FiiO R7 to niekonwencjonalny kombajn. Urządzenie posiada wbudowany ekran, bazuje na Androidzie i jest naszpikowane złączami. Za brzmienie odpowiada przetwornik ESS Technology ES9068AS oraz podwójny wzmacniacz THX-AAA788+, który generuje prawie 3,7 W na kanał.
FiiO R7 jest trudny do sklasyfikowania. Producent nazywa urządzenie stacjonarnym All-in-One oraz sieciowym odtwarzaczem muzyki – oba określenia są trafne, ale nie oddają w pełni możliwości R7-ki. Otóż „All-in-One” jest trochę na wyrost, a „odtwarzacz sieciowy” to niedopowiedzenie. Uznałem, że to raczej stacjonarny odtwarzacz muzyki, bo urządzenie przypomina przerośniętego DAP-a i wcale nie potrzebuje sieci do działania. Szybko okazało się jednak, że R7 może odtwarzać nie tylko muzykę, ale także teledyski czy filmy i to nie tylko na wbudowanym ekranie…
Nie jestem zatem pewien, czym tak naprawdę jest FiiO R7. Nie mam jednak wątpliwości, że oferuje on potężne możliwości i to od użytkownika zależy, czym tak naprawdę się stanie. U mnie model R7 służył jako biurkowy DAC/AMP, autonomiczny odtwarzacz, urządzenie do strumieniowania muzyki oraz platforma do testów słuchawek Bluetooth, a to tylko niektóre przykłady. Zatem w teorii standardowe kombo w stylu FiiO K9 Pro ESS tracą rację bytu. Sprawdziłem, jak jest w praktyce i czy R7 to rzeczywiście spełnienie marzeń słuchawkowca.
Wyposażenie
Zestaw zawiera:
- kabel USB-A > USB-C (długość 95 cm);
- kabel zasilający IEC (długość 110 cm);
- dwie podkładki silikonowe;
- cztery taśmy samoprzylepne;
- zaślepkę wyjść słuchawkowych;
- zaślepkę gniazda XLR 4-pin;
- sześć zaślepek gniazd RCA;
- adapter 6,35 mm > 3,5 mm;
- adapter SD > microSD;
- zapasowy bezpiecznik;
- instrukcję obsługi i dokumentację.
Jak widać wyposażenie jest nietypowe. Uwagę zwracają szczególnie grube, silikonowe podkładki – jedna jest płaska, druga kątowa. Przewidziano do nich dwustronne taśmy, ale moim zdaniem są one opcjonalne. R7 jest jednak dość masywny, więc stabilnie stoi na podkładce bez pomocy kleju, a przynajmniej ja nie czułem potrzeby, żeby ją przyklejać.
Konstrukcja
Wzornictwo zaskakuje, bo model R7 to właściwie zwyczajny prostopadłościan. Nie spodziewałem się tego, bo FiiO poszło ostatnio w futurystycznie wyglądające projekty, mniej lub bardziej skomplikowane. Tymczasem R7-tka jest minimalistyczna, kanciasta i paradoksalnie awangardowa ze względu na pionową konstrukcję. Uważam, że rezultat jest świetny, ale nie ukrywam, że mam słabość do takich ostro ciosanych, a wręcz surowych monolitów. Od lat używam na przykład obudów Fractal Design serii Define, więc R7 momentalnie przypadł mi do gustu.
Większość frontu zajmuje ekran o blisko pięciocalowej przekątnej. Wykonano go w technologii IPS – kontrast nie powala, a biel jest ochłodzona. Ekran jest jednak ostry (296 ppi) i optymalnie jasny, a interfejs dotykowy działa bez zarzutu. Co ciekawe wyświetlacz jest mniej wydłużony od tych z odtwarzaczy FiiO czy tym bardziej smartfonów, bo jest w proporcjach 16:9, dzięki czemu pod ekranem zmieściły się trzy przyciski dotykowe. Z kolei z prawej strony ekranu umieszczono dwa, podświetlone pokrętła oraz trzy gniazda słuchawkowe – XLR 4-pin, 4,4 mm oraz 6,35 mm.
Oba boki są perforowane, a producent sięgnął po mocną i zarazem modną strukturę plastra miodu. Wnętrze zabezpieczono siatką, która lekko prześwituje, co pozwala dojrzeć efektownie ekranowane komponenty, czyli przetwornik ESS Technology, kostki wzmacniacza THX i kondensatory, znajdujące się z prawej strony obudowy. Natomiast przez siatkę z lewej strony dostrzeżemy głównie sekcję zasilania.
Tył został niemal w całości zagospodarowany, a interfejs jest nietuzinkowy. Przygotowano dwie pary wyjść RCA, parę wyjść XLR 3-pin, wejścia i wyjścia koaksjalne oraz optyczne, a nawet gniazdo sieciowe RJ-45. To nie wszystko, bo w górnej części można zauważyć także USB-A, USB-C oraz czytnik kart… SD z adapterem do microSD. Natomiast z prawej strony umieszczono gniazdo zasilania AC i gniazdo zasilania DC, a towarzyszą im bezpiecznik i włącznik. Wzrok przyciąga także odstający, plastikowy element, który skrywa anteny Wi-Fi oraz Bluetooth.
Jakość wykonania jest wysoka. Zastosowano grube aluminium, które zostało precyzyjnie wykończone i nienagannie spasowane. Obawiałem się szorstkich krawędzi i ostrych rogów, ale zostały one na szczęście zaoblone, więc nie sposób się skaleczyć. Nie rozczarowują także wentylowane panele boczne, które uginają się tylko minimalnie pod silnym naciskiem, więc są satysfakcjonująco sztywne.
Ergonomia
Ergonomia jest wysoka, ale wiele będzie zależało od sposobu korzystania z urządzenia. Gdy sprzęt znajduje się na biurku komputerowym, to trudno mieć większe zastrzeżenia – R7 stoi stabilnie, a ze względu na pionową konstrukcję łatwo sięgnąć do pokręteł, które ulokowano w optymalnej odległości od gniazd słuchawkowych. Warto wiedzieć, że można je „zamienić miejscami”, czyli postawić R7 do góry nogami i obrócić obraz. Spodobała mi się także ta kątowa podkładka z zestawu, dzięki której ekran był bardziej czytelny i łatwiej obsługiwało się go palcem.
Świetnie, że R7 zajmuje mało miejsca – podstawa mierzy jedynie 13,4 cm na 11 cm, a więc R7 jest bardziej kompaktowy od większości DAC/AMP-ów o zbliżonej wydajności. Problemem może być wysokość urządzenia, bo obudowa mierzy 16 cm bez uwzględnienia podkładek. Ta płaska dodaje ponad centymetr wysokości, a ta kątowa ponad 2 centymetry. W rezultacie R7 może nie zmieścić się pod monitorem czy telewizorem, co trzeba mieć na uwadze.
Jeśli jednak R7 ma wylądować na stoliku RTV czy komodzie, to pilot może być nieodzowny. W takiej sytuacji odchylona podkładka nie wystarcza, z ekranu korzysta się po prostu niewygodnie. Konieczne jest schylanie się lub nawet kucanie, żeby obsłużyć urządzenie, co szybko zaczyna irytować. Szkoda, że w zestawie zabrakło pilota FiiO RM3, ale to stosunkowo niewielki wydatek, bo w chwili testu akcesorium było dostępne za około 60 zł.
Użytkowanie
Obsługa jest prosta, a R7-ki używa się przyjemniej od K9 Pro ESS. Górne pokrętło jest także włącznikiem oraz pozwala sterować urządzeniem – pojedyncze kliknięcie wybudza, podwójne wyłącza ekran, a przytrzymanie wyzwala menu różnych funkcji. Można je wybierać pokrętłem i potwierdzać wybory kliknięciami, co jest świetnym rozwiązaniem. W ten sposób przełączymy się pomiędzy trybem adaptera Bluetooth, trybem Androida czy DAC-em USB nie dotykając ekranu.
Z kolei drugie pokrętło przełącza pomiędzy trybem wzmacniacza/przedwzmacniacza, wzmacniacza słuchawkowego, przedwzmacniacza lub przetwornika. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie od miniaturowego suwaka w K9 Pro ESS. Oba pokrętła wskazują też próbkowanie czy temperaturę urządzenia za pomocą wielokolorowego podświetlenia. Diody są konfigurowalne, możemy zmienić ich kolor, dostosować jasność lub w ogóle wyłączyć.
Za resztę funkcji odpowiada ekran, który pozwala nawigować w systemie Android 10 za pomocą przycisków (tych wydzielonych lub ekranowych), jak i gestów. Co ciekawe dotykowe przyciski pod ekranem mogą mieć alternatywną funkcję, czyli sterować muzyką. Szkoda tylko, że nie zostały one podświetlone, więc nie tak łatwo w nie trafić. Czasami zdarzało mi się to też przypadkowo, gdy korzystałem z nawigacji gestami.
Wydajność i system operacyjny
Na pokładzie jest Snapdragon 660 z 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci, czyli układ Qualcomma stosowany we wszystkich, współczesnych odtwarzaczach muzyki FiiO. Procesor jest już stary, ale nadal zapewnia optymalną wydajność do zastosowań muzycznych. Urządzenie się nie przycina, sprawnie uruchamia aplikacje i działa stabilnie. W trakcie testów R7 bez problemu radził sobie z serwisami strumieniującymi muzykę czy odtwarzał pliki z dysku sieciowego.
Podobnie jest z systemem operacyjnym, bo Android 10 jest już trzy generacje do tyłu, ale ciągle satysfakcjonuje możliwościami. Zaznajomieni z odtwarzaczami FiiO poczują się jak w domu – w górnej belce umieszczono skróty dotyczące łączności oraz zastosowań audio, a detale doprecyzujemy w ustawieniach. W pamięci jest też instalator aplikacji od FiiO, jak i sklep Google Play, więc możemy korzystać z dowolnej aplikacji odtwarzającej czy strumieniującej i nie tylko.
Funkcjonalność – zalety
Możliwości są potężne, bo R7 może być używany na wiele sposobów, zarówno jako niezależne urządzenie lub część większego systemu. Właściwie łatwiej byłoby napisać, czego R7 nie potrafi. Nie omieszkam tego dokonać, bo R7 mimo etykiety „All-in-One”, niektórych funkcji jednak zabrakło. Najpierw zacznijmy jednak od opisu zatrzęsienia trybów i opcji, także tych rzadko spotykanych.
Oprócz odbiornika Bluetooth (kodeki SBC, AAC, LDAC), dostępny jest oczywiście nadajnik (kodeki SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC i LHDC), czyli R7 przyjmuje sygnał Bluetooth np. ze smartfona, jak i może zostać sparowany ze słuchawkami bezprzewodowymi. Te przewodowe podłączymy za pomocą wyjść niesymetrycznych i symetrycznych, a sygnał wypuścimy także na głośniki lub inne wzmacniacze, zarówno po RCA, jak i po XLR 3-pin. Nie robi wrażenia? To dopiero początek.
FiiO R7 to w dużej mierze urządzenie autonomiczne, które odtwarza muzykę nie tylko z serwisów strumieniujących, ale także pamięci wewnętrznej (64 GB), karty SD (!) lub microSD czy zewnętrznego dysku wpiętego za pomocą portu USB-A. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by podłączyć go do komputera za pomocą USB-C czy odtwarzać muzykę z dysku sieciowego/NAS-a. Do tego ostatniego uzyskamy dostęp zarówno przez Wi-Fi, jak i gniazdo sieciowe Ethernet.
Okazuje się, że USB-C można także użyć do… wyprowadzenia sygnału wideo. FiiO R7 z powodzeniem wyświetlał obraz na drugim monitorze. Wprawdzie interfejs był wyświetlany w pionie, ale przy pełnoekranowym odtwarzaniu filmów czy klipów wideo przełączał się na panoramę. Z kolei USB-A okazało się być kompatybilne także z klawiaturami, koncentratorami portów czy… innymi przetwornikami audio.
Funkcjonalność – wady
Czego zatem zabrakło? FiiO R7 nie ma wejść analogowych, więc nie może działać jako niezależny wzmacniacz słuchawkowy. Wielka szkoda, bo w modelu K9 Pro ESS zmieściły się zarówno wejścia RCA, jak i 4,4 mm. Nie ma co liczyć także na obsługę kodeka aptX Adaptive, bo zastosowany układ Qualcomma jest już wiekowy. Ponadto gniazdo sieciowe RJ-45 jest wolne, bo tylko 100-megabitowe. Transfer rzędu 12,5 MB/s wystarcza do odtwarzania plików w sieci lokalnej, ale w miarę możliwości lepiej korzystać z dwuzakresowego Wi-Fi, które jest trzykrotnie szybsze.
Niestety jeszcze jedna wada, dość problematyczna dla komputerowców. Zrezygnowano z odbiornika XMOS i w konsekwencji latencja nie jest tak niska, jak powinna. Producent najpewniej założył, że to jednak niezależne urządzenie, więc opóźnienia po USB mało komu będą przeszkadzały. Ja jednak wykorzystuję tryb DAC-a USB także do zastosowań wideo czy grania, a do tego R7 niespecjalnie się nadaje. Jest jednak szansa, że to tylko tymczasowa wada.
Zauważyłem, że latencję można zminimalizować – jeśli dostosujemy bufor w sterowniku producenta, to opóźnienia staną się akceptowalne. Nadal nie ma mowy o responsywności na poziomie odbiorników XMOS-a, ale dźwięk przestaje zupełnie wymijać się z obrazem. Niestety operację trzeba powtarzać za każdym razem po włączeniu trybu DAC USB… Mam nadzieję, że producent to dopracuje, że to kwestia aktualizacji sterownika.
Specyfikacja
Ogólna
- układ: Qualcomm Snapdragon 660
- pamięć: 64 GB + czytnik kart SD/microSD
- ekran: 4,97 cala, IPS, 1280 x 720 pikseli
- przetwornik: ESS Technology ES9068AS
- wzmacniacz: 2x THX AAA-788+
- odbiornik USB: brak danych
- obsługa słuchawek: 16-300 Ω
- maksymalne próbkowanie: 32 bit/384 kHz (lokalnie); 32 bit/768 kHz (USB); DSD256 (lokalnie); DSD 512 (USB)
- interfejsy: Wi-Fi 2,4/5 GHz, Bluetooth 5.0, Ethernet 100 Mb/s
- obsługa kodeków: SBC, AAC, aptX, aptX HD, LDAC, LHDC (nadajnik), SBC, AAC, LDAC (odbiornik)
- wymiary: 160 x 134 x 110 mm
- masa: 1,28 kg
Wyjście słuchawkowe 6,35 mm
- moc: 1850 mW + 1850mW @ 16 Ω; 1250 mW + 1250 mW @ 32 Ω; 160 mW + 160 mW @ 300 Ω
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
- SNR: ≥124 dB
- przesłuchy: ≥77 dB
- impedancja: <0,5 Ω
- THD+N: <0,0005%
Wyjścia słuchawkowe 4,4 mm + XLR 4-pin
- moc: 1000 mW + 1000 mW @ 16 Ω; 3650 mW + 3650 mW @ 32 Ω; 630 mW + 630 mW @ 300 Ω
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-50 kHz
- SNR: ≥122 dB
- przesłuchy: ≥116 dB
- impedancja: <0,5 Ω
- THD+N: <0,0005%
Wyjścia liniowe (niesymetryczne)
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-80 kHz
- SNR: >118,5 dB
- przesłuchy: ≥112 dB
- THD+N: 0,0005%
- napięcie: 2,2 V rms
Wyjścia liniowe (symetryczne)
- pasmo przenoszenia: 20 Hz-80 kHz
- SNR: ≥125 dB
- przesłuchy: ≥121 dB
- THD+N: 0,0005%
- napięcie: 4,5 V rms
Brzmienie
Spodziewałem się brzmienia w stylu odtwarzacza FiiO M11 Plus ESS, bo oba urządzenia mają ze sobą sporo wspólnego. Podobieństwa rzeczywiście słychać, bo dźwięk znowu oscyluje wokół neutralności tonalnej w tym gładko-muzykalnym wydaniu. Nie ma jednak mowy o przełożeniu jeden do jednego, bo modele M11 Plus ESS i R7 dość łatwo odróżnić. Wynika to najpewniej z tego, że M11 Plus ESS posiada dwa przetworniki ES9068AS i niżej pozycjonowany wzmacniacz THX-a, czyli wariant AAA-78. Z kolei R7 wyposażono w pojedynczego ES9068AS, ale wydajniejszy wzmacniacz AAA-788+. Szczegóły wkrótce, najpierw analiza dźwięku R7-ki.
Bas jest nieznacznie zaakcentowany, ale nie dominuje. FiiO R7 wyciąga rejestry subbasowe, jednak to średni zakres basu ma trochę więcej do powiedzenia, co nadaje niskim tonom ciepłego oraz nasyconego charakteru. Dół pasma jest też dynamiczny, bo energicznie uderza, sprawnie wygasa i jest podtrzymywany, gdy wymaga tego materiał muzyczny. Słychać także niezłe zróżnicowanie faktury, ale priorytet ma przyjemność z muzyki, więc instrumenty basowe są lekko wygładzone. Nie brakowało mi szczegółów, mogłem bez problemu odróżnić od siebie instrumenty operujące niskimi częstotliwościami, jak i wyłapać drobniejsze „smaczki”. Nie mam jednak wątpliwości, że przekaz basu R7-ki jest muzykalny, a nie analityczny.
Pasmo średnie nie jest wypchnięte, ale nie ma mowy też o V-ce. Średnica jest raczej płaska i neutralna, czyli w stylu ESS Technology – jej niższy oraz wyższy zakres nie walczą ze sobą o uwagę słuchacza. W niższym zakresie słychać charakterystyczne ciepło i nasycenie, a ten wyższy z powodzeniem dodaje muzyce klarowności. Nie należy obawiać się jednak ostrości, bo średnica jest dość gładka, więc przyjemna w odbiorze. Moim zdaniem rozdzielczość jest na dobrym poziomie, szczegóły z pewnością nie znikają w tle, ale znowu przekaz jest muzykalny, a nie analityczny. Bez problemu można wsłuchać się w wokale, instrumenty perkusyjne czy linię gitar, ale R7 motywuje do odbierania muzyki całościowo, a nie w kawałkach.
Wysokie tony są zaakcentowane podobnie do basu, czyli tylko lekko wychodzą przed szereg, ale nie zostały wyżyłowane. Na pokładzie jest jednak przetwornik od ESS Technology, a to zobowiązuje – góra pasma jest klarowna, zarysowana i rozciągnięta, ale jeszcze nie ostra. Wyższe rejestry również przeszły kurację umuzykalniającą, więc są podawane w sposób przystępny, także bez agresji i żyletek. Wysokie tony nadal świetnie doświetlają pozostałe zakresy, więc nie ma mowy o zgaszeniu, zamuleniu czy przyciemnieniu dźwięku. Sopran jest też selektywny, kontrolowany i wyrazisty, czyli świetnie wspiera gitary, wokale czy smyczki. Pewna synergia jest jednak wskazana, bo R7 nie uspokoi słuchawek o rozszalałej górze pasma, o czym jednak za chwilę.
Scena dźwiękowa lekko mnie rozczarowała. Jest kulista, jakby trójwymiarowa, z czym nie mam problemu, bo instrumenty są i tak pozycjonowane w szerokości, głębi i wysokości. Separacja dźwięków także nie zawodzi, wokół instrumentów jest sporo powietrza, a do tego są one kształtne, a nie płaskie. W czym zatem problem? Nie satysfakcjonuje separacja kanałów i to nawet w połączeniach zbalansowanych. Lewy i prawy kanał dość mocno się zlewają, są blisko siebie. Nadal słychać stereofonię, ale nie jest ona tak kontrastowa, jakbym chciał. Nie każdy się ze mną zgodzi, bo taki sceniczny „crossfeed” powoduje, że przekaz jest spójny, nie sprawia wrażenia rozerwanego w połowie, co wielu melomanów lubi. Niemniej dla mnie scena R7-ki była trochę za wąska i zbyt ciasna, jak na stacjonarny DAC/AMP.
FiiO R7 – porównania z M11 Plus ESS, K9 Pro ESS i HiFiMAN EF400
Na pierwszy ogień poszedł odtwarzacz M11 Plus ESS. Oba urządzenia romansują z neutralnością i mają w sobie pewną gładkość, ale M11 Plus ESS stawia bliżej średnicę, a więc brzmi naturalniej i równiej od R7. Szybko zauważyłem też, że M11 Plus ESS mocniej separuje kanały, czyli generuje szerszą scenę, co najpewniej zawdzięcza się podwójnym przetwornikom. W przypadku R7 scenę odebrałem jako kulistą, gdy przestrzeń M11 Plus ESS była elipsoidalna. Szczerze mówiąc wolę sygnaturę M11 Plus ESS. Z drugiej strony R7 wygrywa w sytuacjach, gdy potrzeba dużej mocy – 3,65 W na kanał z wyjść zbalansowanych to nie żarty. Mocą urządzenia czuć, nawet wymagające słuchawki rozwijają skrzydła.
K9 Pro ESS to już inna liga. Dedykowany DAC/AMP generuje pełniejszy bas, brzmi twardziej i bardziej konturowo oraz zdecydowanie przestrzenniej. Przy nim scena R7-ki sprawia wręcz wrażenie małej, bo K9 Pro ESS mocniej dystansuje od siebie kanały. Brzmienie K9 Pro ESS jest też bardziej rozdzielcze, dynamiczne i mniej wygładzone, a mimo to również angażujące i muzykalne. Osobiście bez wahania stawiam wyżej brzmienie K9 Pro ESS. Podobnie sprawa ma się z HiFiMAN-em EF400, brzmiącym zdecydowanie przestrzenniej, bardziej naturalnie i także z większą dynamiką. W tej konfrontacji również nie postawiłbym na R7, gdybym oceniał urządzenie tylko w kategorii dźwięku. Należy jednak pamiętać, że siłą R7-ki jest funkcjonalność – żadne z wymienionych wyżej urządzenia nie daje takich możliwości, jak nowe all-in-one.
FiiO R7 – synergia
FiiO R7 nie jest problematyczny synergicznie – bas jest wzmocniony w granicach normy, góra nie tnie uszu, a pasmo średnie jest na tyle blisko, że zgrywają się przeróżne słuchawki. Unikałbym jedynie ewidentnie ostrych słuchawek, bo R7 bazuje jednak na kostce ESS Technology, więc raczej nie uspokoi rozszalałego sopranu. Nie trzeba martwić się też o wysterowanie – R7 poradzi sobie śpiewająco z wysokoomowymi modelami czy niskoskutecznymi planarami. Sprawdziłem szereg modeli od HiFiMAN-a, 300-omowe Sennheisery HD 6XX i Sivga SV023, a także 350-omowe FiiO FT3 i R7 nawet się nie spocił.
Doki też jak najbardziej wchodzą w grę, ale lepiej unikać tych wyjątkowo wrażliwych na czystość sygnału. Dla przykładu nowości od Campfire Audio wyciągały szum, więc w tym aspekcie K9 Pro ESS także wypada lepiej, bo oferuje czystszy sygnał, nawet z gniazda 4,4 mm. Natomiast mniej czułe hybrydy, modele armaturowe czy słuchawki w pełni dynamiczne nie rozczarowywały kulturą pracy. Znowu należy uważać na górę pasma. Dobrze słuchało mi się nowych Campfire Audio Andromeda Emerald Sea, topowych hybryd FiiO FH9 czy łagodnych HiFiMAN Svanar, ale już Campfire Audio Solaris Stellar Horizon miały zbyt mocną górę.
Podsumowanie
FiiO R7 jest za co chwalić. Urządzenie robi wrażenie niekonwencjonalnym wzornictwem, jest wygodne i łatwe w obsłudze, a do tego diabelsko funkcjonalne. Producent nafaszerował je złączami, trybami i nietuzinkowymi opcjami, dzięki czemu R7 może służyć jako stacjonarny odtwarzacz plików, źródło sygnału dla wielu innych urządzeń, a nawet przystawka do TV. Duża w tym zasługa systemu operacyjnego Android, a także optymalnie wydajnego układu SoC Qualcomma. Do plusów należy zaliczyć także dużą moc zbalansowanego wzmacniacza marki THX, jak i rozbudowany interfejs Bluetooth. Muzykalne i gładkie brzmienie z lekko podkreślonymi skrajami pasma oraz kulistą sceną dźwiękową także może się podobać.
Niestety R7 nie jest pozbawiony kompromisów. Urządzenie nie może służyć jako wzmacniacz, bo nie ma wejść analogowych. Natrafiłem też na problemy z latencją. Pionowa konstrukcja nie każdemu przypadnie do gustu, podobnie jak brzmienie – liczyłem na większą scenę, bardziej zrównoważony i zarysowany dźwięk.
FiiO R7 kosztuje około 3700 zł. Jeśli potrzebujemy przede wszystkim niezależnego, wysoce wydajnego i wybitnie funkcjonalnego źródła muzyki, to urządzenie może być strzałem w dziesiątkę. Gdy natomiast priorytet ma jakość dźwięku, a dodatkowe funkcje są zbędne, to lepiej sięgnąć po mniej skomplikowane kombo czy mobilne odtwarzacze. Uważam, że sonicznie górą są zarówno M11 Plus ESS, jak i K9 Pro ESS czy Q7. W porównaniu do nich R7 jest niedostatecznie przestrzenny i trochę za bardzo wygładzony.
Zalety:
+ bogate wyposażenie
+ solidne wykonanie
+ oryginalne wzornictwo
+ wygodna obsługa
+ rozbudowany interfejs
+ wybitna funkcjonalność
+ dobry, dwukierunkowy Bluetooth
+ jasny i duży ekran
+ system Android 10 i dość wydajny układ Snapdragon 660
+ potężna moc
+ muzykalne brzmienie
Wady:
– brak wejść analogowych
– brak obsługi kodeka aptX Adaptive
– problemy z latencją w trybie DAC USB
– przeciętna separacja kanałów
Sprzęt dostarczył: