Go One to nowe i nietypowe dokanałówki w ofercie Custom Art. Rodzimy producent zastosował przetworniki dynamiczne oraz interfejs Bluetooth. Przetestowałem słuchawki w wersji uniwersalnej.
Go One zaskakują. Warszawski producent słynie ze spersonalizowanych słuchawek multiarmaturowych, a nowość została wyposażona w pojedyncze przetworniki dynamiczne z membranami o średnicy 6 mm. To nie koniec niespodzianek, bo słuchawki są oferowane z adapterem Bluetooth w wersji 5.1, który obsługuje szereg kodeków, więc Go One to model na czasie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by w razie potrzeby przerobić słuchawki na przewodowe lub zamówić od razu wersję z kablem analogowym – adapter z zestawu wykorzystuje standardowe wtyczki 2-pin 0,78 mm. Jak Go One wypadają w praktyce? Czy są lepsze od popularnych słuchawek bezprzewodowych?
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- trzy pary tipsów pojedynczych (S, M, L);
- parę nakładek dwukołnierzowych;
- futerał;
- adapter Bluetooth;
- kabel USB typu C (25 cm);
- kapsułkę osuszającą;
- instrukcję obsługi i kartę gwarancyjną.
Wyposażenie nie rozczarowuje, a uwagę zwraca usztywniany futerał, który został solidnie wykonany, wyposażony w dwa zamki błyskawiczne, zawieszkę oraz ozdobiony efektownym logo, czyli okrągłym „guzikiem” wpuszczonym w pokrywę. Ciekawie rozwiązano także wnętrze, bo oprócz zwyczajnej siateczki na akcesoria, jest tam foremka z pianki, która pozwala uporządkować słuchawki. Wątpliwości budzą tylko spore gabaryty futerału – akcesorium nie jest kieszonkowe, do jego transportu potrzebny będzie plecak lub torba.
Konstrukcja
Go One w wersji uniwersalnej cechują się typowym dla Custom Art kształtem – to słuchawki typu Over The Ear z druku 3D. Producent postawił na połyskującą czerń, białe logo marki od zewnętrznej strony oraz kolorowe logo modelu od wewnętrznej. Moim zdaniem efekt jest świetny, słuchawki prezentują się estetycznie i minimalistycznie. Jeśli jednak wybierzemy wariant spersonalizowany Go One, to wzornictwo będzie w dużej mierze zależało od nas – do wyboru są obudowy czarne lub przezroczyste, a skonfigurować można także pokrywki oraz logo. Na stronie producenta dostępny jest edytor, który pozwala dostosować poszczególne elementy.
Obudowy wyposażono w gniazda 2-pin, które tradycyjnie znajdują się w górnej części. Na pokrywkach nadrukowano estetyczne logo Custom Art, a wspominane logo modelu są przy okazji oznaczeniami kanałów – napis na lewej słuchawce jest niebieski, a na prawej czerwony. W przypadku wersji sprzedażowej zamiast napisów „GO One” będą nadrukowane numery seryjne, ale również odróżnione kolorami. Odpowiadają im także niewielkie kropki naniesione na wtyczkach 2-pin. Oprócz tego na słuchawkach można dostrzec duże otwory wentylujące z tyłu. Z kolei tulejki są długie i dość szerokie, a do tego zostały wyposażone w wyraźne ranty, o które wzorowo zapierają się tipsy. Co ciekawe na tulejkach nie ma siateczek czy sitek, więc widać w nich głęboko osadzone filtry akustyczne.
Adapter Bluetooth to rozwiązanie znane z konsumenckich słuchawek, ale akcesorium jest wyższej jakości niż zazwyczaj. To odcinek posrebrzonego kabla w przezroczystej izolacji, który mierzy około 80 cm bez uwzględniania elastycznych zausznic. Znajdują się na nim dwa podłużne elementy, czyli moduł z akumulatorem oraz trójprzyciskowy pilot. Oba zostały ogumowane – przy tym pierwszym jest dodatkowy klips do spinania kabla, a na tym drugim, oprócz przycisków, można dostrzec jeszcze otwór z mikrofonem, niewielką diodę oraz gniazdo za zaślepką. Obawiałem się, że znajdę tam microUSB, ale na szczęście wykorzystano USB typu C.
Jakość wykonania jest bardzo dobra. Technologia druku 3D poszła do przodu, słuchawki na pierwszy rzut oka wyglądają nienagannie. Obudowy są gładkie, przyjemne w dotyku i jednolite. Jedynie na zdjęciach makro można dostrzec minimalne niedoskonałości, które trudno dojrzeć gołym okiem.
Ergonomia i użytkowanie
Go One są komfortowe. Tworzywa należą do ciepych i przyjemnych w dotyku, a obłe i gładkie obudowy w ogóle nie uciskały moich małżowin usznych. Z kolei tulejki mogłyby być trochę krótsze, ale również nie miałem większych powodów do narzekania – w moim przypadku słuchawki wchodziły dość głęboko w kanały uszne, ale ich nie rozpierały. Ponadto Go One tylko lekko odstawały z uszu w tylnej części, dobrze wypełniały wnętrza małżowin i wzorowo się ich trzymały.
Custom Art Go One świetnie tłumią! W trakcie korzystania ze słuchawek czułem się w dużej mierze odcięty od świata. Nadal docierały do mnie pewne dźwięki, ale były one trudne do wychwycenia podczas odsłuchu muzyki na średnim poziomie głośności. Zakładam, że w wersji spersonalizowanej tłumienie będzie jeszcze lepsze, więc Go One w pełni zasługują na miano słuchawek mobilnych. Korzystało mi się z nich komfortowo w zatłoczonym mieście, a w domu także mogłem odizolować się od zewnętrznych hałasów. Ani razu nie zabrakło mi też mocy, muzyka brzmiała donośnie już w połowie skali głośności.
Adapter Bluetooth tego typu nie jest rozwiązaniem optymalnym. Nie daje on takiej swobody, jak słuchawki lub adaptery typu True Wireless Stereo, ale jest i tak lepszy od pałąka na ramiona, który jest trudny w transporcie i potrafi przeszkadzać. W przypadku Go One kabel jest optymalnie długi, a pilot oraz moduł z elektroniką służą także jako balast – stabilizują przewód na ramionach i naciągają zausznice na małżowinach. Tym ostatnim nie można nadać dowolnego kształtu, ale wtyczki 2-pin zostały mocno odgięte, a same zausznice są sprężyste, więc nie spadają z uszu. Podoba mi się też ruchomy klips na kablu, który pozwala dodatkowo ustabilizować odcinki douszne, jak i zabezpieczyć całość na czas transportu.
Obsługa jest prosta. Środkowy przycisk jest oczywiście wielofunkcyjny – włącza urządzenie, pauzuje i wznawia muzykę, wyzwala parowanie oraz kontroluje rozmowy, które są satysfakcjonującej jakości. Natomiast dwa skrajne przyciski regulują głośność (krótkie wciśnięcia) oraz zmieniają utwory (podwójne wciśnięcia). To ostatnie rozwiązanie nie do końca mi się podoba, bo wolę regulować głośność wielokrotnymi, pojedynczymi kliknięciami niż przytrzymaniem przycisków. Zdarzało się więc, że klikałem za szybko i wtedy zmieniałem utwory. Na szczęście przytrzymywanie przycisków zmienia głośność stopniowo i powoli, co pozwala wygodnie dostosować moc.
Adapter Bluetooth bazuje na układzie Qualcomma QC5125, który obsługuje kodeki aptX, aptX Adaptive oraz aptX HD, ale nie wspiera LDAC-a. Nie zabrakło za to wyraźnych komunikatów głosowych w języku angielskim, a możliwe jest nawet wyłączenie diody wbudowanej w pilot. Nie warto jednak z niej rezygnować, bo sygnalizuje wiele procesów i jest optymalnie jasna, więc nie przeszkadza. Dzięki niej można ocenić np. poziom akumulatora. Producent nie podaje konkretnego czasu pracy dla tych słuchawek, a jedynie adaptera, który powinien wytrzymać nawet ponad 20 godzin na jednym ładowaniu. Mnie czas pracy nie rozczarował, korzystałem ze słuchawek swobodnie przez wiele dni.
Specyfikacja
- przetworniki: dynamiczne 6 mm (membrany z grafenu)
- pasmo przenoszenia: 10 Hz-19 kHz
- impedancja: 16 Ω
- czułość: 110 dB
- interfejs: Bluetooth 5.0 z kodekami AAC, aptX, aptX Adaptive i aptX HD
- masa: 3 g (pojedyncza słuchawka); 21 g (obie słuchawki z tipsami i adapterem)
Brzmienie
- Słuchawki: Campfire Audio Ara, Dorado 2020, Solaris 2020, Vega 2020, FiiO FA9, FD3, FD5, FH3, FH5s, FH7, Meze Rai Solo, Moondrop Starfield, BQEYZ Spring II, TinHiFi P1, Sennheiser IE300, HiFiMAN TWS800, Jays q-Seven, Samsung Galaxy Buds 2
- DAC/AMP i wzmacniacze: DAART Aquila II, Playmate Everest, FiiO Q5s, FiiO BTR5 i BTR3K, EarStudio ES100, Oriolus 1795, Qudelix-5K
- DAP: Cayin N3Pro, FiiO M15 i M11 Plus LTD, Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200 (AMP1), Google Pixel 4a 5G, Sony Xperia 1 III
Mimo że na co dzień korzystam ze smartfona Google Pixel 4a 5G, to do testu Custom Art Go One wykorzystałem model Sony Xperia 1 III ze względu na wsparcie dla kodeka aptX Adaptive. Warto upewnić się, czy nasz smartfon obsługuje najnowsze kodeki – zauważyłem, że brzmienie z kodekiem aptX było trochę mniej klarowne, płytsze w skrajach pasm oraz nie tak przestrzenne, jak z aptX HD lub aptX Adaptive. W przypadku kodeka aptX dźwięk był bardziej zbity, mniej selektywny.
Custom Art Go One – brzmienie
Słuchawki brzmią świetnie! Go One są bez wątpienia muzykalne, mają mocną podstawę basową, ciepły i przyjemny charakter. Jednak od typowych, konsumenckich słuchawek odróżnia je wysoka rozdzielczość, bardziej zarysowany kontur oraz wysoka dynamika. Z pewnością nie są to słuchawki brzmiące mdło, maksymalnie gładko i miękko. Mnie Go One przekonały od pierwszych chwil, momentalnie zaangażowały i za każdym razem sprawiały dużo przyjemności. Już tłumaczę dlaczego.
Słuchawki generują kawał dobrego basu. Wręcz trudno uwierzyć, że na pokładzie są przetworniki dynamiczne o średnicy 6 mm, ale uzyskano to zapewne dzięki wentylowanym komorom. Dół jest mocny i gęsty, ale nadal twardy i szczegółowy – midbas jest obfity, ale i subbas nie rozczarowuje. Można więc liczyć na dobry dźwięk zarówno w elektronice, jak i w metalu – słuchawki brzmią odpowiednio gęsto i masywnie. Nie wiąże się to z zupełnie zlanym dołem, bo niskie tony są zróżnicowane, łatwo odróżnić faktury instrumentów, jak i wychwycić smaczki w syntezatorach, stopie perkusyjnej czy kontrabasie. Tak, bas nie został ekstremalnie wzmocniony, nadal nie zalewa pozostałych pasm, więc odsłuch lżejszych gatunków muzycznych jak najbardziej wchodzi w grę. Ponadto dynamika basu nie rozczarowuje – dół rytmicznie uderza i szybko wygasa, a jest też odpowiednio długo podtrzymywany, gdy wymaga tego materiał muzyczny.
W paśmie średnim słychać pewną faworyzację niższego podzakresu i wynikające z tego ciepło. Wyższa średnica nie została jednak wycięta, brzmienie jest nadal odpowiednio zarysowane, nie sprawia wrażenia zupełnie zmiękczonego, totalnie wygładzonego i zlanego w całość. Uwagę zwraca wspominany kontur dźwięku, ponieważ instrumenty są zarysowane twardszą kreską, brzmią selektywnie i wyraziście. W przypadku przeróżnych słuchawek Bluetooth, wielu modelach typu TWS i podobnych mam często wrażenie, że dźwięk jest mdły, jakby rozmyty. Dzięki temu brzmienie jest maksymalnie przystępne i łagodne w odbiorze, ale traci na rozdzielczości, detalach i precyzji. Nic takiego nie ma miejsca w przypadku Go One – brzmienie jest nadal angażujące i przystępne, ale nie kosztem ogólnej jakości. Ciągle słychać też bliskie wokale, dobre wrażenie robią żywe instrumenty, a pasmo średnicy nie jest wycofane, co również nie jest normą. Muszę wspomnieć także o świetnej współpracy z muzyką metalową, trudną dla wielu słuchawek – Gojira, Meshuggah, Pantera czy Tool brzmiały znakomicie.
Góra nie sprawia wrażenia przyciemnionej, ale nie jest jednocześnie wyostrzona. Słychać, że wysokie tony są osadzone w średnicy. Nie zostały wybitnie rozciągnięte, ale nie ma mowy o mocnym roll-offie. Brzmienie jest nadal klarowne i bezpośrednie, bo góra pasma nieźle kontruje bas. Mnie wysokich tonów nie brakowało, a podobał mi się ich dość naturalny charakter – talerze brzmiały metalicznie i dźwięcznie, dęciaki czy smyczki pięły się wysoko, a gitary solowe nie brzmiały jak wiertarki. Co ciekawe nie słychać ewidentnego, cyfrowego nalotu, charakterystycznego wyostrzenia i oderwania góry od pasma średniego, co jest problemem wielu słuchawek Bluetooth. Pozwala to też usłyszeć więcej detali, np. z łatwością odróżnić od siebie różne talerze perkusyjne, wychwycić wibrujące na nich łańcuszki, bo „blachy” nie brzmią jak cyfrowe sample. Z kolei w elektronice sopran jest odpowiednio syntetyczny i efektowny, Go One są więc dość elastyczne i współpracują z różnym repertuarem.
Scena dźwiękowa ma optymalne rozmiary. Nie rozczarowała mnie szerokość, doceniłem tak niezłą głębię, jak i wysokość przestrzeni. Ostatni aspekt zwraca uwagę, bo moim zdaniem wiele słuchawek Bluetooth brzmi płasko, generuje raczej naleśnikową scenę, grupując instrumenty na linii uszu. W przypadku Go One są one pozycjonowane także powyżej i poniżej linii uszu, rozmieszczane po bokach, jak i w okolicach ramion. Moim zdaniem separacja kanałów ma trochę większy priorytet od głębi, stąd odebrałem scenę jako nieznacznie elipsoidalną, ale nadal kształtem zbliżoną do kuli. Nie miałem też powodów do narzekania na separację instrumentów, które były dość trójwymiarowe, a dystanse pomiędzy nimi okazały się być satysfakcjonująco napowietrzone.
Custom Art Go One – porównania
Uważam, że Go One wygrywają z większością, znanych mi konsumenckich słuchawek Bluetooth. Prawdopodobnie są to najlepsze dokanałówki Bluetooth, jakie słyszałem, ale porównanie tego typu nie jest do końca fair. Mowa jednak o produkcie z wyższej półki z wypinanym adapterem Bluetooth, dostępnym także w wersji spersonalizowanej, a nie słuchawkach produkowanych masowo, stworzonych z myślą o typowym konsumencie. Nie chcę zostać odebrany jako bufoniasty audiofil, którym raczej nie jestem, bo sam korzystam na co dzień z popularnych TWS-ów. Po prostu zwykły konsument sięgnie raczej po dokanałówki Samsunga, Apple czy Jabra i postawi stronę użytkową ponad brzmienie.
Stąd Go One tak naprawdę nie konkurują z Sennheiserami Momentum True Wireless 2, Samsung Galaxy Buds 2 lub Buds Pro czy Jabra Elite 85t. Moim zdaniem wszystkie te modele brzmią słabiej, nie są tak szczegółowe, nie mają takiej rozdzielczości i sceny, jak Go One. Dla przykładu Momentum TW 2 przegrywają basem, brzmią miękko i gładko, Buds 2 to niezła V-ka, ale słabsza technicznie, a Buds Pro brzmią bardziej neutralnie i płytko w basie, ale nie mają tak bliskiej, ciepłej średnicy. Natomiast Jabra Elite 85t to także gorsza scena, mniej zróżnicowany bas czy średnica. Go One są ewidentnie lepsze od wszystkich wymienionych modeli, generują bardziej techniczny dźwięk, ale są równie lub nawet bardziej muzykalne za sprawą dużej dynamiki. Ponadto TWS-y rzadko obsługują zaawansowane kodeki audio – nawet podstawowy aptX to ewenement.
Najbliżej jakościowo do Go One są słuchawki HiFiMAN TWS800, czyli drogie dokanałówki True Wireless Stereo, które jednak nie potrafią wygenerować takiego basu oraz nie brzmią tak barwnie i wyraziście, jak Go One. Słuchawki Custom Art są przy TWS800 kompletniejsze w basie, brzmią bardziej energicznie i uniwersalnie, bo oprócz jazzu, bluesa czy rocka współpracują również z metalem oraz przeróżną elektroniką. TWS800 są za płytkie i zbyt skromne w niskich tonach do takiego grania, więc Go One to model bardziej uniwersalny. Jednak fani bliższej, analitycznej i mniej gładkiej średnicy mogą preferować TWS800. Lubię ich brzmienie, ale w porównaniu do Go One ubytki w basie HiFiMAN-ów dawały się we znaki. Ponadto mimo korzyści płynących z technologii True Wireless Stereo, model TWS800 jest duży i mocno odstaje z uszu. Paradoksalnie korzystało mi się wygodniej z Go One, mimo częściowo przewodowej konstrukcji.
Nie znaczy to jednak, że Go One są bezkonkurencyjne, bo to tak naprawdę alternatywa dla innych słuchawek Bluetooth z adapterami. Myślę tutaj szczególnie o FiiO UTWS3 połączonym np. z FiiO FH3 czy FD3. W przypadku tych pierwszych uzyskałem podobnie mocny bas, ale trochę ostrzejsze wyższe tony średnie, generalnie mniej ciepłą i nie tak płynną średnicę. FH3 z UTWS3 brzmiały bardziej technicznie i szaro od cieplejszych i barwniejszych Go One. Z kolei FiiO FD3, czyli słuchawki z przetwornikami dynamicznymi, brzmiały podobnie tonalnie, ale generowały trochę płytszy bas oraz mniejszą scenę od Go One. Podobną mieszankę wad i zalet uzyskałem np. z Meze Rai Solo czy IKKO Gems OH1S, ale w tych przypadkach dźwięk był kolejno ciemniejszy i bardziej zbity (Rai Solo), jak i jaśniejszy i bardziej płytki (Gems OH1S).
Generalnie UTWS3 czy FiiO LC-BT2, jak i inne adaptery Bluetooth pozwolą stworzyć przeróżne, mniej lub bardziej udane kombinacje z kompatybilnymi słuchawkami IEM. Możemy uzyskać lepsze efekty, ale też gorsze, więc jest to zawsze pewne ryzyko. Warto też zauważyć, ze UTWS3 nie wspiera zaawansowanych kodeków (maksymalnie aptX) i jest dostępny za 400 zł, więc jeśli planujemy zakup słuchawek oraz adaptera, to koszty mogą się okazać zbliżone do ceny Custom Art Go One. Podobnie jest w przypadku LC-BT2, który wspiera więcej kodeków, ale nie ma aptX-a Adaptive, jest wyposażony w pałąk i kosztuje 350 zł. Z drugiej strony możemy skompletować tańszy, satysfakcjonujący nas zestaw adapter + słuchawki, więc ocena opłacalności Go One na tle alternatyw nie jest taka prosta.
Custom Art Go One – przewodowo
Słuchawki otrzymałem do testu w wersji Bluetooth, ale postanowiłem odsłuchać je także przewodowo. Nie dysponuję jednak kablem marki Custom Art, więc nie mogę sprawdzić jak brzmiałyby Go One w oficjalnej wersji przewodowej. Do testu wykorzystałem kabel Forza AudioWorks Hybrid IEM i uzyskałem podobne brzmienie, również przyjemnie głębokie w basie, muzykalne, ciepłe, precyzyjne i przestrzenne. Dźwięk nie był jednak identyczny.
Słychać pewien narzut adaptera Bluetooth, który wzmacnia bas i lekko podkreśla wysokie tony oraz nieznacznie oddala średnicę. Go One podłączone kablem brzmiały trochę bardziej średnicowo, naturalniej i mniej przestrzennie. Mimo że z adapterem Bluetooth nie odbieram Go One jako słuchawek brzmiących sztucznie, to po porównaniach do trybu przewodowego daje się wychwycić już pewną cyfrowość oraz lekko nadmuchaną przestrzeń.
Podsumowanie
Custom Art Go One nie są mobilnym ideałem. Do ich wad można zaliczyć częściowo przewodową konstrukcję czy brak obsługi kodeka LDAC. Nie każdemu spodobają się też gniazda 2-pin zamiast MMCX, a tulejki mogłyby być jednak krótsze, co dotyczy oczywiście wersji uniwersalnej, a nie spersonalizowanej.
Moim zdaniem wady to jednak detale, bo w zamian otrzymujemy wiele. Ogólna ergonomia jest wysoka, tłumienie intensywne, a obsługa wygodna. Nie zawiodło mnie wyposażenie oraz czas pracy, a adapter Bluetooth z USB typu C i obsługą kodeka aptX Adaptive zasługuje na uwagę. Brzmienie mnie zaczarowało – Go One to iście muzykalne słuchawki ze świetnym basem, przyjemną średnicą i kontrolowaną górą. Słuchawki brzmią uniwersalnie, a przy tym dobrze radzą sobie tak z nowoczesnymi gatunkami, jak i z tymi cięższymi.
Custom Art Go One w wersji uniwersalnej kosztują 1200 zł, a za model spersonalizowany należy zapłacić 500 zł więcej. Do wyboru są też różne kable, np. z mikrofonem na pałąku, który spodoba się graczom lub streamerom. Nie są to więc słuchawki tanie, ale w podobnych cenach dostępne są TWS-y od smartfonowych marek. Jeśli więc stawiamy jakość dźwięku ponad innymi aspektami, cena wcale nie wydaje się być wygórowana. Mowa w końcu o zaawansowanych słuchawkach mobilnych dla wymagającego melomana, jak i muzyka, który może je wykorzystać także jako odsłuch. Ja jestem na tak, moim zdaniem Go One zasługują na rekomendację.
dla Custom Art Go One
Zalety:
+ niezłe wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ wysoka ergonomia
+ wygodna obsługa
+ USB typu C i obsługa kodeka aptX Adaptive
+ długi czas pracy
+ możliwość podłączenia przewodem
+ świetne brzmienie z głębokim basem, ciepłą średnica i klarowną górą
+ proporcjonalna scena dźwiękowa
Wady:
– brak wsparcia dla kodeka LDAC
– częściowo przewodowa konstrukcja
Sprzęt dostarczył:
Ciekawa propozycja szczególnie że możliwa a jest obcja spersanolizowana, jak w tym zestawieniu wypadają fiiofh5s?. W Fiio scena jest naprawdę fajna, napowietrzona, można ich słuchać godzinami dzięki półotwartej konstrukcji. Na codzien, mobilnie używam utws3 i fh3 wspaniały duet 🙂 a na nocne słuchanie fh5s i staruszka x5III, ładnie je wygładza i idlsuch przyjemniejszy niż btr5
Test jak zawsze ciekawy, zaglądam tu często tylko dla przyjemności.
Pozdrowienia
FH5s są trudne do porównania ze względu na możliwość ich przestrojenia suwakami, a oprócz tego to jednak słuchawki przewodowe, więc dużo zależy od źródła. Jednak uważam, że FH5s to ogólnie słuchawki jaśniejsze/ostrzejsze, brzmiące trochę bardziej konturowo, bo to jednak hybrydy. Moim zdaniem Go One są gładsze, mają przyjemniejszą i przy okazji lepiej kontrolowaną górę pasma, co wynika z zastosowania przetworników dynamicznych. Swoją drogą wysokie mi trochę podpadły w FH5s, ale to kwestia kabla/synergii – X5 III rzeczywiście wydaje się być dla nich dobrym wyborem. UTWS3 i FH3 również lubię 🙂 Dziękuję za miłe słowa.
Sind die Kopfhörer für 240€ erhältlich oder 350€?
Es sieht so aus, als ob der Preis gestiegen ist, seit wir unseren Testbericht veröffentlicht haben.