Edition XS to najnowsze, średniopółkowe słuchawki planarne HiFiMAN-a, które mają zachwycać ergonomią oraz brzmieniem. Wyposażono je w nowe przetworniki z ultracienkimi membranami oraz „niewidzialnymi” magnesami.

W ostatnim czasie przetestowałem wiele słuchawek HiFiMAN-a i wszystkie zrobiły na mnie duże wrażenie. Zarówno HE400se, Sundara, jak i Deva Pro zaskoczyły mnie fenomenalną relacją jakości do ceny. Znakomite okazały się także już znacznie droższe, ale nadal nie bijące rekordów cenowych, Arya Stealth Magnets (V3) – słuchawki szybkie, techniczne i paradoksalnie muzykalne. Podoba mi się, że HiFiMAN nie skupia się jedynie na hi-endowych słuchawkach, że wprowadza do sprzedaży także modele niedrogie oraz średniopółkowe.

REKLAMA
final

Odnośnie tytułowych Edition XS miałem jednak pewne wątpliwości. W ofercie producenta są już rewelacyjne Sundara, jak i świetne, wysoce funkcjonalne Deva Pro. Oba modele zachwycają brzmieniem, a ten drugi jest dodatkowo wysoce funkcjonalny, bo ma w zestawie dedykowany adapter Bluetooth. Sundary można dzisiaj kupić za 1600 zł, a Deva Pro za niecałe 1900 zł. Dlaczego zatem dopłacać do Edition XS, które kosztują prawie 2700 zł? Czy nowy model rzeczywiście jest tego warty?

Wyposażenie

Słuchawki są zapakowane w solidne pudełko, wewnątrz którego znajduje się forma wyłożona aksamitnym materiałem. Od pokrywy oddziela je arkusz gąbki, więc są bezpieczne na czas transportu.

Zestaw sprzedażowy zawiera:

  • kabel z kątową wtyczką 3,5 mm (ok. 150 cm);
  • adapter 6,35 mm;
  • instrukcję obsługi;
  • kartę gwarancyjną.

Kabel z zestawu Edition XS przypomina ten analogowy od modelu Deva Pro. Jest znacznie bardziej elastyczny od przewodu z modelu Sundara, ale w przeciwieństwie do kabla dodawanego do Arya Stealth Magnets nie ma oplotu i wieńczy go wtyczka 3,5 zamiast 6,35 mm. Producent dorzuca jednak stosowny adapter.

Konstrukcja

Edition XS nawiązują wizualnie do starszych i dużo droższych Edition X, a siłą rzeczy także przypominają Anandy czy Arye, bo znów zastosowano charakterystyczne, owalne muszle ze srebrnymi maskownicami. Tym razem wymieniono jednak pałąk na ten ze wspominanych Deva Pro czy HE400se, czyli pozbawiony podwieszonej opaski. Trudno mieć większe zastrzeżenia odnośnie wzornictwa, które jest nadal eleganckie, stonowane i uniwersalne.

Muszle zostały wykonane z tworzywa sztucznego, lekko ziarnistego i połyskującego. Z kolei maskownice o szerokich prześwitach są metalowe i tym razem przyjemniejsze w dotyku od tych ostrych i szorstkich z modelu Arya trzeciej generacji. Pod grillami są także cienkie siateczki, przez które można zauważyć neutralne akustycznie magnesy „Stealth Magnets”, pościnane na krawędziach i zaoblone. W dolnej części muszli nie zabrakło gniazd 3,5 mm, które producent konsekwentnie stosuje w swoich nowych produktach.

Nauszniki także nie zaskakują – są znów hybrydowe i kątowe. Zszyto je z grubej i elastycznej sztucznej skóry, która jest dodatkowo perforowana od wewnętrznej strony. Natomiast na rantach padów są już dobrze znane, sprężyste siatki o heksagonalnych oczkach, te same, co w innych modelach HiFiMAN-a. Pady znowu wypełniono obficie sprężystą i miękką gąbką, a przetworniki przykryto cienkimi siateczkami. Tradycyjnie nie ma pod nimi dodatkowych wkładek.

Metalowe widełki pałąka przytwierdzono w dwóch punktach za pomocą skuwek, w przeciwieństwie do płaskich śrub w modelu Deva Pro. Mocowania pozwalają muszlom na swobodny ruch w pionie, jak i poziomie, a do tego służą do regulacji rozmiaru – na każdą ze stron przypada około 9 skoków. Pałąk ponownie obszyto obustronnie i wypełniono gąbką od spodu. Oznaczenia kanałów trafiły tradycyjnie na plastikowe elementy z obu stron, gdzie można dojrzeć także logo producenta oraz nazwę modelu.

Jakość wykonania jest dobra, ale nie wybitna. Nie widać specjalnej przepaści względem znacznie droższych Arya Stealth Magnets, ale uproszczony pałąk zdradza niższą cenę modelu Edition XS. Paradoksalnie tańsze Sundara prezentują się lepiej od bohatera niniejszego testu, bo tańsze słuchawki mają w pełni metalowe muszle. Niemniej Edition XS i tak wyglądają na trwałe – konstrukcja nie skrzypi, pałąk jest giętki, a poszczególne elementy spasowano bez zastrzeżeń.

Ergonomia i użytkowanie

Pałąk to niestety ergonomiczny krok wstecz, bo nie jest on tak wygodny, jak elastyczna, dopasowująca się do kształtu głowy opaska. Jednak komfort jest i tak przyzwoity. Pałąk jest dość szeroki i dopiero po dłuższym czasie lekko uciska czubek głowy, do czego można się jednak przyzwyczaić – po kilku dniach odsłuchów przestałem na to narzekać. Ponadto nacisk muszli jest optymalny, więc słuchawki nie miażdżą głowy. Dobre jest też wyważenie – wcale nie czuć, że słuchawki ważą aż 405 g. Musiałem się upewnić, czy ktoś się nie pomylił w specyfikacji, bo Edition XS wydały mi się znacznie lżejsze, niż są w rzeczywistości.

Nauszniki również nie rozczarowują – są przyjemne w dotyku i pojemne. Moje małżowiny uszne w zasadzie nie stykają się ani z żebrowaniem przetworników, ani z krawędziami padów. Co ciekawe Arye V3 posiadają te same nauszniki, ale ich pałąk cechuje się mocniejszym naciskiem. W efekcie droższy model wygrywa podwieszoną opaską, ale lekko miażdży głowę, co nie ma miejsca w Edition XS. Podobnie jest z modelem Sundara, również mocniej dociskającym nauszniki. W rezultacie gdy posiadamy dużą czaszkę, Edition XS mogą być paradoksalnie wygodniejsze od modeli z podwieszanymi opaskami.

Problemem jest za to regulacja rozmiaru, bo pałąk jest za duży. Gdy zazwyczaj ustawiam rozmiar na 30-50% zakresu, to w przypadku Edition XS musiałem rozsunąć pałąk jedynie na… pierwszy stopnień z dziewięciu. Słuchawki będą więc pasować na średnie i duże głowy, ale mogą nie nadawać się dla melomanów z mniejszymi czaszkami. Dla przykładu moja partnerka nie mogłaby korzystać z Edition XS na co dzień. Mam wrażenie, że nie wzięto pod uwagę braku podwieszonej opaski i tego, jak bardzo pojemne są same nauszniki.

Kabel jest na szczęście elastyczny, czego nie mogę powiedzieć o przewodach ze starszych modeli. Ten w XS jest ciężki i lejący się, więc świetnie się układa. Dla porównania do wspomnianych Sundara dodawany jest sztywny, wręcz druciany kabel, który potrafi mocno zirytować. Zastosowanie wtyczki 3,5 mm oraz dodatkowego adaptera to także dobra decyzja ze strony producenta, dzięki temu słuchawki łatwo podłączyć zarówno do sprzętu mobilnego, jak i stacjonarnego.

Specyfikacja

  • przetworniki: magnetoelektryczne, planarne
  • pasmo przenoszenia: 8 Hz-50 kHz
  • czułość: 92 dB
  • impedancja: 18 Ω
  • kabel: 2x 3,5 mm > 3,5 mm + adapter 6,35 mm, ok. 150 cm, miedź
  • masa: 405 g

Brzmienie

  • Słuchawki: Audeze LCD-2 (Double Helix Fusion Complement4), Dan Clark Audio Ether 1.1 (Forza AudioWorks HPC Mk2 i DUM XLR), HiFiMAN Arya V3, Deva Pro i Sundara, Sennheiser HD 6XX i HD 400 PRO
  • Źródła: FiiO K9 Pro ESS, M17, M15 i M11 Plus LTD, DAART Aquila II, Burson Playmate Everest, Astell&Kern AK70 MKII

Moje wątpliwości ze wstępu recenzji zostały rozwiane już po pierwszym odsłuchu – Edition XS to rzeczywiście krok naprzód względem modeli Sundara czy Deva Pro i to zdecydowany. Brzmienie także jest inne. Wprawdzie nadal nie ma wątpliwości, że Edition XS to dzieło HiFiMAN-a, ale słuchawki nie stanowią bezpośredniego rozwinięcia ani modelu Sundara, ani Deva Pro. Właściwie to Edition XS są jakby ich syntezą z domieszką dźwięku Arya Stealth Magnets. Miałem wrażenie, że słyszę cząstkę każdego modelu, że Edition XS to mieszanka wszystkich, wspomnianych słuchawek.

Porównania z innymi słuchawkami zostawmy na później, a teraz skupmy się na samej, muzykalno-technicznej sygnaturze słuchawek. Otóż Edition XS to neutralne barwowo słuchawki, które lekko akcentują skrajne pasma, ale nie tak intensywne, by określać sygnaturę mianem V- czy też U-kształtnej. Nadal mamy do czynienia ze stosunkowo zrównoważonym brzmieniem. Dźwięk jest tradycyjnie klarowny, bezpośredni i precyzyjny, więc słuchawki robią wrażenie stroną techniczną, ale jednocześnie sprawiają przyjemność, a nawet relaksują, jeśli zapewni się im odpowiednie źródło i poprawnie zrealizowaną muzykę.

HiFiMAN Edition XS – sygnatura dźwiękowa

Bas jest wzmocniony, ale minimalnie – ciągle mowa o otwartych, planarnych słuchawkach, więc nie należy obawiać się grzmocącego dołu, który zalewa pozostałe pasma. Brzmienie nie jest jednak chude – zejście basu jest całkiem sensowne, jego średni podzakres jest wypełniony i ciepły, a wyższy zakres obecny. W efekcie słuchawki potrafią zarówno głęboko zawibrować, leniwie się przelewać, jak i zabrzmieć bardziej punktowo i szkicowo. Gdy wymaga tego materiał, bas jest nawet soczysty i dość masywny. W niskich tonach słychać pewną gładkość, bas nie jest zupełnie twardy i konturowy, ale faktura instrumentów czy detale ciągle nie są maskowane. Duże wrażenie robi dynamiczny i zwarty atak, a bas jest też odpowiednio podtrzymywany i szybko wygasa. Mamy więc do czynienia z muzykalnym przekazem dołu, który nadal pozwoli na bardziej krytyczny odsłuch. Edition XS satysfakcjonowały mnie zarówno w elektronice, rocku, jak i jazzie czy klasyce.

Pasmo średnie jest neutralne i usytuowane nieznacznie z tyłu. Nie ma mowy o wycofaniu czy zdominowaniu średnicy przez skrajne pasma. Przekaz jest nadal bezpośredni i czytelny, a wręcz krystaliczny – słuchawki brzmią bez dystansu, krzty woalu czy zgaszenia. Moim zdaniem pasmo jest neutralne tonalnie, bo Edition XS potrafią zabrzmieć zarówno cieplej i spokojniej, jak i chłodniej i ostrzej – w jazzie jest klimatycznie i naturalnie, a w nowoczesnej elektronice nie brakuje charakterystycznej cyfrowości. Wokale ciągle nie znikają gdzieś w tle, każdy dźwięk jest wzorowo odseparowany i selektywny, stąd nazwanie słuchawek mianem V-kujących byłoby krzywdzące. Co ciekawe środek jest bardziej techniczny od basu, twardziej zarysowany i mniej gładki, więc można wyciągnąć mnóstwo detali, wsłuchać się w poszczególne pasma, uderzenia pałeczek perkusyjnych, szarpnięcia strun czy wibrację powietrza w przypadku instrumentów dętych. Niemniej możliwy jest także relaks, a muzyka może stanowić tło codziennych czynności – Edition XS nie narzucają się dźwiękiem.

Sporo będzie zależało jednak od źródła, bo góra, podobnie jak bas, to zaakcentowane pasmo, lekko wzmocnione względem średnicy. Edition XS to nadal słuchawki jasne – daleko im do zamulonego, przyciemnionego dźwięku, muzyka jest ciągle podawana maksymalnie bezpośrednio. W gorzej zrealizowanych utworach może zdarzyć się lekka sykliwość, jednak w optymalnych warunkach góra zachwyca rozciągnięciem, jest kontrolowana, mocno doświetla pozostałe pasma i niweluje jakikolwiek dystans do muzyki. Nie nazwałbym jednak słuchawek ostrymi – nawet w mniej sprzyjających warunkach słuchawki nie są skrajnie sykliwe czy męczące. W gruncie rzeczy przekaz góry jest liniowy, stąd przekonują zarówno talerze perkusyjne, smyczki, wysokie wokale, solowe gitary, jak i syntezatory czy cyfrowe sample. Słuchawki są jednak podatne na synergię, reagują na charakter źródła oraz korektę. Minimalne odjęcie zakresu powyżej 3 kHz niweluje wyostrzenie w mniej synergicznych połączeniach.

Scena dźwiękowa jest spora. Ma elipsoidalny kształt, więc muzyka jest rozciągana na boki. To efekt kontrastowej separacji kanałów, które nie zlewają się nawet, gdy korzystamy ze standardowego, niesymetrycznego kabla. Głębia oraz wysokość są na drugim miejscu, ale ekspozycja instrumentów jest nadal zróżnicowana w głąb i w pionie. Generalnie słychać, że Edition XS wykorzystują potencjał otwartej konstrukcji, wyciągają dźwięk poza głowę i zanurzają w muzyce. Dobre wrażenie robi też holografia – może instrumenty nie są jeszcze wybitnie trójwymiarowe i potężne, ale dźwięki nie są już płaskie, lecz zajmują w przestrzeni obszary i wydają się być foremne. Efekt potęguje obfite napowietrzenie, które z kolei sprzyja separacji instrumentów – dźwięki nie zlewają się ze sobą, są zupełnie niezależne, nie nakładają się. Podoba mi się także bliski pierwszy plan, ale przekaz jest nadal warstwowy – instrumenty tła łatwo wychwycić, ale nie próbują one zdominować tych pierwszoplanowych.

HiFiMAN Edition XS – porównania z Sundara, Deva Pro i innymi słuchawkami

Porównanie z modelem Sundara mnie zaskoczyło – obie pary dość mocno się od siebie różnią. Edition XS brzmią trochę jaśniej, ale są tym samym równiejsze, bo wyciągają pełniejszy bas, czyli chętniej schodzą w subbas, a ich średnica jest bardziej neutralna. W bezpośrednim porównaniu Sundara faworyzują raczej średni zakres dołu, cieplejszy i miększy oraz gorzej schodzą w subbas. W dźwięku Sundara ogólnie słychać więcej ciepła, średnica jest bliżej i jest łagodniejsza w wyższym zakresie, podobnie jak góra pasma – również wyrazista, ale kapkę spokojniejsza. Moim zdaniem Sundary są nadal bardziej muzykalne od Edition XS, przystępniejsze w odbiorze i trochę bardziej naturalne, ale…

…Edition XS wygrywają pod względem technicznym. Brzmią bardziej rozdzielczo i dynamicznie, a także precyzyjniej zarysowują dźwięk, mocniej separują instrumenty oraz generują szerszą scenę dźwiękową. Sundara obok Edition XS zaczęły brzmieć dla mnie „w głowie”, podczas gdy przekaz testowanego modelu był bliżej Arya V3. Edition XS nadal sprawiały mi przyjemność z muzyki, ale lepiej radziły sobie też z rozkładaniem dźwięku na czynniki pierwsze. Przyznaję, że bardzo lubię Sundary, słuchawki są nadal wysoce opłacalne i świetne technicznie, ale w mojej ocenie Edition XS to już półka wyżej pod względem jakościowym. Sygnatura to już kwestia subiektywna – gdy wolimy więcej ciepła i łagodności, to Sundara mogą być lepszym wyborem.

Edition XS mają więcej wspólnego z Deva Pro niż z Sundara. Deva Pro w połączeniu analogowym także stawiają na mocne skraje pasma. Okazuje się jednak, że Edition XS brzmią trochę bardziej gładko, mocniej nasycają dźwięk i są trochę cieplejsze w przekazie basu, którego jest trochę więcej i jest on pełniejszy w subbasie. Odebrałem też scenę dźwiękową tytułowego modelu jako większą – ewidentnie szerszą, w której słychać obszerniejsze źródła pozorne. W efekcie Edition XS brzmiały dla mnie bardziej muzykalnie, przestrzenniej i barwniej. Dźwięk nowych słuchawek wydał mi się pełniejszy, bardziej dociążony i przystępniejszy w odbiorze, więc to je preferuję. Z drugiej strony Deva Pro posiadają w komplecie także adapter Bluetooth i mogą działać również po USB, a wtedy także brzmią pełniej.

Pomiędzy modelami Edition XS a Arya Stealth Magnets jest potężna różnica w cenie. W dźwięku także słychać przeskok, ale nie tak duży, jakby mogło się wydawać. Tak, najnowsze Arya brzmią jeszcze szerzej i bardziej trójwymiarowo, mają więcej kopa i są mniej wygładzone w przekazie, bo brzmią twardziej i bardziej konturowo. Najnowsze Arya to w porównaniu do Edition XS słuchawki jaśniejsze, bardziej precyzyjne i bezwzględne. Arya Stealth Magnets są ponadto szybsze, mają wyższą dynamikę, rewelacyjnie punktowo uderzają basem, a także jeszcze bardziej rozciągają przekaz w każdym kierunku. Mam jednak wrażenie, że Edition XS to taka złagodzona, mniej techniczna, bo gładsza wersja modelu Arya o spokojniejszym sopranie. Wprawdzie Arya też potrafią brzmieć muzykalnie, ale Edition XS są ogólnie bardziej zrelaksowane, a więc łatwiejsze w odbiorze. Zatem Arya Stealth Magnets są górą jakościowo, ale Edition XS i tak się bronią, bo kosztują ułamek ich ceny.

Na koniec jeszcze kilka szybkich porównań do różnych modeli. Audeze LCD-2 (stara wersja) okazały się brzmieć bardziej ciasno, mniej otwarcie w scenie, co jest jednak typowe. Jednocześnie wychwyciłem gęstszy średni bas, bliższą średnicę i spokojniejszą górę w dźwięku LCD-2, gdy Edition XS brzmiały bardziej otwarcie, barwniej i przyjemniej „mruczały” w subbasie. Ode mnie punkt dla Edition XS. Z kolei Ethery 1.1 generowały płytszy bas, ale brzmiały znacznie bliżej w średnicy (cieplejszej), a także generowały łagodniejszy sopran (uspokojony w najwyższych oktawach). Muzykalnością wygrywają Ethery, ale Edition XS zachwycają ogólnym poziomem i opłacalnością. Ethery 1.1 to już dość wiekowy model, ale słuchawki startowały w cenie kilkukrotnie wyższej od Edition XS. Progres jest więc imponujący.

HiFiMAN Edition XS – synergia

Sprawa jest prosta – lepiej unikać jasnych, wyostrzonych źródeł. Te neutralne powinni wybrać gustujący w bardziej analitycznym i klarowniejszym przekazie, a źródła ciepłe, basowe lub przyciemnione docenią osoby faworyzujące muzykalność. Edition XS są czułe na charakter źródła, reagują na sprzęt, ale nie potrzeba im wiele, by pokazały wysoki poziom. Tyczy się to także mocy – wydajny, stacjonarny sprzęt jest wskazany, ale dobry odtwarzacz przenośny bez problemu udźwignie Edition XS.

Yulong DAART Aquila II nie do końca zgrał się ze słuchawkami, bo to źródło o stosunkowo klarownej górze, bliskiej typowemu „Sabre”. FiiO M15 czy M17 zapewniły już lepszą synergię – ten pierwszy mocniej złagodził dźwięk, a drugi zapewnił muzykalny i zarazem techniczny przekaz, ale bardziej neutralny od M15. Najbardziej spodobało mi się połączenie z nowym FiiO K9 Pro ESS, który stanowił wypadkową M15-tki i M17-tki, świetnie wypełnił bas i uspokoił sopran, ale bez jego ścięcia. O tym połączeniu będzie można więcej przeczytać wkrótce w teście dedykowanym K9 Pro ESS. Zatem posługując się stereotypami – Edition XS polubią się z dźwiękiem w stylu Burr Browna czy AKM, ale nie każde połączenie ze źródłami wyposażonymi w kośćmi ESS będzie udane.

Warto też wiedzieć, że opisywane słuchawki są na tyle czułe, że dość mocno reagują na filtry cyfrowe. W przypadku wielu urządzeń z platformy testowej filtry „slow” wyraźnie łagodziły przekaz góry Edition XS, która była ostrzejsza z filtrami typu „fast”. Filtry cyfrowe mogą więc uratować sytuację, gdy uznamy, że wysokie tony są trochę za mocne. W mniej synergicznych połączeniach przyda się też korektor. Sam nie lubię stosować korekcji, ale w przypadku Edition XS wcale nie trzeba godzinami przesuwać suwaków wte i wewte. Wystarczy lekko skorygować zakres powyżej 3 kHz, by uspokoić wysokie tony i to bez straty jakościowej.

Podsumowanie

Edition XS pozytywnie mnie zaskoczyły, a podszedłem do ich testu sceptycznie. Okazało się, że konstrukcja jest nadal solidna, ergonomia satysfakcjonuje, a brzmienie jest z wysokiej półki. Moim zdaniem słychać progres względem niższych modeli – dźwięk jest jeszcze szybszy, przestrzenniejszy, pełniejszy w basie i bardziej precyzyjny. Edition XS to świetna wypadkowa brzmienia technicznego z muzykalnym, więc można liczyć na wysoką rozdzielczość i precyzję, ale w dość przystępnej formie.

Szkoda jednak, że pałąk nie jest mniejszy – musiałem go rozsuwać jedynie minimalnie, więc słuchawki mogą być za duże dla niektórych melomanów. Brak opaski nie każdemu się spodoba, bo Edition XS mogą lekko uciskać czubek głowy. Słuchawki wymagają też pewnej synergii i dobrych realizacji, bo góra pasma jest ciągle dość jasna.

HiFiMAN Edition XS zostały wycenione na niecałe 2700 zł, ale do końca lutego 2022 roku można je kupić za 2400 zł w przedsprzedaży. Moim zdaniem warto – strojenie jest uniwersalne, a brzmienie świetne. Subiektywnie rzecz ujmując, Edition XS to mój aktualny faworyt wśród znanych mi słuchawek HiFiMAN-a – wybrałbym nowy model zamiast Sundara czy Deva Pro. Podoba mi się też, że Edition XS są łagodniejsze od Arya V3, dzięki czemu pozwalają na relaks i nadają się także do gier.

Dla HiFiMAN Edition XS

Zalety:
+ elastyczny kabel w zestawie
+ dobra jakość wykonania
+ eleganckie wzornictwo
+ miękkie nauszniki
+ optymalny nacisk pałąka
+ podatne na synergię i korekcję
+ techniczno-muzykalna sygnatura
+ szybkie brzmienie z pełnym basem, klarowną średnicą i rozciągniętą górą
+ szeroka i napowietrzona scena dźwiękowa

Wady:
– pałąk potrafi lekko uciskać
– duży rozmiar pałąka
– dla uzyskania najlepszych efektów wymagają synergii

Sprzęt dostarczył:

SPRAWDŹ AKTUALNE CENY NA CENEO.PL

REKLAMA
fiio

1 KOMENTARZ

Skomentuj MTT Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj