sprostać zadaniu. Mnie słuchało się ich świetnie i nie mam wątpliwości, że w ich brzmieniu można się zakochać. Uważam jednak, że producent powinien był bardziej się postarać, zadbać o detale. Słuchawki w tej cenie powinny być możliwie bezkompromisowe, czego o Trifectach powiedzieć nie można.

Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ kompletne okablowanie
+ nieszablonowe wzornictwo
+ całkiem niezła ergonomia
+ elastyczne kable
+ optymalna izolacja akustyczna
+ muzykalne, ciepłe i barwne brzmienie
+ potężna scena dźwiękowa i trójwymiarowa holografia

Wady:
– niesatysfakcjonująca jakość wykonania
– niepraktyczny pokrowiec
– mało uniwersalne strojenie
– lekka sybilizacja (wymagana synergia i odpowiednie tipsy)

Sprzęt dostarczył:

REKLAMA
hifiman

1 KOMENTARZ

  1. Miałem okazje posłuchać i porównać w tym roku na targach audio w Monachium, campire rozczarowanie, najgorzej wycenione słuchawki tego roku. Mnie najbardziej przypadły solarisy, Ale nie za te cenę. na pewno czesc odbiorcow bedzie zachwycona.

DODAJ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj